Ten tydzień w naszym międzynarodowym towarzystwie zdominowała kampania #UnitedInDifferences. Śmieszna sprawa, jeszcze niedawno w rozmowie z przyjaciółmi przekonywałam, że im więcej podróżuję, im więcej poznaję ludzi, tym bardziej utrwalają się pewne stereotypy. Ale gdy tak usiedliśmy wspólnie za jednym stołem, wyszło nam, że…
Najpierw jednak kilka słów ode mnie. Niedawno czytałam tekst Mai Sieńskowskiej o szufladkowaniu ludzi. Maja jest psychologiem z wykształcenia i wie co mówi: podświadome przypinanie łatek oraz „umieszczanie” ich w odpowiednich szufladkach jest mechanizmem upraszczającym nasze funkcjonowanie.
[grey_box]
„Nie budujemy szufladek dla zabawy, ale po to, by czuć się w świecie ludzi bezpieczniej, by wiedzieć, czego się spodziewać i nie narażać się na zaskakujące sytuacje. Wolimy skategoryzować i określić, że ten pan jest miły, ta pani to zołza, a tamta to jakaś dziwna chyba, bo chodzi zamyślona i do końca nie wiadomo, co o niej sądzić. Wtedy jest najgorzej, jeśli nie możemy kogoś włożyć do szufladki. Przecież nie możemy jednej osoby umieścić trochę tu, a trochę tam, więc najlepiej nakleić jej po prostu łatkę „dziwak” i po sprawie.” (prostozmostu.co)
[/grey_box]
Sęk w tym, że nadmierne upraszczanie i brak refleksji przynosi nieraz więcej szkody, niż pożytku. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z ludźmi innego, niż nasze, pochodzenia etnicznego czy innej religii. Od Niemców oczekujemy, że będą hiperpoprawni i hiperzorganizowani. Francuzi są aroganccy, a Hiszpanki kłótliwe. Nastawiamy się więc od razu negatywnie, boimy się jechać na wycieczkę do Iranu, w Albanii wszywamy pieniądze w bieliznę. I choć spotkamy 9 osób nie odpowiadających stereotypowi, jedna wystarczy, żeby stwierdzić „bo wszyscy Grecy są leniwi”.
Usiedliśmy więc wspólnie przy stole i doszliśmy do wniosku, że łączy nas bardzo wiele. Że stereotypy najczęściej są bardzo krzywdzące i nie dają szansy na zrozumienie innej kultury, innych zwyczajów. Gdy kilka lat temu na wymianie studenckiej mieszkałam z Niemką, jej chłopak przyjeżdżając własnym samochodem parkował wyłącznie na parkingach strzeżonych. Bo przecież w Polsce kradną. Nie powiem, że było to miłe doświadczenie.
Z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową, który przypada na 21 marca, ruszyła kampania „United In Differences”. Celem inicjatorów jest uświadomienie, że owszem, jesteśmy różni, ale nie aż tak, jak to mogą sugerować stereotypy. A co najważniejsze – wszyscy jesteśmy równi. Dziwnie, że musimy tłumaczyć tak oczywiste rzeczy.
No, nie wyczaisz. Ale jak one wyczają, to i ty wyczaisz. Czaisz?*
Poznałam ludzi, którzy czają. Czają, kiedy małe żółwie, takie miniaturki, z godną podziwu zaciekłością zaczynają rozkopywać złoty piasek i sprintem zapieprzają do wody. Czają, kiedy lokalsi nie pozwalają budować dużych ośrodków turystycznych w bezpośrednim sąsiedztwie lęgowisk. Nie czają jednak, gdy nad ranem dostają telefon o ciężko rannych, pokaleczonych żółwiach. W milczeniu pakują sprzęt do małego busa i ruszają w drogę.
