Rzym: kulinarny, zabytkowy, zwyczajny

Dzień zaczynamy od kawałka pizzy. Na mojej nie może zabraknąć rukoli – z daleka przyciąga uwagę wiosenną zielenią. W połączeniu z kropkami koktajlowych pomidorów i dobrym serem nie tylko wygląda. Smakuje!

Witaj w Rzymie. Mieście, gdzie bez wyrzutów sumienia od rana do wieczora możesz pochłaniać kilogramy węglowodanów. Gdzie będziesz dobrze się bawić bez względu na zasobność portfela. Mieście rozdeptywanym przez miliony turystów, a mimo to zachowującym niesamowity urok.

dyptyk_rzym

Jeżeli Watykan cię przytłacza, a Koloseum rozczarowuje, wpadnij do Trastevere. Przy dobrej pogodzie wybierz się na spacer do jednego z parków. Gdy wieje lub pada, zejdź do krypty Kapucynów. Albo pozwól zachwycić się sztuką Andrea del Pozzo w Sant’Ignazio. A przede wszystkim, o każdej porze dnia i nocy, korzystaj z uroków małych knajpek, kawiarni, restauracji.

rzym_roma_lunch

Ravioli z serem, w sosie z gruszką i orzechami włoskimi – niebo w gębie

Kulinarna wycieczka to jeden z najlepszych pomysłów na pobyt w Rzymie. Poznaj zupełnie inny smak dań, znanych z polskich restauracji, np. makaronu w sosie bolońskim lub carbonara. A potem sięgnij po więcej, po nieznane kształty makaronów, wina, desery. Chyba nie muszę przekonywać, że pizza również będzie smakować zupełnie inaczej: na początek polecam z szynką prosciutto, karczochem i jajkiem.

rzym_restauracja

rzym_roma_pizza_wbiegu

Chcesz jak najwięcej zobaczyć i nie masz czasu na restaurację? Złap kawałek pizzy na wynos. Zapłacisz kilka euro, ale na pewno będzie świeża i pyszna. Kawę też pija się w biegu – w wielu kawiarniach cena za cappuccino wypijane „na stojąco” przy barze jest dwa razy niższa, niż kawa przy stoliku.

rzym_watyna_mewa

bazylika_watykan

Watykan. Miejsce, które przyciąga wiernych, miłośników sztuki i fanów Roberta Langdona. Żeby odwiedzić muzea watykańskie, należy odstać kilometrową kolejkę. Nie wiem, czy ktoś kiedyś odstał całość i nie poddał naganiaczom, oferującym „skip the line” (za odpowiednio wyższą cenę, oczywiście). Jest inny sposób pominąć kolejkę – zarezerwować bilet online. Przy okazji odkryłam informację o możliwości nocnego zwiedzania najbardziej znanych miejsc Watykanu.

Droga do Placu Św. Piotra oraz sam plac bardzo mnie męczy. Początkowo musisz się przebić przez dziesiątki naganiaczy, potem przez tłum turystów i pielgrzymów. Siadam obok zakonnic, przy fontannie, a moją irytację wynagradza widok na bazylikę.

zakonnica_plac_piotra_watykan

rzym_kapliczka

Tuż po przybyciu na lotnisko albo na główny dworzec Termini warto zahaczyć o punkt informacji turystycznej i poprosić o mapę. Mapki są oczywiście darmowe, a w wielogodzinnych spacerach w centrum miasta bardzo pomocne. Choć i tak najprawdopodobniej nie uda ci się trafić do fontanny di Trevi za pierwszym razem (niestety, nieczynna przez najbliższy rok-dwa), ale po paru dniach spędzonych w jej towarzystwie poczujesz się jak lokals.

rzym_rower

dyptyk_kot_skuter_rzym

rzym_dom

rzym_ogrody

Zmęczony hałasem i tłumem udaj się na wzgórza przy ogrodzie botanicznym. Albo do ogrodów Borghese. Lub zejdź w dół, do rzeki, gdzie towarzyszyć ci będą tylko mewy.

rzym_mewy_tybr

pinie_rzymskie_sienkiewicz

rzym_mosty_tybr

Po drodze do Villi Borghese mijam dzielnicę rządową. Tu tętni polityczne życie stolicy. Pod ministerstwem demonstrują związkowcy, śmigają taksówki, białe kołnierzyki okupują pobliskie restauracje. Jak w każdym innym dużym mieście.

