W drodze: 3 miejsca, które mnie zupełnie zauroczyły

Dziewięć dni, siedem państw, setki niezapomnianych widoków. Codziennie jechaliśmy ku zachodzącemu słońcu, jak postaci z romantycznego filmu. I codziennie o poranku witał mnie nowy widok z okna.

Pierwszą w historii podróż samochodową w 1888 odbyła Bertha Benz, żona twórcy pierwszego opatentowanego auta. Przejechała 106 kilometrów. Nie jestem, wprawdzie, wynalazcą, ale moja najdłuższa podróż autem miała miejsce w 2014 – przemierzyłam wtedy ponad 2700 km z Gdyni do greckiego Xylokastro, które stało się moim domem na ponad pięć miesięcy.

w_droge

Droga prowadziła przez Śląsk, Czechy i kilka europejskich stolic: Budapeszt, Belgrad, Skopje, Ateny. Choć prowadziłam wtedy dziennik pokładowy, żeby móc później podzielić się praktycznymi wskazówkami, wiele momentów było zbyt ulotnych, żeby je zanotować. Jednocześnie mnóstwo chwil trudno przełożyć na słowa.

Ale oto planując drogę powrotną, sięgnęłam po zdjęcia i wspomnienia ożyły. Trzy miejsca, które pozostają w mojej pamięci jako pełne słońca i koloru, to: Budapeszt, Skopje i Ochryda.

budapeszt

Budapeszt w moim prywatnym rankingu jest jednym z najpiękniejszych miast. Oczarował mnie już dawno temu i bardzo chciałam wrócić tu ponownie. Nie rozczarowałam się: stare miasto Buda zachęca do długich spacerów, bardziej tętniący życiem Peszt kusi dzielnicą żydowską pełną oryginalnych kawiarni, pubów i pracowni. Nie obeszło się też bez tradycyjnego węgierskiego gulaszu o smaku, który chyba nigdy mi się nie uda odtworzyć w mojej kuchni.

wegierski_gulasz

jesien_budapeszt budapeszt dunaj

Skopje okazało się być miastem kontrastów. Z jednej strony, pełne monumentalnych świeżo wybudowanych budowli w ścisłym centrum, tuż nad rzeką Wardar. Okolica wygląda jakby była wciąż w budowie, ale jestem pewna, że plac w cieniu ogromnego pomnika Aleksandra Macedońskiego stanie się wkrótce ulubionym miejscem spotkań.

wieczor_skopje

Z drugiej strony, piękne stare miasto w klimacie bliskowschodnim, z wąskimi uliczkami, małymi kawiarniami, sklepikami i bazarem. Nad tą częścią górują minarety meczetów, po ulicy niesie się gwar tłumu. Wespół z ruchem ulicznym macedońskiej stolicy, Skopje robi wrażenie miasta, któremu bliżej do Bliskiego Wschodu, niż Zachodniej Europy. Niesie to ze sobą mnóstwo uroku, ale wymaga żelaznych nerwów za kółkiem.

kontrasty_skopje

kontrasry_skopje

Macedonia miała mnie jeszcze zaskoczyć kilka razy. Najpierw, gdy zarówno właściciel pensjonatu, jak i obsługa bramki na autostradzie, chętnie zagadywali nas po polsku. I później, gdy z moim towarzyszem podróży uderzyliśmy w stronę jeziora Ochrydzkiego, do Ochrydy.

widok_ochryda

To była jesień i wszystko dokoła pokryło się złotem i piękną rdzą. Ukryte wśród lasów kościółki i kapliczki, piękne jezioro z górzystym brzegiem, śliczne małe miasteczko. Miejsce, do którego marzę wrócić, pobłądzić po okolicy. We wrześniu, choć pogoda dopisywała, w Ochrydzie turystów było niezwykle mało. Udało się więc znaleźć zakwaterowanie z obłędnym widokiem na miasto, góry i jezioro.

piekna_ochryda widok_ochryda ochryda

Pamiętam dzień, w którym dotarłam do Xylokastro. A dzisiaj znowu wodzę palcem po mapie i planuję drogę powrotną. Co tym razem czeka mnie w drodze?

