4 powody, żeby uszyć sobie nerę

Jeżeli myślisz, że masz dwie lewe ręce… to na pewno nie byłaś jeszcze na warsztatach w Manowni. W Gdyni przy ul. 3 maja znajduje się pracownia i sklep jednej z najbardziej rozchwytywanych gdyńskich projektantek toreb. To tu Marcelina udowadnia kobietom (choć nie tylko, panowie też są mile widziani), że potrafią stworzyć cuda. 

mana4_szymkowiak

Marcelina Rozmus jest jedną z najbardziej inspirujących kobiet, jakie znam. Sama miałam przyjemność współpracować z Mana Mana niejednokrotnie, za każdym razem utwierdzając się w przekonaniu, że impossible is nothing. Tak właśnie Marcelina wpływa na innych.

mana15_szymkowiak

Do pracowni i sklepu warto wybrać się z dwóch powodów: na żywo zobaczyć, jak powstają torebki i jak wygląda całe zaplecze obsługi klienta oraz spróbować samemu sił w niełatwym wyzwaniu uszycia nerki. Myślisz, że to ostatnie nie jest dla ciebie? 

mana7_szymkowiak

1. Nauczysz się przyszywać guziki i cerować skarpety

Bo tak naprawdę, szycie torebki to tylko pretekst, żeby nauczyć się trzymać w  ręku igłę z nitką. Nie wykluczam, że którąś z nas, uczestniczek, doświadczenie z warsztatów ośmieli do kolejnych prób szycia. Ale na pewno możemy sobie mówić, że skoro dałyśmy radę z nerką, to damy radę i z guzikiem.

P.S. Skarpety można sobie odpuścić.

dyptyk

2. Weźmiesz udział w nieoficjalnym sabacie

Bo tak naprawdę, szycie torebki to tylko pretekst. Żeby się spotkać, pożartować z facetów, napić się dobrej kawy i poplotkować. Dziewczyny przychodzą z koleżankami, z dziećmi lub same i nikt chyba nie da rady wysiedzieć kilka godzin nie nawiązując znajomości z innymi. Szczególnie, że Marcelina potrafi stworzyć luźną atmosferę, w której nie ma głupich pytań i nie ma nieodpowiednich tematów do rozmów.

mana_szymkowiak

mana2_szymkowiak

3. Uszyjesz sobie rzecz jedyną w swoim rodzaju

No dobrze, tak naprawdę o szycie też chodzi. Poza tym, że wszystkie szyjemy z takiego samego materiału, to każda z nas ma wpływ na wybór dodatków. Chcesz coś w kolorze? Dobierz kontrastujący zamek błyskawiczny i pasek. Chcesz na ostro? Wybierz ćwieki. Kokardki? Koraliki? Ozdobny zamek? Wszystko jest i efekt finalny zależy wyłącznie od ciebie. Możesz być pewna, że identycznej torebki poza tobą nie ma i nie będzie miał nikt.

dyptyk2

4. Docenisz pracę innych

Odkąd pracuję z projektantkami wiem już, dlaczego naszyjnik, sukienka, torebka kosztuje tyle, ile kosztuje. Nie zaskakują mnie ceny, częściej dziwię się, że tyle osób nie ceni pracy innych. Ile zachodu, czasu i energii jest potrzebne, żeby spod igły wyszedł produkt finalny, ten tylko się dowie, kto choć raz trafi do pracowni z prawdziwego zdarzenia. Posłucha o projektowaniutorebka_mana konstrukcji, nieudanych prototypach, o pułapkach szycia. Całe to zaplecze, na pierwszy rzut oka, jest nie do ogarnięcia. Ale są osoby, którym mimo wszystko to się udaje. Z genialnym skutkiem.

Tym bardziej cieszę się z mojej super-nery, którą szczególnie upodobałam na przejażdżki rowerowe.

Dzięki Marcelinie za zaproszenie na warsztaty, a Mice Szymkowiak za zdjęcia! 

Polska 1, Gdynia: musisz tu być

Na mapie Trójmiasta pojawiło się nowe niesamowite miejsce, na otwarcie którego czekałam od momentu, gdy dowiedziałam się, że dawny Dworzec Morski zostanie muzeum. Dlaczego Polska 1 w Gdyni jest adresem wartym zapamiętania?

muzeum_emigracji_plakat_wstep

Muzea nie mają zbyt dobrej renomy, za często kojarzymy je z zakurzonymi eksponatami. W Muzeum Emigracji kurz nie ma szans osiąść – typowych do-not-touch przedmiotów jest tu niewiele. Muzeum opowiada formą, dźwiękiem i zagospodarowaniem przestrzeni. I zabiera w niezwykłą podróż w czasie i przestrzeni.

muzeum_emigracji_hol

W latach trzydziestych dwudziestego wieku z tego miejsca w świat wyruszały tysiące Polaków. Za przygodą, rozrywką, ale głównie za lepszym życiem. Mury dawnego Dworca Morskiego są przesiąknięte echem losów emigrantów, które układają się w historię Polski, dotychczas pozostającą w cieniu.

[grey_box]Dworzec Morski to miejsce w latach 30. przeznaczone do obsługi ruchu wychodźczego. Cała infrastruktura emigracyjna, która powstała wówczas w Gdyni, oprócz Dworca Morskiego obejmowała także Halę Odpraw, czyli magazyn tranzytowy, szpital kwarantannowy na Babich Dołach oraz obóz emigracyjny na Grabówku dla ludzi, którzy przyjeżdżali tu z całej Polski i czekali na rejs transatlantykiem. A do tego infrastruktura kolejowa, która umożliwiała dojechanie z obozu emigracyjnego pod sam Dworzec Morski. Więc nieprzypadkowo Muzeum Emigracji znajduje się w Dworcu Morskim, gdzie ta emigracyjna opowieść najlepiej może wybrzmieć.

– Karolina Grabowicz-Matyjas dla gazeta.pl[/grey_box]

muzeum_emigracji_na_swiecie

muzeum_emigracji_plakat_listy

muzeum_emigracji_plakat_nowy_jork

Największą niespodzianką w muzeum jest dla mnie szerokie spojrzenie na temat migracji. Temat niełatwy, przypominający ogromne puzzle z tysiącem elementów. Zanim je ułożymy, czeka nas wciągająca wycieczka po wszystkich kontynentach świata.