protest_w_rzymie

taksowki_w_rzymie

dyptyk_wloska_flaga_amore

Rzym jest miastem, które warto odkrywać. Wracać, smakować i za każdym razem zabierać ze sobą zupełnie inne wspomnienia. Jestem ciekawa, z czym Wam się kojarzy Wieczne Miasto, jakie obrazy przywołuje w myślach?

widok_na_rzym

Rzym: odkrywam Zatybrze

Nie rób tego w sierpniu” – pisałam parę lat temu. Podobno najlepiej w kwietniu, ale w lutym też jest dobrze. Powiem nawet, że cudownie, bo pod ciepłym swetrem nie widać, jak kolorowe pizze i pasty-palce-lizać nie idą, bynajmniej, w cycki. 

Każdy potrzebuje wakacji. Od pluchy, mrozu, deszczu. Albo od małej mieściny, gdzie zimą może i świeci słońce, a na horyzoncie rysują się ośnieżone szczyty peloponeskich gór, jednak potrzeba zmiany krajobrazu, choć na chwilę, po jakimś czasie staje się zbyt silna. Z Aten do Rzymu można polecieć za kilkanaście euro. Tyle samo kosztuje mnie dojazd do greckiej stolicy, więc nawet nie zastanawiam się zbyt długo. Pakuję aparat i w drogę.

Zatybrze_czerwony_fiat

Lubię wracać. Pierwszy raz jest zazwyczaj mało świadomy, trochę chaotyczny, mało czasu, dużo miejsc „must see”. Powroty pozwalają na pominięcie największych atrakcji turystycznych bez poczucia, że coś się traci. Spędzić więcej czasu w knajpce, bez pośpiechu kluczyć tymi samymi ulicami. I odkrywać nowe rzeczy.

zatybrze_fragmenty

Za sugestią kilku miłych memu sercu osób, tym razem wybieram się na drugą stronę Tybru. Trastevere jest najstarszą dzielnicą Wiecznego Miasta, w średniowieczu zamieszkałą głównie przez marynarzy i cudzoziemców, w XX wieku przez proletariat i wyrzutków. Przez wieki Zatybrze pozostawało jakby na uboczu wszystkiego, co się działo po drugiej stronie rzeki, a główne turystyczne szlaki omijały wąskie zatybrzańskie uliczki z odrapanymi kamienicami.

uliczki_zatybrza

sloneczny_fiat_zatybrze

Dziś to idealne miejsce na długi spacer, choć Zatybrze odwiedza coraz więcej turystów. Przyciągają ich niższe ceny i klimatyczne sklepiki. Wydaje mi się, że więcej tu uśmiechu i mniej spiętych ludzi. Stanie w kolejkach do Watykanu, do Koloseum potrafi nieźle zszargać nerwy, a na Zatybrzu może przyjść powalczyć tylko o miejsce pod fontanną lub stolik w cieniu.

knajpki_zatybrze

plac_marii_zatybrze

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a na Zatybrzu wszystkie uliczki w cudowny sposób doprowadzą do placu Marii Panny z jedną najstarszych fontann włoskiej stolicy oraz niepozorną z zewnątrz, ale imponującą w środku Bazyliką (bardzo fajnie o Zatybrzu pisze przewodnik Miasta Marzeń – Rzym).

jedzenie_zatybrze

mieszkaniec_zatybrza

zatybrze_artyści

wyspa_tybrzanka

Przy okazji spaceru na Zatybrze, zaglądam do dawnego żydowskiego getta – jest to okolica tuż za Isolą Tiberina. Dzielnica ta również ma długą historię: w czasach Inkwizycji papież zarządził, aby wszyscy Żydzi mieszkali na wyznaczonym, ograniczonym obszarze. Dzisiaj o przeszłości opowiadają fragmenty dawnych murów i synagoga. Rozwijają się natomiast centra kultury żydowskiej, koszerne restauracje.

Wracam na Zatybrze jeszcze kilka razy: na obiad, na kawę, na wieczorny spacer. I po cichu obiecuję sobie, że przy najbliższej okazji to tutaj będę szukać noclegu. Urzekające miejsce!

zatybrze_autoportret

Moje rzymskie wakacje

Jeżeli wybierasz się do Rzymu, pod żadnym pozorem nie rób tego w sierpniu. W tym czasie miasto jest wymarłe, jeżeli nie liczyć turystów, którzy i tak pełzają jak chmara zombiaków, bo z nieba leje się taki żar, że zaczynasz tęsknić do zimy.