Nad horyzontem szaleje rubinowy zachód słońca. Barwi niebo, chmury, przegląda się w wodzie, powoli pochłania kontury wysp sarońskich. Wiatr przynosi stukot obijających się burtą o boje jachtów. Ich rozmiary i liczba sporo mówią o grubości portfeli tutejszych mieszkańców. Bo trzeba wiedzieć, że Glyfada to mały przyateński raj, zamieszkały głównie przez krezusów.
Ateński raj
Plaże wcale nie są ładne: szarobure, gruboziarniste, zaśmiecone. Ale otaczają je wspomniane jachty, domy z wysokimi murami, a w centrum Glyfady ciągnie się szereg sklepów – z sieciówkami i z bardziej ekskluzywnymi markami. Od Aten jest wystarczająco daleko, żeby nie zawracać sobie głowy protestami uchodźców pod parlamentem czy zdarzającymi się od czasu do czasu zamieszkami. Wzdłuż nabrzeża w weekendy przetaczają się tabuny spacerowiczów. Raj.
Dojeżdżam tramwajem, chwilę kluczę, aż w końcu trafiam do celu. Przy drodze widzę luźny kawałek betonu, więc zgodnie ze wskazówkami, wspinam się na wysoki krawężnik i w gąszczu krzewów znajduję zamaskowaną bramę w płocie. Tędy chodzą tylko pracownicy i wolontariusze centrum Archelon. Spędzę tu dwa dni, żeby przyjrzeć się z bliska, jak wygląda jeden z najstarszych ośrodków ratowania żółwi morskich w Grecji.
W ubiegłym roku centrum obchodziło swoje dwudziestolecie. Inicjatywę organizacji Archelon wspiera administracja Glyfady i Ministerstwo Środowiska. Jednak podstawową siłą roboczą stanowią wolontariusze, zarówno lokalni, jak i zagraniczni – rocznie na zasadach wolontariatu pracuje tu około 50 osób. Jest to dość nietypowe zjawisko jak na Grecję, ponieważ praca społeczna w tym kraju jest zupełnie niepopularna, a ochroną środowiska przecięty Grek nie zaprząta sobie głowy.
Niemniej jednak, wielu Greków zostaje wolontariuszami Archelonu. Wspierają działania informacyjne, zabezpieczają dwa istniejące w kraju lęgowiska na Peloponezie i Zakynthos, pomagają w najtrudniejszych pracach, związanych z utrzymaniem centrum. Może to urok patrona organizacji, tajemniczego prahistorycznego gada, prapradziadka współczesnych żółwi?
Dionisos, dla przyjaciół Dino, jest ateńczykiem i chlubnym przykładem młodego Greka, angażującego się społecznie. W Archelonie stara się być w każdy weekend
Witajcie w Archelonie
Tuż za ogrodzeniem centrum czeka mnie pierwsze zaskoczenie: wolontariusze mieszkają w wagonach, przekazanych organizacji przez Ο.Σ.Ε., greckiego przewoźnika kolejowego. Wagony zostały odpowiednio dostosowane, powstały w nich nieduże pokoje, toalety, prysznic, kuchnia. Mimo wszystko, ktoś, kto liczy na zakwaterowanie o standardzie Glyfady, będzie mocno rozczarowany. Wilgoć i zimno (w miesiącach zimowych) wdziera się do każdego kąta i potrafi mocno uprzykrzyć mieszkańcom centrum. W deszczowe dni pracownikom bardzo się przydają kalosze – tylko część ośrodka posiada drewnianą podłogę, reszta terenu to niezbyt dobrze ubita ziemia.
Wolontariuszom do snu gra woda. W burzliwą pogodę morskie fale z łatwością pokonują wąską plażę i docierają do ogrodzenia ośrodka. Ta sama woda przez specjalnie zaprojektowany system węży i rurek trafia do pojemników, w których mieszkają pacjenci. Część z nich znajduje się w „szklarni” – zimą udaje się tu utrzymać odpowiednią temperaturę.