Kto by pomyślał, że ziemniaki, a dokładniej nieurodzaj jego upraw, mogły być powodem emigracji miliona osób? Jak wyglądał dzień powszedni na Ellis Island, przedsionku Ameryki dla wszystkich imigrantów, przybywających do Nowego Jorku? Co łączy Chicago Bulls z Polakami, poszukującymi w Stanach lepszego życia? Elementy układanki niespodziewanie zaczynają pokazywać pełniejszy obraz.

muzeum_emigracji_plakat_gdynia

muzeum_emigracji_plakat

muzeum_emigracji_batory

Mnóstwo ciekawostek czeka też miłośników podróży morskich – w muzeum znajduje się m.in. duża makieta statku pasażerskiego Batory, którego legenda nieodłącznie jest związana z Gdynią i Dworcem Morskim. Są prycze identyczne z tymi, na których spała klasa trzecia największych transatlantykach, opowieści z podróży, wspomnienia pasażerów.

muzeum_emigracji_plakat_ciekawostki

muzeum_emigracji_maluch

Żeby wszystko obejrzeć dokładnie, w Muzeum należałoby spędzić co najmniej z pół dnia. Zachęcam. Są miejsca na odpoczynek, kawiarnia, mnóstwo materiałów audiowizualnych, przy których trudno się znudzić. To również możliwość zobaczyć nabrzeże z nieco innej perspektywy.

muzeum_emigracji_pawlacy

muzeum_emigracji

muzeum_emigracji_taras

Dyrektor muzeum obiecuje, że zbiory będą prezentowane głównie w wystawach czasowych, które umożliwią pełniejsze pokazanie danego zagadnienia. A i wystawa główna ma się zmieniać, bo emigracja jest żywym, ciągle zmieniającym się zjawiskiem.

A teraz uwaga: do końca maja zwiedzanie muzeum jest bezpłatne. Muzeum Emigracji koordynuje też autorski program wolontariatu (U)czynni kulturalnie – dla wszystkich pasjonatów historii miasta. Do zobaczenia na Polskiej 1!

muzeum_emigracji_zewnatrz

Gdynia według blogerów: nowy przewodnik po mieście

Poznawanie (nawet swojego) miasta to jak wyprawa w nieznane. Im głębiej zapuszczam się w jego ulice, tym więcej nieznanych mi dotychczas rzeczy widzę. Nie przeczę, że błądzenie po omacku czasami ma w sobie wiele uroku. Ale z „lokalsem”, takim, co pokaże tylko sobie znany wycinek miasta, może czekać duża przygoda. O nowym, wirtualnym przewodniku po Gdyni piszę z dwóch powodów. Dlatego, że jest to miasto, choć niepozorne, grzechu warte. A o drugim napiszę za chwilę.

Gdynia zdaniem blogerów składa się z kilku rozdziałów, każdy poświęcony innej tematyce: miejsca turystyczne, sport, kultura, kulinaria i tzw. lifestyle. Do pracy nad przewodnikiem redaktorzy zaangażowali blogerów i blogerki nie tylko piszące na wspomniane tematy, ale będących prawdziwymi zapaleńcami w swojej działce. Z publikowanych przez nich artykułów i felietonów wyciągnęli fragmenty, które opowiadają o miejscach niezwykłych, ważnych lub nietypowych. W ten sposób powstała oryginalna lista must see i dla turystów, i dla mieszkańców Gdyni.

nowakowski

Michał Nowakowski (autor RóbmyDobrze.pl) zabiera na spacer po gdyńskich muralach, do miejsc z dobrą muzyką i na festiwale, odbywające się w Gdyni. Przy okazji, w krasomówczym stylu, serwuje ciekawostki o artystycznych inicjatywach. Ewa Kowalska (autorka Ibedeker.pl) próbuje odpowiedzieć na pytanie, jakie zabytki warto zobaczyć w Gdyni. Oprócz miejsc historycznych, wędruje też na malownicze, mało znane plaże oraz podpowiada, skąd można zobaczyć najlepszą panoramę miasta.

machnikowski

Sportowym tematem zajął się Włodzimierz Machnikowski, wieloletni dziennikarz sportowy. To od niego można się dowiedzieć, że Gdynia to nie tylko żółto-niebieskie barwy futbolowej Arki, ale również szkoła rowerowa, fitness dla seniorów, cały komplet zajęć sportowych dla wszystkich mieszkańców w ramach Gdyńskiego Poruszenia i in. Podpowiada, gdzie najprzyjemniej się biega, a gdzie gra w kosza.

Na drugim biegunie – Klaudia Sroczyńska (blogerka kulinarna dusiowakuchnia.pI) i jej smakowite wędrówki po gdyńskich restauracjach. Dokąd na randkę, a dokąd z dziećmi? Gdzie podają grecką kuchnię? Gdzie najlepsza ryba w mieście? Lista jest długa i jest w czym wybierać.

Całość spina… I to jest drugi powód, dlaczego tak bardzo się cieszę z tego przewodnika – zostałam blogerką lifestyle’ową! Choć samo słowo u niektórych budzi pewne kontrowersje, ale życie miastem jest przecież lifestylem.

Gdynia Jak Malowana

JakMalowana Gdynia to zachody słońca w porcie. Małe pracownie lokalnych projektantów. Dworzec, w którym zagnieździły się książki. Teatr pod peronami. Kilometry ścieżek rowerowych. To miasto wielowarstwowe jak bakława, tylko smakuje inaczej. Raz słodkim lukrem, innym razem morską solą. Bardzo się cieszę, że właśnie taką Gdynię przedstawia przewodnik.

Gdynia wg JakMalowany - mapka

Od strony wizualnej publikacja bardzo fajnie wygląda i łatwo się czyta, najciekawsze miejsca są wypunktowane i naniesione na mapki. Całość jest do pobrania za darmo, na stronie Gdyni >>. Szkoda, że tylko w wersji pdf, która średnio nadaje się do przeglądania na czytnikach (przynajmniej na popularnych Kindle na pewno). Mimo to, Gdynia zdaniem blogerów jest pomysłową inicjatywą miasta, pokazującą też te miejsca, które normalnie nigdy w życiu nie znalazłyby się w żadnym przewodniku turystycznym.

Czytaj więcej o Gdyni na JakMalowanym >>

JakMalowany rok w podróży

To już jest koniec. I całe szczęście – ten rok zapisał się w moim życiu jako jeden z najbardziej trudnych. Taki, co dodaje siwych włosów i po którym można zacząć używać słów „bagaż doświadczeń życiowych”. A skoro mowa o bagażach – stałam się mistrzem w pakowaniu walizek. Wiem już, jak zmieścić w jednej niedużej i szpilki, i sukienkę, i ciepłą bluzę. Wiem też wiele innych rzeczy, na przykład…

sylwester w straburguStrasbourg nie ma Sylwestra z Jedynką

Alzacja i Strasburg to kierunek niewątpliwie wart odwiedzenia. W Święta stają się bajkową krainą pachnącą grzanym winem. Świąteczny jarmark pochłania całe stare miasto Strasburga i jest tak cudownie pięknie. Jednak jeżeli ktoś liczy na wystrzałowego Sylwestra, powinien albo zadbać o dobre towarzystwo, albo udać się gdziekolwiek indziej. Próżno szukać miejskich imprez czy fajerwerków. Po północy główny plac pustoszeje i jeżeli nie bawisz się w jednej z licznych knajpek czy domówek, można spokojnie pójść spać.