O czym warto pamiętać, wyruszając w podróż samochodem

Najsmutniejszym momentem mojej samochodowej podróży z Polski do Grecji wcale nie był mandat za brak opłaty parkingowej w Budapeszcie. To nie ruch drogowy w Belgradzie zostawił smutne wspomnienia. Ani nawet stan portfela po przejechaniu wzdłuż Grecji autostradą. Najgorsza była chwila, gdy uświadomiłam sobie, że to już koniec drogi. Gdy nawigacja bezdusznym głosem oznajmiła „jesteś u celu”.

szczęście to,..

Jednak na początku wcale nie byłam taka pewna, czy wszystko pójdzie gładko i zgodnie z planem. Czas również mieliśmy ograniczony – do Aten musieliśmy dotrzeć najpóźniej w nocy z 11 na 12 października. Była to też pierwsza moja tak długa trasa, którą musiałam pokonać za kierownicą samodzielnie, dlatego obaw było co niemiara.

Trasę zaczęłam planować, gdy tylko zapadła decyzja o tym, że jadę. Wybrałam, z mojego punktu widzenia, najłatwiejszą, przez Czechy, Słowację, Węgry, Serbię i Macedonię. Następnie sprawdziłam, czy nie potrzebuję wiz i co muszę mieć ze sobą przy przekraczaniu granicy samochodem. Takie praktyczne rady można znaleźć na forach internetowych oraz kilku blogach, jednak większość okazała się być sprzed kilku lat i tym samym informacje były przestarzałe (np. w Serbii kierowcy muszą mieć włączone światła mijania również w dzień).

Podróż jest zawsze dużą niewiadomą. Niespodzianki czekają na każdym kroku, ale tych niemiłych jest znacznie mniej, kiedy uczymy się na doświadczeniu innych. Dla wszystkich chętnych podjęcia autowyzwania, zebrałam kilka moich spostrzeżeń, które mogą się przydać.

1. Samochód. Przed wyjazdem poprosiłam mechanika o dokładne sprawdzenie stanu technicznego auta. Za radą przyjaciół, sprawdzone zostały również koła, w tym to zapasowe. Chciałam być pewna, że w czasie podróży nie ujawni się żadna niespodziewana usterka. Szczególnie, że to, co znajduje się pod maską, wciąż pozostaje dla mnie prawdziwą magią.

2. Zielona karta. Jeżeli trasa prowadzi poza granice Unii Europejskiej, poproś swojego ubezpieczyciela OC o tzw. zieloną kartę. Zielona karta sama w sobie nie jest ubezpieczeniem, lecz potwierdza posiadanie OC w nieunijnych krajach Europy. O jej pokazanie poproszono mnie na granicy serbsko-macedońskiej. Nie wiem, jak inni, ale w PZU zielona karta jest bezpłatna dla posiadaczy OC tej firmy.

3. Opłaty za drogi. Czechy, Słowacja i Węgry posiadają wygodny system winiet. Winiety można kupić na stacji benzynowej lub na granicy. Koszt winiet wyniósł mnie odpowiednio: 310 koron czeskich w Czechach, 10 euro w Słowacji i 13 euro na Węgrzech. W Serbii, Macedonii i w Grecji opłaty za autostrady wnosi się, podobnie jak w Polsce, na bramkach. Przejazd z Trójmiasta do Katowic autostradą (a właściwie płatna autostrada skończyła się ok. 100km przed Łodzią) kosztował mnie 30zł. W Serbii na bramkach wydałam 13 euro, w Macedonii 6 euro (ale po Skopje zboczyliśmy na górskie drogi w okolicach Ohrid), w Grecji bezproblemowa jazda z pięknymi widokami kosztowała 38 euro (od granicy z Macedonią aż do Koryntu).

samochodowa podroz po europie

4. Noclegi. Chciałam zostawić sobie wolną rękę, jeśli chodzi o czas przyjazdów i odjazdów do poszczególnych punktów na trasie, dlatego nie planowałam noclegów zawczasu. Najczęściej rezerwowaliśmy jakiś hotel lub pensjonat na booking.com niemal tuż przed przyjazdem do konkretnego miejsca. Dzięki temu udało nam się znaleźć fajne miejsca za okazyjną cenę (taki last minute). W Budapeszcie nocowaliśmy dwa kroki od starego miasta Budy, w Skopje w przesympatycznym apartamencie, a w Atenach w dizajnerskim pornohotelu (zainteresowaym przybliżę szczegóły!). Najbardziej nieudanym wyborem był przydrożny hotel w Serbii, gdzie za 40 euro mogłam słyszeć zza ściany każdy szmer i chrap, natomiast najbardziej udany nocleg znalazł nas w Ochrydzie. Zaczepił nas miły chłopak na rowerze, który zaoferował pokoje z widokiem na miasto, góry i jezioro za zawrotną cenę 20 euro. Cudowne miejsce.