Wolontariusze mieszkają w specjalnie do tego przystosowanych wagonach. Są tu sypialnie, łazienka, kuchnia
7:30 rano
W Archelonie dzień zaczyna się wczesnym rankiem. Plan dnia jest bezwzględny, obchód wszystkich żółwi należy zakończyć przed ósmą. Próbuję wstać wcześniej, co mi średnio idzie, więc dopiero odgłosy ciężkich butów Victora stawiają mnie na nogi. Victor jest wolontariuszem ze Szwecji i mieszka w ośrodku od kilku miesięcy. Niedawno wytatuował sobie prahistorycznego archelona na plecach. W centrum nie ma miejsca dla przypadkowych osób, tacy szybko rezygnują.
Victor mierzy temperaturę wody. Wyniki porannej obserwacji notowane są w specjalnym formularzu
Bierzemy z Victorem listę pacjentów i ruszamy do pracy. Najpierw sprawdzamy temperaturę wody w pojemniku. Większość żółwi nieruchomo drzemie na dnie lub unosi się tuż pod powierzchnią wody. Zupełnie nieruchomych śpiochów trzeba obudzić, poprosić o wynurzenie się, przy okazji Victor sprawdza, czy dany żółw przetrawił wszystko, co zjadł poprzedniego dnia. Sprawdzamy też rany pod opatrunkami i wszystko skrzętnie notujemy.
W skutek odniesionych ran, niektóre żółwie mają problemy z zanurzeniem się lub równomiernym pływaniem. Biedak nieporadnie wymachuje płetwami, przewraca się na boki, nie jest w stanie przepłynąć nawet niedużej odległości. Taki pacjent dostaje skierowanie na rehabilitacyjną gimnastykę: na skorupie zostaje przymocowany specjalny ciężarek, który pomaga utrzymać równowagę. Jeżeli żółw wraca do zdrowia, po jakimś czasie ciężarki można zdjąć.
9:00 rano
Poranny obchód, zawsze o tej samej porze, jest bardzo ważny. Na podstawie notatek z obserwacji, żółwi bada weterynarz, przepisuje leki lub kroplówki. Później, gdy do pracy przyjdą inni wolontariusze, nie będzie czasu na spokojną obserwację. Zajmą się czyszczeniem pojemników, myciem żółwi, karmieniem i tak minie czas do południa.
Borys ustala grafik na najbliższe kilka dni. Dzięki jasnemu podziałowi obowiązków nie ma zamieszania i każdy wie, czym ma się zająć
Specjalny ciężarek pomaga utrzymać równowagę przy pływaniu i zanurzaniu się
Przy każdym pojemniku wisi informacja o jego mieszkańcu: imię, gatunek, data trafienia do ośrodka, wielkość oraz waga, rodzaj rany. Większość żółwi w Archelonie to przedstawiciele gatunku karreta (careta careta), w naturalnym środowisku osiągają wagę ok. 100 kg. Najcięższy pacjent ośrodka, Cronos, ważył 88 kg!
W tej pracy mięśnie naprawdę się przydają. Dziś Borys mocuje się z kilkudziesięcioma kilogramami najcięższych żółwi. Rozmiar nie zawsze idzie w parze z wagą i mniejszy okaz może ważyć kilkanaście kilogramów więcej, niż większy.
Niektóre żółwie ważą kilkadziesiąt kilogramów. Niemal codziennie należy je wyjąć z pojemników, umyć, wyczyścić
Wolontariusze zajmują się w ośrodku wszystkim: od porannych obchodów, poprzez karmienie, aplikowanie leków, dbanie o higienę pacjentów po sprzątanie całego centrum i prowadzenie spotkań edukacyjnych
11:00 przed południem
O tej porze praca w centrum wrze. Wszystko działa jak w zegarku, każdy wie, czym ma się zająć. Pora na karmienie. Sprawa jest prosta, gdy trzeba tylko podać mieszankę owoców morza. Gorzej, gdy żółw sam nie je – wtedy z ryb i krewetek robi się papkę i podaje się ją strzykawką. Zajęcie bardzo upierdliwe, nikt nie lubi, jak mu się jedzenie wpycha na siłę. Żółwie plują, grymaszą, ale ostatecznie i tak muszą się poddać.