londyn w lutymLondyn w Walentynki wieje mrozem

Mówią, że miłość cię zagrzeje. Ale nie w Londynie, nie w lutym. Drobny deszcz i mroźny, porywisty wiatr zmusza założyć na siebie wszystko, co masz ze sobą. A aparat fotograficzny owinąć w mało seksowną niebieską folię. Okapturzona byłam niewidzialna, śmielej patrzyłam przez obiektyw, grzałam się kawą na wynos, spędziłam kilometry w czerwonych double deckerach z zaparowanymi oknami. Choć odchorowałam ten wyjazd, jednak się cieszę, że miałam okazję zobaczyć tę twarz Londka. Nawet na tradycyjne zakupy w Primarku nie zostało czasu!

wilno w kwietniu

W kwietniu Wilno kwitnie sakurą

Widok na stare miasto, zachód słońca nad rzeką, słodki zapach kwitnących wiśni. Sakury! Japoński sad powstał tuż przy wieżowcach po drugiej stronie Neris. Nowe miejsce romantycznych randek i spacerów. W ogóle, wiosna to idealny moment na odwiedzenie litewskiej stolicy. Parki zaczynają się zielenić, ludzie chętniej wychodzą z domu, można założyć ulubioną sukienkę, wypożyczyć rower. I pobłądzić w jeszcze nieodrestaurowanych uliczkach – jest ich coraz mniej i te miejsca wkrótce znikną. Każdy powrót do mojego rodzinnego miasta to nowe niespodzianki.

gdynia plaze

W maju polskie morze szumi inaczej 

Gdy w Trójmieście zaczyna roić się od turystów, a za chwilę plaże trzeba będzie omijać z daleka, spacer w Babich Dołach i na Oksywiu jest jak haust świeżego powietrza. W tym spokojnym krajobrazie szum fal brzmi jak cicha rozmowa. Bezkresne morze przecinają pozostałości dawnych falochronów, na brzegu  po nocnych połowach odpoczywają kutry rybackie. Po tylu latach wciąż nie mogę się nacieszyć z faktu, że mieszkam tu, nad morzem. Miejsce, w którym chcę być. Cudowność.

gibraltar spelnienie marzenGibraltar spełnia marzenia

Znacie to uczucie, gdy spełniają się marzenia? Ja już tak. Wiatr we włosach, rzut okiem w przepaść, oddychanie przestrzenią. Gdy byłam szczeniakiem, marzyłam zostać wielkim podróżnikiem. I jedną z wielkich podróży odbyć na Gibraltar. Przez lornetkę spojrzeć w stronę Afryki, przybić piątkę z małpią ferajną i ruszyć dalej w drogę. Oczywiście statkiem. W rzeczywistości nie zgadzał się jedynie środek lokomocji – po południu Hiszpanii jeździliśmy uroczym cabrio – jednak reszta pozostanie w mojej pamięci dokładnie tak, jak wymarzyłam lata temu.

szwedzkie kanoeZielona Szwecja to nie mit

Raj dla miłośników biwakowania! Bezkresne lasy, piękne jeziora, wolny dostęp do niemal każdego zielonego zakątka kraju. Gorzej z pogodą (nawet w sierpniu), ale Szwedzi zupełnie się tym nie przejmują. Pod okiem instruktora i w towarzystwie kilku wariatów w szwedzkim Vaxjo pokonuję strach przed głęboką wodą i wypływam na prawdziwym kanoe. Wiem już, że tego bohaterskiego czynu więcej nie powtórzę, ale jestem tak dumna ze swojego opanowania, że mogłabym dawać wykłady motywacyjne o pokonywaniu słabości!

kanion w armeniiOrmianie kochają polski las

Armenia zaskakuje mnie na każdym kroku. Kraj ten odkrywam poprzez rozmowy z nieznajomymi. Włóczę się po upalnym Erywaniu, zajadam bułki z pietruszką, popijam wino z granatów, przeżyłam rajd marszrutką. Ale największym zaskoczeniem do dziś pozostaje dla mnie miłość Ormian do naszych dębów, klonów i brzózek. To nie malownicze kaniony i wiekowe kościoły chcą mi pokazać. Tylko las, sto lat temu zasadzony przez Polaka. I jak tu się nie zakochać? Powrót na Kaukaz już jest na mojej liście „to-do-2015”.

ochryd

Macedonia jest najpiękniejsza jesienią

Byłą Jugosłowiańską Republikę Maceodnii przemierzam w październiku, gdy słońce jeszcze mocno przygrzewa i można zjeść śniadanie na drewnianym pomoście nad Ohrid. Jednocześnie krajobraz ubiera się w złoto i miedź, liście powoli zaczynają opadać i można przejechać dziesiątki kilometrów bez natknięcia się na turystów. Macedończycy witają cię polskim „dzień dobry” i jest to najlepszy moment, żeby złapać trochę ciepła przed zimą w jednym z piękniejszych (wciąż trochę) dzikich zakątków Europy.

Lenin w Grodnie

Lenin wciąż żywy

Choć w 2014 Europa Wschodnia ponownie zabrała się za obalanie pomników, są miejsca, gdzie Lenin wciąż żyje i ma się dobrze. W tym roku miałam okazję odwiedzić Białoruś po raz kolejny i nie wychodzę z zachwytu nad gościnnością poznanych tam ludzi, ich dystansem do białoruskiej rzeczywistości oraz umiejętności prowadzenia niemal normalnego życia w zupełnie innych, niż my znamy, warunkach. Spacer po Grodnie jest pełen kontrastów: od ładnego centrum po drewniane chałupy, od ruin zamku po więzienie dla politycznych.

meteory greckieKraina Skyrim istnieje naprawdę!

…i znajduje się w centralnej Grecji. Z krajobrazem nie z tej ziemi, Meteory zdecydowanie są jednym z najbardziej niezwykłych miejsc. Położone z dala od głównych autostrad kraju, poza turystycznym sezonem są  idealne na samotną wędrówkę, długie minuty ciszy, wpatrywanie się w Olimp na horyzoncie, chwile skupienia w podniebnych klasztorach. Dla większego efektu, warto zabrać ze sobą wygodne obuwie i żywą wyobraźnię.

ja w budapeszcie

Żeby lista podróżniczych odkryć była pełna, musiałabym jeszcze wspomnieć o ośmiorniczkach serwowanych w Andaluzji, o kwitnących różach w grudniu w Grecji, o sadach pomarańczy na Peloponezie i o wielu wielu innych obrazach, które zapadły mi w pamięć z datą 2014. Pora jednak na nowe marzenia i nowe plany, a realizacja ich na pewno będzie dużym wyzwaniem.

