Już po tym, jak zapadła decyzja o celu, ale zanim jeszcze zaczęły się pakować, dziewczyny musiały wysłuchać miliona pytań od bliskich i znajomych, wielu ostrzeżeń i przestróg. Dwie kobiety podróżujące autostopem w Albanii, czy to się może udać? O swojej podróży opowiadają Kamila Murdzia i Agnieszka Kwiatkowska.
***
Ana Matusevic: Kamila – ratowniczka medyczna z Gdańska, Agnieszka – ekonomistka z Warszawy. Jak się poznałyście?
Kamila Murdzia: Poznałyśmy się w Grecji. Ale zanim to się stało, minęłyśmy się w tłumie na lotnisku w Warszawie: Aga leciała do Aten, ja wróciłam ze Stanów. Tego dnia nawet nie podejrzewałam, że wpadnę na pomysł wyjazdu na wolontariat. I, że to będzie Grecja. Cudowne zrządzenie losu.
Agnieszka Kwiatkowska: Pamiętam dzień, w którym Kamila przyjechała do Xylokastro. Czekaliśmy na nowego wolontariusza i byliśmy niezmiernie ciekawi, kto to będzie. Gdy na dworcu spotkałam dziewczynę z dużym plecakiem, zamiast walizki na kółkach, wiedziałam, że się dogadamy.
Kamila: Okazało się, że mamy wspólne pasje.
Agnieszka: Jedna z naszych pierwszych rozmów dotyczyła gór. Wpadłyśmy na szalony, zdaniem niektórych, pomysł wejścia na Olimp. Wciąż jest na liście „to-do”.
Zrezygnowałyście z powodu zimy. Ale od Olimpu do Albanii daleko…
Agnieszka: Przed powrotem do Polski Kamila planowała kilka dni wolnego. Chciałyśmy więc gdzieś razem wyruszyć. Na stopa. Zrobiłyśmy burzę mózgów, Saloniki odpadły, bo Kamila spędziła tam Sylwestra, rozważałyśmy Bułgarię i Macedonię, ale nie miałyśmy tyle czasu, żeby jechać tam na stopa. Więc Albania, bo czemu nie?
Kamila: Rzeczywiście tak było. Patrząc na mapę stwierdziłam, że Saloniki są w takiej samej odległości od Xylokastro, co Albania. Gdy to powiedziałam na głos, spojrzenie Agi było bardzo wymowne – jedziemy!
Agnieszka i Kamila w drodze. Z nieodłącznym parasolem (wszystkie wykorzystane w artykule zdjęcia autorstwa Kamili i Agnieszki)
Co wiedziałyście o tym kraju? Znajomi, a już w szczególności Grecy, reagowali podniesieniem brwi. „Albania? Po co? Przecież tam nic nie ma!”
Kamila: Wiedziałam, że Albania graniczy z Grecją i że do Tirany możemy dotrzeć w pięć dni. Tyle. Myślę, że ta niewiedza bardzo wpłynęła na naszą decyzję – chciałyśmy poznać inny, nieznany dla nas kraj. A negatywne reakcje ludzi tylko jeszcze bardziej podsycały naszą ciekawość.
Agnieszka: Gdy zapadła decyzja, zaczęłyśmy snuć plany, pytać, szukać informacji. Wiedziałam, że Albania słynie z dużej liczby bunkrów i ze swoich gór. Że jest tam biednie. Że tanio. Wielu Albańczyków pracuje na emigracji, również w Grecji, i widziałam, jak niezbyt przychylnie są przez Greków postrzegani.
„Niezbyt przychylnie” to raczej eufemizm. Czy zasłyszane stereotypy się potwierdziły?
Kamila: Powiedziałabym raczej, że opinie, nie stereotypy. Opowiadano nam, że w Albanii jest bardzo niebezpiecznie, że poza plażą latem nie ma tam nic do zobaczenia. Że sami Albańczycy są nieprzyjaźni. W rzeczywistości odwiedziłyśmy wiele ciekawych miejsc, albańskie miasta i zabytki z listy UNESCO, poznałyśmy też mnóstwo ciekawych ludzi.
Albańczycy nieprzyjaźni? Po raz pierwszy w moim doświadczeniu z couchsurfingiem odpisała mi każda osoba, do której wysłałam zapytanie. Saimir, chłopak z Sarande, nie mógł nas przenocować, więc poprosił o pomoc kolegę. Otrzymałyśmy do dyspozycji jego puste zimą mieszkanie! Pomocnych ludzi spotykałyśmy nawet na ulicy. Gdy w Gijakaster szukałyśmy hostelu, zaczepiła nas dwójka studentów. Zaoferowali pomoc i wynegocjowali dla nas lepszą cenę. Następnego dnia, mimo imprezy do czwartej nad ranem, już o ósmej zabrali nas na wycieczkę po okolicy.