To, ile zje pacjent, zapisuje się w odpowiedniej rubryczce. Dzięki temu można monitorować jego apetyt i wnioskować o poprawie zdrowia
Pora karmienia przyciąga w weekendy najwięcej oglądających. Przez okno „szklarni” zaglądają roześmiane twarze dzieci. Chcą koniecznie wiedzieć, dlaczego największy żółw trafił do ośrodka. A ten najmniejszy? A tamtego co boli? Odpowiedzi na wszystkie te pytania zna Pavlos, wieloletni wolontariusz, a obecnie szef Centrum Ratowania Żółwi.
Bezmyślność zabija
Ten biedak trafił do centrum tuż przed moim przyjazdem. „Został zmaltretowany przez ludzi” – mówi Pavlos. Żółwie często zostają ranne przez turbiny łodzi, ale takie rany łatwo odróżnić od tych zadanych przez ludzi. Nowoprzybyły nie miał szczęścia – ktoś zmasakrował mu czaszkę, uszkadzając znaczną część mózgu i oczy. Nie słyszy, nie widzi, nie je i bardzo cierpi.
Nie daje mi spokoju pytanie „dlaczego?”. Dlaczego kaleczy się nieagresywne i dość miło wyglądające gady? „Część rybaków uważa żółwie za szkodniki” – tłumaczy Claudia. – „Kiedy żółwie natrafiają na zastawione rybackie sieci, traktują je jak szwedzki stół”. Ale nic ponadto nie może powiedzieć, bo sama sobie zadaje to pytanie odkąd przybyła do Grecji.
Nie wszystkie żółwie ludzie wysyłają na drugą stronę tęczy tępym uderzeniem w czaszkę. Mnóstwo objętych międzynarodową ochroną gadów ginie przez ludzką bezmyślność. Pavlos w swoim biurze przechowuje kilkanaście słoi z linkami, haczykami i innymi plastikowymi odpadami, które zostały wyjęte z ciał żółwi. „To lepiej działa na wyobraźnię, niż zwyczajna opowieść” – komentuje Pavlos.
W kolekcji Pavlosa znajdują się linki, rozmaitej wielkości haczyki, metalowe gwoździe, plastikowe śmieci wyciągnięte z ciał żółwi
Grecja u swych brzegów może się pochwalić niezwykłej przejrzystości wodą, ale otaczające je plaże i lasy są zaśmiecane bez większej refleksji. Wiele rozwiązań, które czynią nasze życie prostszym i bardziej zdrowszym, w Grecji jest traktowane jako kolejny zakaz lub nakaz do obejścia. Mimo zakazu palenia w miejscach publicznych trudno jest znaleźć kawiarnię bez dymu. Mimo ogromnej ilości śmieci, supermarkety zasypują klientów plastikowymi siatkami.
Żółwie, gdy się najedzą plastikowych śmieci, umierają z głodu. Napełniony niemożliwym do przetrawienia plastikiem gad nie jest w stanie zjeść nic więcej. I bez normalnego jedzenia umiera. Dlatego edukacja dzieci i młodzieży jest bardzo istotna, Archelon poświęca jej dużo czasu i energii.
Chwile satysfakcji
W południe zaczynam umierać z głodu. Kiedy Victor wyciągnął mnie z mojej sypialni w drewnianym wagonie, nawet nie miałam czasu na porządne śniadanie. Siadamy w kilka osób w altance. Jest grudzień i nie mogę się nacieszyć nietypową dla mnie o tej porze roku piękną słoneczną pogodą. Za chwilę słyszę klakson skutera – to dostawca souvlaki. Zapach przyciąga koty, stałych gości Centrum. Ale tutaj rządzi Happy, przegania konkurencję, sadowi się przy Borysie i cierpliwie czeka na swoją porcję.