Na koniec starego i początek nowego, życzę Wam spełnienia marzeń, tych najbardziej dziwnych i niemożliwych. Bo dla takich chwil warto żyć. 

Gdynia: PPNT o zachodzie słońca

Przy okazji (długiego) wpisu o modernistycznej architekturze Gdyni, bardzo chciałam pokazać również budynek, który zupełnie zmienił krajobraz Gdyni Redłowa. To tutaj się mieści opisywane przeze mnie Centrum Experyment oraz działa Centrum Designu Gdynia.

PPNT

Po rozbudowie, Pomorski Park Technologiczno-Naukowy (ul. Aleja Zwycięstwa 96/98) został miejscem wielu wydarzeń, nie zawsze biznesowych (np. turnieje piłkarzyków lub spotkania dla młodzieży). Można tu przyjść, zabłądzić w korytarzach, zajrzeć do Experymentu, a na koniec na kawę do Eureki. I tym razem na tym kończę i zostawiam zdjęcia.

DSC_4045-1smPPNTpark technologiczno-naukowy w gdyni szklane domy Gdyni

Gdynia: szlakiem modernizmu

„Cześć, jestem Ana i jestem gotykiem. A jakim stylem architektury ty jesteś?”. Pytanie zupełnie z czapy? Chyba, że zadam je nie osobie, lecz… miastu. W przypadku Gdyni odpowiedź będzie więcej, niż prosta. Jasne elewacje śródmiejskich budynków, tak bardzo charakterystyczne dla międzywojennego polskiego modernizmu, przyniosły Gdyni miano „białego miasta”. 

Wspomniany gotyk nie jest przypadkowy. Tracę głowę przy średniowiecznych katedrach, demonicznych gargulcach, misternych witrażach. Pojęcie modernizmu miało więc dla mnie zupełnie abstrakcyjny charakter, aż do momentu przeprowadzki do Gdyni. Tutaj czekała na mnie przestrzeń, porządkująca nawet myśli.

Początki budowy Gdyni przypadły na okres powojennego rozkwitu modernistycznej myśli architektury. W tym czasie już od lat trwają dyskusje nad funkcjonalnością architektury, krytykuje się nadmiar zdobień i manieryczność. Gdynia, jako polskie marzenie i nowe „okno na świat”, dostaje niebywałą okazję stać się polem do popisu dla młodych polskich architektów i urbanistów. Tym sposobem, w latach trzydziestych w Polsce powstaje prawdziwe Le Corbusierowskie „słoneczne miasto”.

Plac Kaszubski

Plac Kaszubski oraz gdyńskie trolejbusy

Urok modernizmu od kilku lat przybliżają mi Gdyński Szlak Modernizmu, organizujący spacery po Gdyni oraz promujący wiedzę o modernizie poprzez spotkania tematyczne, konferencje i wystawy. A także Bartłomiej Ponikiewski, mój wieloletni kolega fotograf, który niespodziewanie wsiąkł w modernistyczną architekturę i poświęcił jej setki swoich zdjęć. Z niebywałym zapałem wyszukuje modernistyczne perełki, zwraca uwagę na szczegóły, odkrywa mało znane fakty z historii miasta, a kilka lat temu zdobył również nagrodę w konkursie „Gdyński modernizm w obiektywie”. Dlatego to właśnie jego poprosiłam o wprowadzenie mnie w modernistyczny klimat Gdyni.

Jednym z czołowych przykładów jest zespół mieszkaniowy Banku Gospodarstwa Krajowego, popularny „Bankowiec”. – opowiada Bartek. – Budynek znajduje się pomiędzy ulicami 10 Lutego, 3 Maja i Batorego. Był to typowy przedstawiciel nowoczesnych tendencji w architekturze. W bryle budynku znajdziemy liczne nawiązania do tzw. stylu okrętowego, na przykład bulajowe okna, wieżyczki, maszty. Ciekawostka: w okresie międzywojnia posiadał największą kubaturę wśród gdyńskich obiektów mieszkaniowych. A w skali kraju był pierwszym nowoczesnym apartamentowcem.

Od siebie dodam, że mieszkańcy tej kamienicy (ul. 3 Maja 27/31) stworzyli w budynku Mini Muzeum. Zebrali i udostępnili zwiedzającym oryginalne wyposażenie mieszkań, dokumentację nieruchomości, schron z wyposażeniem i unikatowe przedmioty, jak na przykład mosiężne tablice z listą lokatorów i numerami mieszkań czy wmurowane skrzynki na listy. Na stronie Gdyńskiego Szlaku Modernizmu znajdują się szczegóły dotyczące zwiedzania >>
DziennikBaltycki
O muzeum pisał, m.in. Dziennik Bałtycki
Wśród nietypowych przykładów architektury czasu modernizmu Bartek wymienia Dworzec Morski przy ul. Polskiej 1.
To zarazem jeden z moich ulubionych gdyńskich obiektów. Budynek miał spełniać określone funkcje względem podróżnych, a zarazem pełnić rolę reprezentatywną. Dopełnieniem tego miejsca były cumujące obok transatlantyki, które były jednym z punktów odniesienia dla nowoczesnej XX wiecznej architektury – opowiada. 

Obecnie Dworzec Morski zaczyna żyć nowym życiem – w budynku, po solidnym remoncie, otwarte zostanie Muzeum Emigracji. „Okno na świat” – Gdynia tę rolę spełniała dosłownie, żegnając w tym miejscu miliony polskich emigrantów przed ich morską podróżą za marzeniami.
dworzecmorski2

Dworzec morski kiedyś (fot. muzeumemigracji.pl) i dzisiaj 

Nie trzeba jakoś szczególnie zgłębiać tematu, żeby zauważyć modernistyczne oblicze Gdyni. Przecież już po wyjściu z pociągu, zarówno tego dalekobieżnego, jak i z sąsiedniego Gdańska, przyjezdnych wita jeden z najbardziej rozpoznawalnych przez mieszkańców Trójmiasta budynków. Ten nieco zaniedbany, a w zestawieniu z odnowionym dworcem głównym jeszcze bardziej szary, budynek również zasługuje na uwagę. Razem z resztą kompleksu stanowi przykład modernizmu powojennego, a tak jego wygląd (nie)zmienił się przez dziesięciolecia.

Dworzec podmiejski w Gdyni

Dworzec Podmiejski Gdyni w roku 1960 (fot. K. Woźniczko. Pocztówka RUCH) i dzisiaj

Zainteresowanych tematem zachęcam do odwiedzenia niezwykłej wystawy w Muzeum Miasta Gdyni – „Narodziny miasta”. Pisze o niej m.in. blog Róbmy dobrzewięc nie będę się powielać. Dodam tylko, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie, zarówno zebrany materiał, jak i aranżacja przestrzeni oraz sposób oddziaływania na odwiedzających.