5. Przekraczanie granic. Chyba nie muszę pisać o tym, że przekraczanie granic w Unii Europejskiej jest wręcz niezauważalne. W wielu miejscach nie ma nawet ani śladu po szlabanach. Trochę martwiłam się o czas, jaki przyjdzie spędzić na granicy węgiersko-serbskiej, serbsko-macedońskiej i później na wjeździe do Grecji. W każdym z wymienionych przypadków obawy były bezpodstawne: na każdej z nich spędziliśmy od 5 do maksymalnie 30 minut.

6. Dokumenty. Co się może przydać? Oczywiście paszport (w granicach Unii – dowód osobisty), prawo jazdy, dowód rejestracyjny, OC i wspomniana wyżej zielona karta.

7. Inne wydatki. Poza wydatkami na drogi i noclegi, musieliśmy też kilka razy zapłacić za parking oraz jeden mandat za brak opłaty parkingowej (ok. 20 euro w Budapeszcie). Ale wybieraliśmy (naszym zdaniem) bezpieczne miejsca do parkowania ze względu na sporą ilość bagażu w samochodzie i na parkingach nie oszczędzaliśmy. Wymagało to jednak czasami od nas lekkich akrobacji z kombinowaniem bilonu. Gdzieś w czeluściach internetu przeczytałam też, że Serbowie wymagają zapasowego kompletu żarówek samochodowych, więc takie nabyłam po drodze.

Jak widać, nie taki diabeł straszny, jak mogło się wydawać na początku. Jeżeli ktoś z was odbył podobną podróż, podzielcie się wrażeniami. Bo powoli zaczynam planować kolejną!

Droga jest celem

Najpierw na horyzoncie pojawia się lekka błękitnawa poświata. Po chwili niebo nabiera rumieńców, czuję, że za chwilę będę świadkiem czegoś niezwykłego. Całe to widowisko obserwuję we wstecznym lusterku. Więc kiedy mam okazję zjechać z autostrady, bez chwili namysłu zbaczam do małej wioski nad zatoką. 

wschod slonca nad zatoką koryncka

Najpiękniejszy wschód słońca, jaki dotychczas widziałam, staje się zwieńczeniem mojej dziewięciodniowej podróży. Za mną siedem państw, pięć stolic, prawie 2700 km. Kiedy kilka tygodni wcześniej wpadam na pomysł wybrania się w tę podróż samochodem, wszystko wydaje się być zupełnie nierealne. Perspektywa tylu kilometrów za kółkiem, milion pytań o to, z kim jechać? Dokąd? Jak uniknąć nieprzewidzianych komplikacji? Byłam bliska odstąpienia od tego zamiaru. Ale potem przyszła refleksja: dlaczego zawsze wybieramy zachowawcze i bezpieczne drogi? Dlaczego nie otwieramy drzwi, jeżeli nie wiemy, co za nimi się kryje? Dlaczego sami sobie odbieramy szansę na niezapomniane przeżycia?

zdrogi3

Tak oto trafiam na trasę, prowadzącą z Gdyni do Xylokastro, małego miasteczka nad Zatoką Koryncką. Ale to nie destynacja jest celem. Celem staje się sama droga. A ta niesie ze sobą wiele nieznanych mi dotychczas doznań.

zdrogi4

O praktycznych stronach samochodowej podróży po Europie chętnie opowiem w osobnym tekście. Dzisiaj chcę tylko podzielić się z Wami moją radością – choć podróż dobiegła końca, skumulowałam niesamowicie dużo pozytywnej energii i ciepłych wspomnień. Było warto!

zdrogi7

zdrogi6

zdrogi5

zdrogi2

zdrogi1

wchod slonca nad zatoka w grecji