Rozmawiamy o Pavlo. Pavlo-żółwiu, który kiedyś trafił ranny do ośrodka. Jeżeli żółwie mogą się przywiązać do ludzi, to Pavlo jest tego przykładem. Trzy razy opuszczał Centrum i wracał do Archelonu.
Obowiązkiem służb publicznych jest informowanie organizacji o każdym znalezionym żółwiu, rannym, martwym lub po prostu wylęgującym się na plaży. Najwięcej zgłoszeń przychodzi z zachodniego wybrzeża Grecji i Peloponezu, czyli okolic naturalnych żółwich lęgowisk, a także z plaż w okolicy Aten i Pireusu.
W ostatnich kilku latach, poza Pavlo, do morza wróciło kilkadziesiąt żółwi. Dla takich chwil pracują wszyscy wolontariusze Centrum zapewniają. Jest to uczucie dużej satysfakcji, dla której są w stanie znieść i spartańskie warunki zamieszkania, i ogrom pracy.
[grey_box]Centrum można zwiedzić bezpłatnie w każdy weekend od 11:00 do 17:00. Wszyscy dyżurujący wolontariusze mówią po angielsku i chętnie opowiadają o ośrodku, żółwiach i ochronie środowiska. Dojazd tramwajem spod Parlamentu w Atenach do przystanku Paleo Demarhio (Glyfada). [/grey_box]
Archelon przyjmuje wolontariuszy z całego świata. Możesz aplikować samodzielnie lub w ramach programu Wolontariatu Europejskiego. Serdecznie dziękuję szefowi Centrum, Pavlosowi i Claudii, za możliwość przyjrzeć wszystkiemu z bliska.
Początki były fascynujące i trudne jednocześnie. Prowincjonalne kilkutysięczne miasteczko, gdzie wszyscy się znają. Nie ma kina, nie wspominając już o centrum handlowym, bariera językowa, dziesiątka współlokatorów… Ale klamka zapadła, Ξυλόκαστρο stało się moim domem na kilka miesięcy.
Mówią, że rodziny się nie wybiera. Nie wybiera się też ludzi, z którymi będziesz dzielić pokój/mieszkanie/dom na wolontariacie. Nasze życie przypomina czasami Przyjaciół, częściej Big Brothera, ale kiedy przychodzi czas pożegnań, smutek jest najprawdziwszy. Poznajcie moich współlokatorów i ich historie!
Franziska przyjechała do Xylokastro z Niemiec i pracuje w przedszkolu w pobliskim Derveni. Ogromna gaduła, ale jednocześnie dobry duch towarzystwa. To Franzi poznałam w październiku jako pierwszą i zanim spotkałam resztę ekipy, już wiedziałam co, kto i dlaczego.
Z Niemiec pochodzą też Max i Lisa. Nie wiem, czy to przypadek, ale cała trójka pracuje z dziećmi. Mieszkanie z przedszkolankami ma ten skutek uboczny, że nieraz muszę wysłuchiwać opowieści o „kupach”, „rzygach” czy histeriach przedszkolaków. Trzeba jednak przyznać, że jednocześnie udaje im się zachować mnóstwo sympatii do swojej pracy.
Jhulian, Włoszka i ogromna fanka Tolkiena. Pracuje w lokalnym centrum dla seniorów, a w wolnej chwili rozwija swoją fotograficzną pasję. Bardzo emocjonalna i pełna ciepła – kiedy w nieszczęśliwym wypadku potłukł się mój ulubiony kubek, zrobiła mi prawdziwą niespodziankę przywożąc z Nafplio nowy.