Gdynia ma wiele twarzy. Niektóre udało mi się przedstawić na blogu: mało znane gdyńskie plaże >> | rowerowa przejażdżka >> | pracownie artystyczne w Gdyni >> | gdyński skatepark >> | Centrum Experyment >> | teatr pod peronami >> | kreatywne inowacje w Gdyni >>

EXPERYMENTuj z Gdynią! [rozwiązanie konkursu]

Zanim opublikuję nowy gdyński odcinek, tym razem co nieco o architekturze miasta, spieszę ogłosić wyniki konkursu z Experymentem. Wiem, że niektórzy już przebierają nóżkami, tymi małymi, jak i całkiem sporych rozmiarów, żeby przetestować jak najwięcej eksponatów naukowej ekspozycji w PPNT!

Kto z was nie marzył siedząc za szkolną ławką sprawdzić niektóre zasady fizyki na własną rękę? Albo rzeczywiście zajrzeć do wnętrza człowieka, zamiast uczyć się z rysunków podręcznika biologii. Hej, a na przykład trzęsienie ziemi? Dopiero w Xylokastro przekonałam się, jakie to uczucie, gdy wszystko dokoła się chybocze. W Experymencie wszystko to można sprawdzić w bezpiecznych warunkach, z przyjaciółmi lub z pod okiem jednego z obecnych w Centrum edukatorów.

Centrum Experyment w Gdyni

Gdyński Experyment odwiedziłam już kilkukrotnie: z zagranicznymi gośćmi, rodziną, nawet z trójmiejskim Tweetupem (zdjęcie niżej). Najbardziej podobają mi się eksperymenty wyjaśniające prawa fizyki oraz działanie urządzeń elektrycznych. Dopiero tu się dowiedziałam, że światło naprawdę nie mieszka w lodówce.

tweetup w Experymencie

Poza stałą ekspozycją, w Eksperymencie można odwiedzać eventy dla dzieci oraz wystawy tematyczne. Obecnie, na przykład, warto odwiedzić wyjątkową wystawę „Poczuj Sztukę” – pierwszą w Polsce wystawę sensoryczną, przygotowaną z myślą o zmysłowym doświadczaniu sztuki. Multimedialną przestrzeń wystawy tworzą eksponaty o wiele mówiących nazwach: Wsłuchaj się w ruch, Zobacz niewidzialne, Muśnij wiatr, Dotknij dźwięku czy Powąchaj kolor.

Centrum Experyment w Gdyni

ekspozycja experymentu

ekspozycja eksperymentu

Ale, ale. Pora na wyniki! Parę tygodni temu poprosiłam was o podzielenie się swoimi ulubionymi miejscami w Gdyni. Z odpowiedzi wyłania się obraz Gdyni pięknej pięknem naturalnym (klif, plaże, ścieżki rowerowe) oraz lokalami (klub Ucho, Kontrast, Blues Club). Zaproszenia przekazuję na ręce Tadeusza Bisewskiego, Katarzyny Gajowskiej i Joanny Gwizdały. Szczegóły odbioru zaproszeń do Centrum Experyment przekażę mailowo. I czekam na wrażenia!

Gdynia: teatr pod peronami

Wieczorem, gdy słońce zajdzie i na niebie odcinają sylwetki dwóch wież Sea Towers, tuż przy plaży miejskiej niebieskim światłem świeci teatralna duma Gdyni – Teatr Muzyczny. Każdy też wie, jak dotrzeć do Teatru Miejskiego – wizualnie przeciwieństwo Muzycznego, ale w sezonie wychodzi poza własne mury i wystawia sztuki na plaży. Jest jednak jeszcze jedno miejsce, bez którego Gdynia Teatralna nie byłaby kompletna: Teatr Gdynia Główna.

Gdynia Główna

Teatr Gdynia Główna

„Spocznij, strudzony wędrowcze” – zdają się mówić afisze, rozwieszone w holu dworca Gdynia Główna. Obok turkoczą walizki na kółkach, ktoś klnie pod nosem słysząc zapowiedzi opóźnień, ktoś śpieszy na peron. A tuż pod nim ciągną się korytarze, do których zapraszają wspomniane afisze.

Na spektakl w podziemiach gdyńskiego dworca po raz pierwszy zabiera mnie kolega. Trochę się niepokoję, bo nie wiem czego się spodziewać – w sali nie ma widocznego rozgraniczenia na scenę i widownię. Za chwilę ktoś widzom proponuje herbatę, kawę, zaczynamy pogawędkę, atmosfera się rozluźnia. Podobnie, na luzie, jest na zapleczu Teatru, gdzie wpadam porozmawiać o Gdyni Głównej. Jestem niezwykle ciekawa, jak taki teatr wygląda „od kuchni”.

Ekipa administracyjna

na zapleczu teatru

Wszystko zaczęło się od przestrzeni na dworcu, którą miasto chciało przeznaczyć na działalność kulturalną. Reżyserki i aktorki Ida Bocian i Ewa Ignaczek miały wizję – wyjść do ludzi ze sztuką w miejscu, gdzie najmniej się tego spodziewają. W formie, nowoczesnej i interdycyplinarnej. Dlatego na poziomie -1 gdyńskiego dworca grane są nie tylko sztuki teatralne, ale funkcjonuje także galeria artystyczna.

galeria sztuki w teatrze

„Teatr Gdynia Główna to również Poczekalnia Idei” – opowiadają mi w biurze teatru. Co znaczy, że każdy młody artysta może przyjść tutaj ze swoim pomysłem i współtworzyć program. Teatr jest otwarty na dobre pomysły, dlatego czasami aktorzy sami decydują, co chcieliby pokazać widzom. Tak, na przykład, powstało „Wielkie Ciasto„.

Przy wejściu uwagę zwraca ściana z portretami – tutaj „wisi” cała siedmioosobowa ekipa Teatru Gdynia Główna. A raczej „wisiała”. „Zdjęcia zaczęły spadać i postanowiliśmy, że chcemy sprawdzić, kto się utrzyma najdłużej” – śmieją się moi rozmówcy. Taka właśnie jest Gdynia Główna – spontaniczna, pomysłowa, odważna.

kto spadnie ostatni

Droga do teatru

Teatr Gdynia Główna odwiedza bardzo zróżnicowana widownia. Podczas festiwalu Open’er wielu zmokniętych deszczem gości znalazło tu gorącą herbatę i miejsce na pogaduchy. Jest też coś dla dzieci: w niedzielę dla najmłodszych przygotowane jest i dobra zabawa i dobry teatr.