Archeologiczny Butrint w pobliżu miasta Saranda w południowej Albanii
Agnieszka: Z listy UNESCO w Albanii odwiedziłyśmy Butrint i dwa miasta-muzea, Berat i Gijrokaster. Chłopakom z Gijrokaster chyba się spodobałyśmy, mieli frajdę, że mogą pokazać swoje miasto i porozmawiać z kimś z „zewnątrz”. Po powrocie napisaliśmy do siebie kilka maili – jeden z nich pytał, czy nasza wyprawa się udała, jak nam się podobało i czy nadal uważamy, że w Albanii jest niebezpiecznie. Młodym Albańczykom naprawdę zależy na odczepieniu tej „łatki”. Choć już na granicy pewien dziadek w autokarze, Albańczyk, trochę mnie wystraszył swoimi ostrzeżeniami. „Uważajcie!” – kiwał palcem w naszą stronę.
Po przekroczeniu granicy czekał nas test na asertywność. Który oblałyśmy… Nie mogłyśmy się opędzić od taksówkarzy, którzy prześcigali się w coraz to lepszych ofertach przewozu. Byłyśmy bardzo zmieszane namolnością, ale nawet gdy udało nam się przedrzeć w stronę pobliskiej stacji benzynowej, jeden z taksówkarzy jechał za nami wiąż próbując z nami negocjować.
Herb Albanii można spotkać wszędzie – w postaci graffiti, flag, turystycznych pamiątek
Kamila: Jednak podczas naszej podróży spotykałyśmy niemal same przyjazne osoby. W Tiranie pytałyśmy przechodniów, jak dotrzeć do centrum. Jeden chłopak, zamiast nam wyjaśnić, wsiadł z nami do autobusu, kupił bilety, za które nie chciał nawet kasy, pojechał z nami i pomógł skontaktować się z naszą koleżanką.
Trudno jest też wyliczyć wszystkich, którzy zabierali nas na stopa. W samej Albanii było to trzynaście samochodów. Przeważnie podrzucali nas dalej, niż sami jechali albo podwozili nas za miasto, gdzie łatwiej złapać kolejne auto. Nie zdarzyła nam się żadna przykra, tym bardziej niebezpieczna, sytuacja. Wszyscy byli niezwykle pomocni i bardzo otwarci, chętnie opowiadali o sobie i Albanii, dzielili się swoim doświadczeniem. Miałam wrażenie, że często byłyśmy ich „oknem na świat”.
Jaka jest Albania?
Agnieszka: To jeden z najbiedniejszych krajów Europy. Uderzająca jest ilość śmieci, można spotkać wręcz całe „rzeki śmieci”. Ale krajobraz jest piękny: siedemdziesiąt procent powierzchni kraju to góry, a nadmorskie kurorty latem tętnią życiem.
Góry zajmują większą część powierzchni Albanii
Kamila: Albańskie góry trochę się różnią od tych hiszpańskich czy greckich, ale na pewno nie są gorsze! Rzeczywiście jest bardzo biednie, czasami brakuje dróg, a te, które są, pozostawiają wiele do życzenia. Jeżeli ktoś chce jechać do Albanii samochodem, to tylko z wysokim podwoziem. Zima w Albanii jest deszczowa, więc przydadzą się dobre kalosze. Moje, kupione na miejscu, zupełnie się nie sprawdziły… W mieszkaniach brak jest centralnego ogrzewania, więc zimową porą jest bardzo zimno, czasami na zewnątrz było zimniej, niż w środku! Mieszkańcy ogrzewają domy elektrycznymi dmuchawami i piecykami, ale bez izolacji w ścianach ciepło szybko się ulatnia.
Agnieszka: Pomimo zimna i deszczu, dokoła wszędzie widziałyśmy suszące się pranie (śmieje się). Zaskoczyła mnie też nieobecność kobiet w przestrzeni publicznej, szczególnie w małych miejscowościach – idziesz ulicą, wchodzisz do knajpy, a dokoła sami mężczyźni. Nie dało się więc nas nie zauważyć. Dwie dziewczyny w kolorowych kurtkach, z wielkimi plecakami. Te proporcje zmieniają się nieco w stolicy, w Tiranie.