Valerie, pół peruwianka, pół hiszpanka. Bez niej w naszym domu byłoby zdecydowanie za spokojnie. Pracuje w świetlicy dla dzieci w miejskim centrum młodzieży. Poza Valerie, mamy jeszcze jednego Hiszpana – Alvaro. Pracuje w centrum dla seniorów w sąsiednim miasteczku. Tuż po swoim przyjeździe Alvaro z rozbrajającą szczerością przyznał, że nie umie gotować, bo nigdy nie miał okazji tego robić. Jednak wszelkie żarty i docinki na ten temat chłopak przyjmuje na klatę, a w pichceniu oraz sprzątaniu nie ma mu teraz równych. Tak, drogie matki, wychowujemy waszych synów!
Razem ze mną w biurze organizacji pracuje Agne, Litwinka. Pół roku spędziła na Cyprze, dzięki czemu adaptacja do greckiego stylu życia nie stanowiła dla niej większego problemu. Mi, z kolei, zajęło to parę miesięcy i zostało okupione chwilami solidnego zwątpienia…
Last, but not least – Maria, Włoszka z pochodzenia. Do Grecji przyjechała za głosem serca i sądząc po niezwykle ambitnym podejściu do nauki greckiego, może tu zostać na dłużej.
Nie napiszę dzisiaj o Agnieszce i Kamili. O Polkach w Xylokastro opowiem niedługo, przy okazji wywiadu z dwoma dziewczynami, które wyruszyły stopem przez Albanię. Zapewniam, że będzie to jeden z najbardziej inspirujących tekstów!
Świąteczne przygotowania w Xylokastro, gdzie zamiast mrozem i śniegiem zima częstuje deszczem i chłodnym wiatrem znad morza. Tym bardziej cała nasza ekipa zabrała się do tworzenia świątecznej atmosfery! Zaczęliśmy od… pierniczków.
Najpierw więc gorąca linia Skype i konsultacje z rodzicielką Kamili. Mamy mają to do siebie, że nawet z odległości trzech tysięcy kilometrów są w stanie pokierować skomplikowanymi pracami kulinarnymi. Przepis na ciasto okazał się być prosty, trudniej było wytropić wszystkie składniki w greckim sklepie.
Lukier: 150g cukru pudru, 1 białko, sok z pół cytryny
Co dalej?
Miód, masło i cukier należy rozpuścić, zagotować i ostudzić. Osobno wymieszać mąkę, kakao i proszek do pieczenia. I teraz najtrudniejszy moment – ugniatając wlać rozpuszczone masło z miodem do mąki. Ugniatać, ugniatać, ugniatać, aż powstanie jednolita masa. Odłożyć ją na 20 minut do lodówki. Po wystudzeniu ciasta, rozwałkować, powycinać pierniczki i upiec w temperaturze 180 stopni (ok. 8-10 min).
Jak się robi lukier?
Okazuje się, że jest to również proste! Należy ubić białko jaja z cukrem pudrem i dodatkiem odrobiny soku z cytryny. Done! Pierniki bez lukrowych dekoracji to nie pierniki, a i takiej zabawy, jak malowanie lukrem, nie można sobie odpuścić.
Świąteczne Xylokastro stanowi przedziwny widok – świąteczne dekoracje, choinki pod palmami, kolędy z głośników na mieście. Ale liczy się przecież nie temperatura za oknem, lecz ciepło w sercu. Miłego świętowania!
Są w różnym wieku, pochodzą z różnych krajów, mówią różnymi językami. Ale jest coś, co ich łączy. Dzisiaj kilka słów o ludziach, którzy dzielą się swoim czasem, umiejętnościami, często sercem, z innymi.
Idea wolontariatu zawsze była mi niezwykle bliska. Nazywają nas ochotnikami, społecznikami, wolontariuszami. Wyjeżdżając na wolontariat do innego kraju, dołączyłam do grona wolontariuszy europejskich, zyskując możliwość poznać mnóstwo fantastycznych, niezwykle otwartych ludzi z całej Europy. Dają przykład, realizują swoje pasje i tak zwyczajnie po ludzku pomagają. Poznajcie kilku z nich i przekonajcie się sami, jak wiele można zdziałać.