W Teatrze Gdynia Główna obejrzałam m.in. Epitafium dla władzy, sztukę inspirowaną myślą Cesarza Kapuścińskiego. Przyznam, że wciągnęła mnie tak bardzo, że ani razu nie spojrzałam na zegarek. Kiedy się przyjdzie nieco wcześniej, można sobie wybrać wygodną poduchę do siedzenia, a dzięki przesympatycznej ekipie Teatru, czuję się na widowni niemal jak w domu.

widownia teatru

Teatr Gdynia Główna jest świetną alternatywą dla tradycyjnego klasycznego teatru: sztuki grane na dworcu, balansują na granicy klasyki i sceny offowej. Jest to też miejsce, do którego można przyjść po prostu pobyć. Usiąść w cieniu reflektora, posłuchać dudnienie kroków na górze. Jest w tym szczypta magii, jakby odkrycie innego wymiaru tuż obok tego dworcowego śpiesznego życia.

Gdynia – centrum myśli kreatywnej (KONKURS!)

Dwa budynki, w których dojrzewały ciekawe pomysły startupowców, kilka lat temu zaczęły się rozrastać, przepoczwarzać. Z kokonów rusztowań wyłoniły się metalowo-szklane motyle – nowy Pomorski Park Naukowo – Technologiczny. Miejsce, które kumuluje w sobie kreatywną energię i uwalnia w postaci udanych projektów i działań. Jednym z miejsc, którego działania w sposób kreatywny zmienia miejską przestrzeń, jest Centrum Designu Gdynia. 

Centrum poznałam parę lat temu poprzez Gdynia Design Days, doroczny festiwal designu promujący twórców i projektantów, przekuwających innowacyjne nietypowe projekty w przedmioty użytkowe. Festiwal odbywa się w pierwszej połowie lipca i wychodzi poza mury PPNT: w różnych lokalizacjach Gdyni organizowane są spotkania, warsztaty, targi oraz inne warte uwagi działania. Jednym z ciekawszych miejsc do odwiedzenia jest zazwyczaj wystawa prototypów. Zawsze w jakiś sposób korespondują z nadmorskim gdyńskim klimatem i w tym roku moim prywatnym hitem była ławka do moczenia nóg w Bałtyku >>.

Gdynia Design Days

Gdynia design days targ

Kolejnym projektem, którym się szczerze zachwyciłam, jest RE:DESIGN – efekt współpracy Traffic Design i Centrum Designu. W rezultacie warsztatów, pracy projektantów i grafików w Gdyni wprowadzono kilka wizualnych zmian. W tych projektach najbardziej lubię prostotę, taką z budynku YMCA. Przy okazji z fasady zniknęły tak znienawidzone przeze mnie kolorowe szpecące banery! Budynek YMCA z przełomu lat 40/50 znajduje się przy ul. Żeromskiego 26.

Re:design ymca

Zupełnie niedawno transformację przeszedł też przystanek SKM Gdynia Redłowo. Choć nie było to najbardziej zaniedbane miejsce (jestem szalenie ciekawa, czy ktoś podjąłby wyzwanie, jakim jest przystanek na Grabówku), nowe oblicze Redłowa bardzo mi się podoba. A najbardziej zaskakującym elementem jest chyba dymek przy kasie biletowej, który potrafi powiedzieć coś miłego dla każdej mijającej go osoby.

Gdynia Redlowo nocą

nowe kasy biletowe gdyni

redlowo po zmianie

peron redlowa

Centrum Designu Gdynia realizuje wiele innych, nietypowych projektów, na przykład spotkania i dyskusje pt. Tematy Trendowate czy konkurs Gdynia City Transformers. Wszystkie zwycięskie projekty zostały wdrożone w życie. Przetransformowane w konkursie kolorowe skrzynki energetyczne znajdują się na ul. Świętojańskiej, a stylowy pawilon handlowy do sprzedaży sezonowej gdyńskich pamiątek gości latem w okolicy Skweru Kościuszki. Projekt nowych śmietników trafił na plażę Śródmieścia – są na tyle estetyczne i pasują do tego miejsca, że zupełnie nie musiałam usuwać ich ze zdjęć do lookbooka, który robiłam latem.

Gdynia transformers i Mana Mana

Wszystkie działania i wydarzenia można śledzić na stronie Centrum. Co więcej, w przeważającej większości można brać udział zupełnie bezpłatnie – spotkania, dyskusje, wykłady na temat projektowania i ulepszania przestrzeni miejskiej zainteresują nie tylko urbanistów.

Na koniec tego długiego tekstu, w nagrodę dla najcierpliwszych, razem z miastem Gdynia przygotowałam niespodziankę. Konkurs!

Tydzień temu pisałam o gdyńskim Skateparku – miejscu, w którym spędza wolny czas coraz więcej młodzieży, dokąd przychodzą całe rodziny. Gdynia w zanadrzu ma jeszcze kilka miejscówek, gdzie fajnie przyjść z przyjaciółmi lub rodzicami. Na przykład EXPERYMENT. Ogromna przestrzeń wystawowa, łącząca zabawę z nauką, umożliwiające w sposób naturalny zrozumieć wiele na pierwszy rzut oka niezrozumiałych zagadnień z dziedziny fizyki, chemii, medycyny. Ostatnio centrum poszerza swoją ofertę również o wieczory tematyczne, warsztaty, pokazy filmowe i spotkania dla najmłodszych. Bardzo lubię to miejsce i chciałabym kogoś z Was zaprosić do EXPERYMENTU. 

experyment

Mam trzy zaproszenia dla 4 osób do Centrum Nauki Experyment – dla całej rodziny lub grupy przyjaciółAby je otrzymać, wystarczy zdradzić w komentarzu lub mi na maila (ana.matusevic[at]gmail.com) swoje ulubione miejsce do spędzania wolnego czasu w Gdyni. Wśród Waszych wiadomości wybiorę te miejsca, które zapragnę odwiedzić – i to zrobię, a autorów nagrodzę. Na wiadomości i komentarze czekam do 10 listopada.

Gdynia zdaniem blogerów >>

Gdyński skatepark pełen pasji

Najbardziej rozbudowany bowl w Polsce, sekcja streetowa, mnóstwo dzieciaków na rolkach, chłopaków na deskorolkach, młodzież na BMXach. I wszystko to na 1500 metrach kwadratowych w centrum Gdyni. Pachnie tu jeszcze świeżą farbą, ale coraz więcej osób przychodzi przetestować – nie tylko z pobliskich bloków, ale również z dalszych okolic.

Moimi przewodnikami po skateparku zostają Alan i Piotr. Spotykamy się na skwerze Plymouth (nazwa zawsze mi się kojarzy z szantami o hiszpańskich dziewczynach) i zmierzamy ku skwerkowi Sue Ryder. Między ulicą Świętojańską a Bulwarem ciągnie się zielona przestrzeń, park, a w nim…

skatepark1

Kiedy parę lat temu padł pomysł zbudowania w tym miejscu skateparku, nie wszyscy byli zachwyceni. Obawy dotyczyły głównie hałasu oraz zniszczenia parku. Wyszło jednak wręcz odwrotnie – skatepark doskonale komponuje się z otoczeniem. A hałas… place zabaw dla dzieci również generują hałas. A miejsc, takich jak to, w Trójmieście nie ma.