Koloseum

Rzymskie Koloseum

Gdyby nie zdjęcia, z moich rzymskich wakacji pamiętałabym wyłącznie nieznośny upał, stare autobusy, które jeżdżą według rozkładu „co 5-15 min” i dobre jedzenie. Ach, no i jeszcze ciągły brak internetu.

Poza klasykami, warto zapuścić się w dzielnice rzadziej odwiedzane przez turystów, bo klimat tych miejsc jest niesamowity. A jeżeli zamierzasz odwiedzić Bazylikę św. Piotra, zadbaj o stosowny strój: spódnica za kolano, żadnych odsłoniętych ramion i krótkich spodenek. Rozumiem, choć w tym klimacie te wymagania trudno spełnić ;)

Plac św. Piotra

Fontanna na Placu św. Piotra

Watykan

Watykańskie latarnie przy Placu św. Piotra

Uliczki boczne od głównych traktów turystycznych są pełne niespodzianek. Miej oczy szeroko otwarte, a aparat w pogotowiu :) Bardzo chciałam upolować dobry kadr z rzymską Vespą, ale muszę się zadowolić rzymskim garbusem. Też fajny.

Rzymski trabant

Rzymskie zaułki

Rzymski zaułek

...a na dachu

Na deser – kadr ze Smieny. Rome, I miss you.

Gorące rzymskie pozdro w ten polski zimowy czas ;)

Sweet focia na tle Koloseum

Lomo-travel

Chciałam dziś napisać coś niekoniecznie fotograficznego, ale wczoraj odebrałam wywołane filmy z mojej Smieny. Przygotujcie się na doskonałe niedoskonałości!

Wraz z modą na lomografię, młodzież (ach, to o mnie!) przypomniała sobie o starym sprzęcie swoich ojców. Смена 8М to małoobrazkowy (czyli na najpopularniejszy rozmiar filmu, 35mm) kompaktowy aparat fotograficzny, produkowany w ZSRR w latach 70-80. Jest lekki, wygodny, manualnie ustawia się ostrość (na skali odległości i rodzaju fotografowanego obiektu), ekspozycję (na skali z ikonkami, symbolizującymi pogodę) i światłoczułość filmu. Potem patrzysz w wizjer (który jest z boku i generalnie należy brać poprawkę) albo nawet nie patrzysz i pstryk!

A klimat… Klimat tych zdjęć jest niesamowity. To jest to, czego mi brakowało. Enjoy!

lomo

lomo

lomo

lomo

lomo

P.S. Podpisy do zdjęć, kolejno od góry: 

Poranek w Paryżu. Widok z okna; Père-Lachaise, Paryż; Wenecja; Góra Montserrat, Katalonia; Costa Brava

Ni to jawa, ni to sen

Wenecja 1

Wydaje ci się, że śnisz. Lecz dotykasz poręczy mostu, czujesz lekki wiatr na twarzy. I wiesz, że to dzieje się naprawdę, Słońce praży niemiłosiernie, ale to nic. W tej chwili liczy się tylko ten moment. Mógłby trwać wiecznie.

Wenecja uwiodła mnie od pierwszego spojrzenia. Powyższe zdjęcie zrobiłam chwilę po wyjściu z pociągu i „pstryk„, zapomniałam o całym bożym świecie. W jednej chwili byłam jeszcze we Włoszech, widziałam oczami wspomnień Rzym, Pizę, toskańskie wille. W drugiej – znalazłam się w miejscu, które nie przystaje do niczego, co znałam dotychczas. Wenecja się nie patyczkuje, rzuca cię na głęboką wodę. Dosłownie.

Wyznaczenie naszej wakacyjnej trasy nie było trudne. Ja marzyłam zobaczyć Barcelonę (o, głupia ja!), on chciał odwiedzić najsłynniejsze miasta Włoch. Wyprawę zaczęliśmy od Paryża, który, szczerze mówiąc, był trochę męczący. Znajomy Francuz z przekąsem stwierdził, że Paryż to nie Francja. I właśnie takie wrażenie odniosłam. Ale nie o żabolandzie chciałam pisać, tylko o terra italia…

Wenecja 3

…a właściwie o Wenecji. Bo tak jak Paryż różni się od reszty Francji, tak Wenecja i północne Włochy – od reszty kraju. Północ zaczęliśmy zwiedzać od Pizy i Florencji, po przejażdżce po Toskanii udaliśmy się do Venezia, która nieoczekiwanie stała się wisienką na włoskim torcie (choć bardziej pasowałaby chyba pizza).