Albania to jeden z najbiedniejszych krajów w Europie
Stolica, Tirana, bardzo się różni od innych miast Albanii
Kamila: Tirana to zupełnie inny świat, w porównaniu z resztą miast, które odwiedziłyśmy. Jest bardziej europejska, ale pełna śladów komunizmu: bunkry, tablice i posągi, upamiętniające bohaterów narodowych, dawna siedziba stacji telewizyjnej dyktatora Hodży. Mieszkańcy Tirany są też bardzo dumni, że papież Franciszek wybrał ich miasto na cel swojej pierwszej wizyty zagranicznej.
Agnieszka: Albania wielu kojarzy się z islamem, a co za tym idzie – z terroryzmem. Sześćdziesiąt procent Albańczyków to muzułmanie, ale wydaje mi się, że nie są zbyt religijni. Hodża w swoim czasie ogłosił Albanię pierwszym w pełni ateistycznym krajem. Funkcjonują jednak pewne tradycje, na przykład wybranek kobiety musi być zaakceptowany przez jej rodziców.
Kamila: Tirana goni za Zachodem, reszta Albanii też by chciała. Nasi rozmówcy twierdzili, że marzy im się przystąpienie do Unii Europejskiej. Widzą w tym ogromną szansę na rozwój kraju i myślę, że przede wszystkim możliwość swobodnego wyjazdu do innego kraju za pracą. Obecnie wielu Albańczyków wyjeżdża tylko na dozwolone trzy miesiące, pracuje na czarno i wraca do kraju.
Berat – miasto tysiąca okien
Agnieszka: Wszyscy, kogo spotkałyśmy, albo sami pracowali, albo mieli kogoś za granicą, znali grecki lub włoski.
Kamila: Za to ceny w Albanii to była ulga dla naszych portfeli! Obiad można zjeść za niecałe dziesięć złotych. I jeszcze popić herbatą. Cena piwa w knajpie nie różni się zbytnio od ceny piwa w sklepie. Można pozwolić sobie na stołowanie się w knajpkach. Tradycyjna potrawa to byrek – podobne do placka z ciasta francuskiego z nadzieniem w postaci sera, pomidorów lub szpinaku. Można to kupić na każdym rogu, w ulicznych budach czy piekarniach za pięćdziesiąt lek, czyli około jednego naszego złotego.
Ceny w Albanii są bardzo przyjazne naszej polskiej kieszeni
Lonely Planet już kilka lat temu ogłosił ten kraj jako „top destination”, ale wciąż niewielu obcokrajowców decyduje się na samodzielną podróż w te strony. Co byście mogły doradzić komuś, kto wyrusza do Albanii autostopem?
Agnieszka: Transport publiczny jest bardzo tani. Raz jechałyśmy autobusem, ale z Saimirem, więc płaciłyśmy tyle, co wszyscy. Gdybyśmy były same, cena mogła być wyższa. Na stopa czekałyśmy średnio piętnaście minut, ale zawsze też miałyśmy dużo ofert od „taksówkarzy”. Zatrzymywały się busy i stare mercedesy – pseudotaksówki. Nie wsiadałyśmy do samochodów z podejrzanym towarzystwem.
Wyruszając w drogę autostopem warto mieć przy sobie gaz pieprzowy, być ostrożnym i nie wsiadać do auta z trzema wielkimi facetami.
Kamila: Nie sugerujcie się tym, co się słyszy o Albanii – że mafia, że cię okradną, zamordują, wywiozą. Ale przed podróżą należy popracować nad asertywnością i stanowczo odmawiać, jak się czegoś nie chce. Albańczycy jeszcze nie bardzo wiedzą, jak traktować turystów, więc najczęściej próbują wyciągnąć najwięcej kasy, ile się da. Na przykład, cena hostelu dla nas była wyższa, niż dla Albańczyków. Dlatego tym bardziej warto przyjmować pomoc od miejscowych i być otwartym na ich propozycje – oni wiedzą najlepiej, co, gdzie i dlaczego.
Agnieszka i Kamila podróżowały autostopem, a nocowały głównie u ludzi, wyszukanych na couchsurfing.com
Jeżeli ktoś się spodziewa „pięknej” wycieczki, to się rozczaruje. Albański rząd nie radzi sobie z szeregiem problemów, m.in. śmieci czy dzikie obozy, w których mieszkają najbiedniejsi. Nawet w stolicy należy się spodziewać trochę ponurego krajobrazu: bazary, lumpeksy, pasące się krowy i owce przy bardziej nowoczesnych budynkach. Ale tym, co uwielbiają góry i poznawanie fascynujących historii, Albania ma wiele do zaoferowania. To miejsce zdecydowanie inne od wszystkich europejskich krajów.
Podczas podróży dziewczyny poznały Raya – kuglarza, od trzech lat podróżującego po Europie. Jego niesamowitą historię przeczytacie tutaj >>. Agnieszki blog o wolontariacie w Grecji tutaj >>