Pytam Alana o początki jego pasji. „Fascynowała mnie deskorolka, która stała w domu kolegi i również zapragnąłem taką mieć” – śmieje się. A gdy już taką zdobył, to nie pozostawało nic innego, jak zrobić z niej użytek.

skatepark w Gdyni

skatepark

Chłopaki spotykają w skateparku znajomych i mam przyjemność obserwować mały konkurs popisów. Tuż obok jakiś tata uczy swoje dziecko wyczynowej jazdy na rowerze. Na ławkach siedzą gapie, rodzice, ktoś przez telefon umawia się na spotkanie. Skatepark i okolica tętni życiem, a miejsce znajdzie się dla każdego: zarówno tych, co potrafią zrobić użytek z chluby twórców skateparku, trzyczęściowej „misy”, jak i dla początkujących.

jak spedzac czas latem

Skatepark znajduje się w bardzo dobrym spacerowo miejscu – kilka kroków od ul. Świętojańskiej i w pobliżu morza. Poza tym, czuć tu pasję. Ci, co narzekają, że młodzież spędza wolny czas przed komputerem w domu, powinni częściej tu zaglądać!

zabawa w skatepark

skatepark przy swietojanskiej

Więcej wpisów „Gdynia zdaniem blogerów” >>

Gdynia kreatywna: na tropie pracowni

Gdynia, jako miasto bardzo młode, nie dorobiło się jeszcze osobnej dzielnicy, w której przeważałyby pracownie młodych projektantów i artystów. Kreatywnym życiem tętni Śródmieście, ale trzeba wiedzieć, dokąd zajrzeć. Dziś chcę Wam pokazać pracownie trzech moich ulubionych gdyńskich projektantek. Chodźcie za mną!

Ulica Kilińskiego, przy której znajduje się butik i pracownia Misstery, łączy dwa światy. Z jednej strony jedna z głównych ulic Gdyni – Świętojańska, z drugiej – spokojne uliczki, prowadzące do parku lub nad morze. Butik Misstery jest dokładnie po środku, a odkryłam go kiedyś zupełnie przypadkowo.

butik misstery

„Kilińskiego to moja ulubiona ulica w Gdyni, ma w sobie to „coś”, ma duszę. – zdradza Beata Kołodziejska. To ona tu tworzy i rządzi w Misstery. Beata jest gdynianką od 30 lat. Opowiada, że swoją pracownię chciała otworzyć koniecznie w tym mieście i tak też się udało. W okolicy swoje pracownie mają kuśnierz, modystka, gorseciarka. Zawody, które odchodzą w zapomnienie, spotykają się w jednym miejscu. Przypadek?

Beata, choć sama nie jest zawodową modystką, kontynuuje najlepsze tradycje tego rzemiosła. Początki nie należały do najłatwiejszych. Artystyczna dusza po humanistycznych studiach, sztuki tworzenia nakryć głowy uczyła się się od podstaw samodzielnie, od czasu do czasu podglądając pracę innych.

pracownia Misstery

Dzisiaj sama pracuje nad konstrukcją, na własnych formach tworzy toczki. Ta praca nad formą jest najtrudniejsza, ale Beata przyznaje, że daje najwięcej satysfakcji. Nakrycia głowy wracają do łask – modne są kapelusze, czapki, natomiast toczki najczęściej panie kupują na specjalne okazje. Te z metką „Misstery” powstają od podstaw u Beaty. W pracowni pełno jest różnego rodzaju ozdób, wstążek, woalek, sprowadzanych specjalnie do projektów Beaty z zagranicy. Z kolei wełniane czapy powstają we współpracy z marką Prulla, twórcami dzianinowych dodatków i ubrań.

Misstery przy pracy

w pracowni misstery

Wszystkich, kto ma ochotę podejrzeć „od kuchni”, jak powstają autorskie nakrycia głowy, Beata zaprasza na Kilińskiego 8 – tej pracowni nie da się przegapić! Trochę inaczej jest z pracownią Marty Misiuro, autorki szklanych postaci o dużych smutnych oczach.

pracownia misiuro

Marta prowadzi mnie do pomieszczenia za grubymi stalowymi drzwiami. „Ta piwnica jest jednocześnie schronem” – tłumaczy. A ja zaczynam zastanawiać się nad tym, jakie jeszcze tajemnice skrywa Gdynia?

prace ze szkła Misiuro

Najbardziej charakterystycznymi pracami Marty są postaci wytapiane ze szkła w temperaturze 1600 stopni. Pracuje w technice, której nie stosuje nikt inny w Polsce. Do pracy potrzebuje specjalnego palnika, ten zajmuje honorowe miejsce w pracowni. Najpierw pod wpływem ognia powstaje szklana kulka, przypominająca bańkę mydlaną, a potem Marta nadaje jej kształt. Jelonka lub swojej autorskiej laleczki…

W pracowni Misiuro

Co ciekawe, każda laleczka jest inna i żadna nie ma imienia. Nadanie imienia Marta pozostawia tym, którzy zdecydują się je przygarnąć. A jest to bardzo łatwe, ponieważ tajemnicze dziewczyny można znaleźć nie tylko w biżuterii, lecz i na koszulkach.

koszulki Misiuro

naszyjniki misiuro

Marta mieszka w Gdyni „od zawsze”. Najpierw Kamienna Góra, przerwa na osiedle z blokami i teraz ponownie powrót w okolice Śródmieścia. „Codziennie bywam nad morzem. Gdynia jest dla mnie najlepszym miejscem na ziemi” – przyznaje. Podczas naszej rozmowy w pracowni okazuje się, że łączy nas nie tylko miłość do miasta, ale i… wspólne pochodzenie. Babcia Marty była wilnianką!

Pracownia Marty znajduje się przy ul. Słowackiego 58. Aby do niej trafić, należy skontaktować się z Martą mailowo lub telefonicznie.

Kolejną pracownią, którą koniecznie chcę pokazać, a której właścicielka również znalazła w Gdyni swoje miejsce na ziemi, jest torebkownia Mana Mana.

pracownia mana mana

Z Marceliną Rozmus miałam przyjemność pracować przy okazji kilku sesji fotograficznych  Naturalnie, podpytałam Marcelinę, dlaczego torebki? Czeka mnie zaskoczenie. Torebki są, jak sama Marcelina przyznaje, projektem ubocznym wobec tego, co rzeczywiście początkowo chciała tworzyć.