Different age, different countries, different languages. But there is one thing they all have in common: sharing a time, knowledge and a heart with others. During my EVS stay abroad I have amazing oportunity to meet amazing, open minded people. Meet some of them and see, how much everyone of us can do to make this world a better place!
Dinah
„Już po pierwszych wspólnych warsztatach dzieciaki w szkole zaczęły mnie rozpoznawać i z daleka pytać o następne zajęcia czy o pomoc w nauce. Niesamowite uczucie!”
Pochodzi z Niemiec. Pracuje jako asystentka nauczyciela w szkole początkowej we Vrontados, na wyspie Chios. Prowadzi warsztaty taneczne i komputerowe, z innymi wolontariuszami tworzy radio internetowe. W niewielkiej wyspiarskiej społeczności budzi spore zainteresowanie, każdy chce dotknąć jej włosów. W ramach projektu uczy się także żeglować.
„Kids in the school started to recognize me and asking me, when I will do next workshops just after ter the first lessons. It’s really amazing feeling!”
Dinah (19) from Germany. Works as assistant teacher in Vrontados, Chios island. Runs dancing and computer seminars, with other volunteers works on web radio project. Her beauty attracts attention in a small island community – so many people wants to touch her hair!
Alejandro
„W pierwszym tygodniu mojego pobytu w Grecji zostałem wysłany przygotować materiał na konwent tatuaży. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak ważne i duże jest to wydarzenie! Gdy znalazłem się w jednym miejscu z tyloma artystami pracującymi nad tatuażami, poczułem się niesamowicie.”
Urodził się w Hiszpanii. Obecnie pracuje w Salonikach przy projekcie dziennikarskim. Saloniki zostały w tym roku Europejską Stolicą Młodzieży.
„Just after arrival in Greece I was sent to tatoo convent to write an article. I even didn’t realize, how important and big this event is! When I saw all these artists doing all these tatoos there I felt pretty amazing.”
Alejandro (25) from Spain, works in Thessaloniki – this year European Youth Capital – on media project to promote Balkan identity. Thessaloniki
Daphne
„Mamy niepełnosprawną dziewczynę, która po wyjeździe z ośrodka opiekuna domu, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, stała się wręcz agresywna. Po moim przyjeździe udało nam się zaprzyjaźnić. Rozmawiamy, uczy mnie greckiego, stała się częścią społeczności. Każdy dzień tutaj przynosi niespodzianki.”
Dwudziestolatka z Niemiec, mieszka i pracuje w ośrodku dla osób niepełnosprawnych. Jest to jedyny w Grecji ośrodek, w którym zarówno podopieczni, jak i pracownicy wraz z wolontariuszami mieszkają wspólnie pod jednym dachem. Każdy jest integralną częścią społeczności, wspólnie dbają o ogród, o otoczenie, prowadzą warsztaty, zajęcia, terapię.
„We have this mentally disabled girl, who got really restless and agressive after one of our house keepers left. But when I arrived, we became friends. We talk, she teaches me greek language, she actually became a part of our community. Every day here surprises.”
Daphne (20) from Germany, works in Galaxidi, in the only one life sharing community for physically and mentally disabled people in Greece.
Daan
„Praca w centrum dla dzieci z autyzmem uczy mnie być wdzięcznym za moje życie. Poza tym, dzieci obdarzają nas taką miłością, że codziennie wychodzę z pracy z ogromnym uśmiechem!”
W Holandii zostawił pracę, żeby podjąć się wolontariackiej pracy na południu Peloponezu. Pracuje w centrum dla dzieci autystycznych w Kalamacie, dzięki czemu ma możliwość uzupełnienia swojej uniwersyteckiej wiedzy o doświadczenie zawodowe. Nie może zrozumieć, dlaczego na tak duży region przypada tylko jedna taka placówka.
„Working as a volunteer in a daycare centre for children with autism teaches me to be gratefull with my life. Besides that, children give so much love, that I leave center with a huge smile!”
