Najfajniejsze uczucie? Kiedy sala na kilkaset osób powoli się zapełnia i motyle w brzuchu, które czujesz od dłuższego czasu, wariują tak, że musisz na chwilę usiąść. Agata, Kasia i Mateusz witają gości rozdając identyfikatory, na zapleczu pełna mobilizacja, ostatnie ustalenia. Wchodzimy.
Kiedy jakieś pół roku temu napisałam do Anity z popozycją, że pomogę jej z trzecią edycją Spotkań Podróżujących Kobiet TRAMPki nie do końca wiedziałam, na co się piszę. Wiedziałam natomiast, że na pewno chcę być częścią tej inicjatywy. Przyglądałam się jej od pierwszego roku, kiedy kilkadziesiąt osób musiało się pomieścić w małej bibliotece na Mariackiej. W następnym roku zdalnie organizowałam warsztaty o wolontariacie. Zdalnie, bo siedziałam w Grecji, ale temat jest na tyle istotny, że bardzo mi zależało na jego obecności na TRAMPkach.
Pomogę ci – napisałam do Anity. Ja, ciągle naiwna, myślałam wtedy, że dołączam do większego zespołu, a okazało się, że wszystko robimy we dwie i najbardziej kluczową okazuje się być pomoc znajomych i przyjaciół. Każde niepowodzenie starałyśmy się przekuć w sukces, jeżeli ktoś mówił „nie”, motywował nas do poszukiwania innego, jeszcze lepszego rozwiązania.
I tu chyba tkwi źródło całej tej pozytywnej atmosfery, o której mówią i piszą nam uczestnicy Spotkań – są one rezultatem fantastycznego teamworkingu. Posiadając bardzo ograniczone możliwości finansowe, próbowałyśmy zaangażować jak najwięcej ludzi. Z różnym skutkiem, w przypadku niektórych skończyło się na chęciach i deklaracjach. Jednak ci, co z nami zostali, wnosili w projekt swój power, a my przekuwałyśmy go na realne działania.
Z czego jestem najbardziej dumna?
… z uczestniczek TRAMPek. Są to kobiety, które wiedzą, czego chcą. Pełne pasji do życia, odwagi i chęci. Na Spotkania przychodzą same, z koleżankami, zabierają dzieci, mężów, partnerów. I rozmawiają – z nami, ze sobą, dzielą się wrażeniami, opowiadają o swoich podróżach. To zaangażowanie i otwartość widziałam chociażby na warsztatach z Wiolą Starczewską, gdzie uczyły się swoje podróżnicze doświadczenia przekuć w atut zawodowy. Nie wstydzą się zabrać głosu, podejść przedstawić się, odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech.
… z Anity Demianowicz, pomysłodawczyni i głównej organizatorki wydarzenia. Gdzie człowiek nie może, tam Anitę pośle. Kobieta wytrwała i konsekwentna, nie zrobiła z TRAMPek celebryckiego festiwalu, choć to byłaby najprostsza droga do medialnego sukcesu. Oddaje głos i zawodowym podróżniczkom, i pasjonatkom z pomysłem. Tu nie ma lepszych i gorszych, każda z nas jest bohaterką. Nie wiem, czy jest tego świadoma, ale tworzy swoiste kręgi kobiet, gdzie w najbardziej naturalny sposób buduje się więzi i przejmuje doświadczenie.
… z prelegentek i prowadzących warsztaty. W tym – siebie, bo wcale nie jest łatwo (przynajmniej dla mnie) stanąć na scenie przed kilkusetosobową publicznością i zacząć mówić. Chęć opowiedzenia o swoich dokonaniach to jedno, ale osoby występujące i szkolące na Spotkaniach łączy jeszcze coś – gotowość do dzielenia się wiedzą i mówienie o swoich błędach tak, żeby inni ich nie popełniali. To zasługuje na duży szacunek i takim szacunkiem ich darzę.
Jestem też dumna z faktu, że TRAMPki dzieją się w Gdańsku. W tę przestrzeń wpisują się idealnie, bo gdzie, jak nie w kolebce Solidarności kultywować solidarność kobiet? Gdzie, jak nie tu, inspirować do wychodzenia poza schemat? Byłoby ogromną stratą dla tego miasta, gdyby Spotkania Podróżujących Kobiet przeniosły się do innego miejsca.
Mamy takie zdjęcie, na którym widać, jak bardzo byliśmy zmęczeni po zakończeniu Spotkań. Trzydniowe wydarzenie to tylko kilka godzin snu, ciągły stand-by, nawet gdy wieczorami próbowaliśmy złapać chwilę relaksu w gościnnym Bunkrze, dziesiątki rozmów i setki nowych twarzy. Oczywiste więc, że jestem dumna też z naszej ekipy. Bo się udało na medal.
Fot. Bogna Kociumbas