 Czytałam wiele różnych opinii o tym mieście. Że przereklamowane, że śmierdzi, że wcale nie takie piękne. Czasami wręcz odnosiłam wrażenie, że zachwycanie się Wenecją jest niemodne. Nie wiem, jaką Wenecję widzieli, ale moja Wenecja tonęła w słońcu, była labiryntem, gdzie za każdym zakrętem czekała kolejna zagadka, siwowłosy gondolier, uroczy zaułek lub przytulna kawiarnia.

Dlatego, jeżeli wybierasz się w podróż, nie czytaj opinii anonimowych internautów. Pojedź, zobacz i sam zdecyduj, podoba Ci się czy nie. Być może Wenecja jest miastem, które odrywa kupony od swojej świetnej przeszłości. Na jej sławę pracowały pokolenia kupców i artystów, jedni budując, drudzy rozsławiając wdzięki miasta. Prawdą jest też, że najbardziej znane miejsca i place są pełne turystów, ceny wywindowane nieprzyzwoicie, a wszystkie hotele zabookowane daleko do przodu. Jednak wystarczy zapuścić się w bardziej odlegle rejony, a miasto zacznie opowiadać niesamowite historie.

Zapraszam na przejażdżkę gondolą po mojej Wenecji. Tej z pogranicza jawy i snu.

Pascal Light – czy warto?

To był piękny widok, miód na moją duszę. Za każdym razem, gdy otwierałam swój organizer na sierpień, nie mogłam wyjść ze zdumienia – 20 stron mrugało do mnie niezapisanymi linijkami. Bez terminów, bez nazwisk, bez przypomnień. Tylko godziny lotów i adresy hoteli zapisane czerwonym długopisem. Paryż. Rzym. Wenecja. Barcelona. 

 W dobie internetu, sugestie co zobaczyć i dokąd pojechać są na wyciągnięcie ręki. Stwierdziłam jednak, że porządny przewodnik na pewno się przyda i planując „rozkład” zwiedzania sięgnęłam po tradycyjne papierowe przewodniki turystyczne. 

Wybór padł na Pascal Light – opis wydawnictwa wyglądał bardzo zachęcająco: „nowoczesny układ, ulubione miejsca znanych osób, optymalne trasy wycieczkowe, najlepsze knajpki”. Rozmiar (mieści się w dużej kieszeni) i cena (ok. 20zł na promocji) też wypadły dobrze, więc oto są:

przewodniki-pascal-light

Wszystkie przewodniki mają taką samą strukturę, co ułatwia „pracę” z nimi. Pierwsza część jest poświęcona historii państwa/miasta/regionu, kulturalnym i kulinarnym ciekawostkom. Poza tym, znajduje się tutaj krótki słowniczek najpotrzebniejszych zwrotów w języku danego kraju, kalendarium imprez i festiwali, a także wypisane zostały miejsca, które mogą zainteresować dzieci. Tę część warto przeczytać jeszcze przed wyjazdem, ponieważ trafiają się tu praktyczne rady, informacje o pogodzie, zwyczajach. 

Na szczególną uwagę zasługuje rozdział „Subiektywnie o…”, w którym znane osoby lekko i przystępnie opisują swoje wrażenia z pobytu w danym mieście – Olaf Szewczyk rysuje magiczny obraz Barcelony, którego (niestety) mi samej nie udało się odkryć; Kamil Śmiałkowski nieco ironicznie wyjaśnia, ile zostało Rzymu w Rzymie; Anna Dziewit zdradza, jak przeżyć tydzień w Paryżu ze 100euro w kieszeni.  Ta część jest chyba najciekawsza i do wspomnianych tekstów wracałam kilkakrotnie.

Rzecz jasna, najwięcej miejsca zajmują opisy miejsc, które autorzy przewodników polecają zwiedzić. Dodatkowo, trasa „…w 24 godziny”, mapka oraz informator o służbach medycznych, policji, komunikacji miejskiej, dojazdach z/na lotnisko, cenach wstępu do poszczególnych obiektów. 

Należy jednak pamiętać, że ta seria jest rzeczywiście light – zwięzłe i rzeczowe opisy przeplatane ciekawostkami i poradami praktycznymi, inspirującymi zdjęciami. Są drogowskazem, inspiracją do dalszych poszukiwań i głębszego poznawania na własną rękę.