Daan (24) from Netherlands, works in center for autistic children, based in Kalamata. To go on EVS he has quit his job. Center for autistic children in Kalamata is the only this kind of facility in the Pelopponese peninsula.
Giulia
„Niesamowite, jak się tutaj zmienia otoczenie. Codziennie rano biegam i zauważyłam, że latem prawie nie mamy ptaków. Teraz zimą, podczas ptasiej migracji, jest ich całe mnóstwo. Raz się natknęłam na kilkadziesiąt flamingów! Uwielbiam też ten moment, gdy wypuszczamy na wolność odratowane i wyleczone ptaki.”
Włoszka z pochodzenia, grafik z wykształcenia. Rodzimy Mediolan to dla niej za mało. Po wymianie studenckiej w Barcelonie oraz studiach w Indiach, zaangażowała się w działania ekologiczne na Samos.
„It’s amazing, how landscape is changing here. I go for jogging every day, and in the summer there were almost no birds. And now, in winter, birds are migrating and there’re a lot of them on the island. Once I saw tens of flamingos in one place! Also I love the moment, when we let free rescued and healed birds.”
Giulia (28), graphic designer from Italy. Milano is not enough for her. After Erasmus exchange and studies in Spain and India, she decided to do EVS in marine and terrestrial conservation project on Samos island.
Nuno
„W drugim tygodniu od mojego przyjazdu ekipa wolontariuszy była już świetnie zintegrowana. Świetne uczucie!”
Portugalczyk na południu Grecji, zaangażowany w artystyczny projekt. Pracuje z młodzieżą i uczy ich tworzenia graffiti.
„On the 2nd week of my stay in Greece volunteers’ integration was so good! It was really great feeling.”
Nuno (22) from Portugal. Works with young people on art project in Kalamata, teaches to draw graffiti.
Agnieszka
„Największą frajdę w mojej pracy sprawia mi uśmiech dzieci. Uwielbiam poranki pełne uścisków i pozytywnej energii. Zabawne, jak dzieci uczą mnie nowych słówek po grecku, po czym kilka dni później sprawdzają, czy je pamiętam.”
Dla wolontariatu w Xylokastro zostawiła pracę w korporacji w Warszawie. Uwielbia góry, latem śpi na plaży, jest mistrzynią w pieczeniu ciasta marchewkowego.
„The best thing about my work is children’s smile. I love mornings full of hugs and good energy. Really funny, how children teach me new words in greek and after some time check, if I remember them.”
Agnieszka (26) from Poland, works in the kindergarten in Xylokastro. For EVS she has quit her job in Warsaw. Loves hiking, in the summer sleeps on the beach, her carrot pie is the best in the world.
Aitor
„Przygotowałem kiedyś wywiad z moim kolegą z Niemiec, uchodźcą z Iraku. Cieszę się, że mogłem przekazać jego głos na ważny temat szerszej publiczności. Kwestie uchodźców są obecnie dużym wyzwaniem dla Grecji.”
Hiszpan z pochodzenia, pracuje jako dziennikarz przy projekcie internetowego radia i telewizji w niewielkim Serres w pobliżu granicy grecko-bułgarskiej. Interesuje się tematem uchodźców, w Dniu Praw Człowieka, 10 grudnia, wraz z innymi wolontariuszami, przygotowuje całodobowy broadcast na żywo.
„Once I made interview for radio with my friend, a refugee from Iraq living in Germany. It’s great that I could pass his voice for big audience on this important topic. Refugee problems are the challenge now in Greece.”
Aitor (24) from Spain, works on media project in Serres, runs video/radio broadcasts about refugees. For Human Rights Day plans a 24 hour broadcast.
Już prawie od trzydziestu lat 5 grudnia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Wolontariusza. Wszystkim zaangażowanym społecznie życzę mnóstwa energii, wytrwałości oraz samych cudownych ludzi dokoła!
Almost 30 years ago the 5th of December was designated as International Volunteer Day. Dear volunteers, I wish you lots of energy and meeting inspiring poeple on your way!