„Od wieków nie kupowałam sobie torebek, nic mi się w sklepach nie podobało. W końcu więc mogę sama wymyślić to, co chcę mieć. I dokładnie to samo dawać wszystkim moim klientom” – tłumaczy.

pracownia mana mana

Niedawno pracownia się powiększyła i z zaplecza wyszła na światło dzienne. Teraz każdy odwiedzający (bo, trzeba przyznać, Mana Mana noszą nie tylko kobiety) może zobaczyć, jak torebki powstają. Od pomysłu, szkicu, aż do ostatniego szwu. Tutaj też realizowana jest sprzedaż internetowa – kurier każdego dnia odbiera naręcze paczek.

O tym własnym miejscu na ziemi nie żartowałam. Mama Marceliny pochodzi z Węgier. I choć w dawnych czasach w jej kraju niczego nie brakowało, w odróżnieniu od Polski Ludowej, przyjechała tu za miłością. Nie znała języka ni w ząb, jednak z ogromnym zaangażowaniem i determinacją nauczyła się polskiego samodzielnie. „Trudno mi nawet wyobrazić, jak musiało być jej trudno sprostać temu wszystkiemu” – opowiada Marcelina. A ja wiem, po kim twórczyni Mana ma ten zapał do życia.

mana mana w internecie

Tradycyjnie, na koniec pytam też o ulubione miejsce w Gdyni. Okazuje się, że wcale nie jest to pytanie łatwe. Marcela do żadnych lokali nie chodzi, jada w mlecznym barze. Natomiast miasto lubi oglądać z zadartą do góry głową i snuć się po mniej nieznanych zakamarkach Śródmieścia. „Gapię się na balkony, okna i wyobrażam sobie, co jest za nimi, – zdradza. – Nawet, gdy z kimś jadę pociągiem lub gdy mijam kogoś obcego na ulicy, lubię doopowiadać o tych osobach różne historie. Zastanawiam się, dokąd taki ktoś jedzie, albo na czym się zna.”

moja nowa torebka mana mana

Może Marcelina i nie potrafi wymienić ulubionego miejsca w Gdyni, ja za to potrafię wskazać moją ulubioną Manę. A pracownię znajdziecie pod adresem ul. 3 Maja 20, w podwórku za żelazną bramą.

Znacie inne ciekawe pracownie warte odwiedzenia? Dajcie znać, a na pewno je odwiedzę i opiszę na JakMalowanym.

Gdynia na moim blogu: alternatywna trasa rowerowa | kolor, dźwięk, słowo | nieznane plaże | moje miasto 

Gdynia przemysłowa z perspektywy roweru

Babie lato potrafi namieszać w głowie. Kiedy budzi mnie słońce i rąbek błękitnego nieba, widoczny przez okno, rower zaczyna niespokojnie przebierać pedałami. Telepatycznie przekazuje kategoryczny sprzeciw schowania go do piwnicy. „To jeszcze nie pora” – woła. Nie mam więc wyjścia – jedziemy na wycieczkę!

ja na rowerze

Sąsiedztwo Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego daje pole do popisu. Można zaplanować krótkie rowerowe spacery lub podążyć jednym z dłuższych szlaków, wędrując na przykład do Wejherowa. Albo odwiedzić dalsze dzielnice miasta, docierając do nich leśnymi ścieżkami.

Przez miasto prowadzi kilkanaście ścieżek rekreacyjnych, a rowerowe ścieżki komunikacyjne w sumie liczą ponad 50km. Najdłuższa prowadzi od Warszawskiej aż do granic miasta z Rumią.

kolazrowerowy

Jednak moja ulubiona trasa wcale nie wiedzie przez malownicze pagórki. Nie ujrzysz tu dzików ani wiewiórek. Moja trasa w klimacie przemysłowym prowadzi przez jedną z głównych arterii Gdyni, zbacza do zaniedbanej części Pogórza, skręca na miłe oku blokowiska z wygodnymi ścieżkami rowerowymi, aż w końcu wyjeżdża na prostą wzdłuż ulicy Janka Wiśniewskiego.

rowerowa-mapka

Start – przy Akademii Morskiej w Gdyni. Wzdłuż Morskiej prowadzą ścieżki rowerowe – raz po jednej, innym razem po drugiej stronie ulicy. Po przejechaniu pod estakadą, skręcam w prawo na Chylońską. Tutaj ścieżka rowerowa się kończy, ale ten odcinek nie jest długi. Prowadzi między blokami i podwórkami, żeby po chwili skręcić w prawo – na jedyny w Gdyni wielotorowy przejazd kolejowy. Znienawidzony przez kierowców, dla mnie wydaje się być punktem must see. Szlabany tutaj opadają dosłownie co kilka minut, a po torach śmigają SKM-ki i pociągi dalekobieżne. Fajne miejsce do trainspottngu. Niezbyt dobry wybór dla tych, co się spieszą.

Przejazd przez tory

Rowerowa SKMka

Dalej ulicą Pucką aż do skrzyżowania z Unruga. Okolica przemysłowa, więc mało zachęcająca do dalszej eksploracji. Chyba, że ktoś ma fioła jak ja. Z przyjemnością przystaję przy składowanych tutaj kontenerach i wypatruję pociągów towarowych. Stukot kół pociągu kojarzy mi się z odległym dzieciństwem, gdy zasypiałam przy odgłosach niedalekiego od domu dworca kolejowego.

Pora wspominki odłożyć na bok, jedziemy dalej. Po prawej stronie majaczy czerwony komin elektrociepłowni gdyńskiej. Powietrze ma tu nieco inny smak, ale w przemysłowo-portowych dzielnicach trzeba się z tym liczyć. Od strony ulicy Puckiej podchodzę bliżej, choć wysoki płot uniemożliwia dłuższy spacer. Trzeba ruszać dalej.

Elektrociepłownia Gdyńska

Teraz jazda jest czystą przyjemnością. Wzdłuż ulicy Unruga, aż do Kwiatkowskiego, prowadzą nowe proste ścieżki rowerowe. Pod koniec ulicy skręcam w prawo na estakadę i już jestem w jednym z moich ulubionych miejsc. Pod estakadą znajduje się przystań promu Stena Line i składowiska kontenerów. Rozpościera się też widok na port Gdyni z zupełnie innej perspektywy. Suwnice, dźwigi – wszystkiemu można się przyjrzeć z bliska, podczas pracy. Ma to coś z portowego uroku.

Terminal Stena Line

DSC_4641-1sm

Ostatnia część trasy prowadzi wzdłuż Janka Wiśniewskiego – dość nużący odcinek. Jeżeli mam jeszcze sił, zbaczam w lewo w stronę Nabrzeża Belgijskiego. To tu powstaje Muzeum Emigracji, a latem przypływają ogromne wycieczkowce. Powrót na Wiśniewskiego jest szybki i prosty – ostatnie wyzwanie stanowi wniesienie roweru na wiadukt przy SKM Gdynia – Stocznia.

nabrzeze belgijskie

Za każdym razem, gdy przemierzam tę trasę, odkrywam coś nowego. Przemysłowe i portowe dzielnice mają w sobie niesamowity klimat. Tak jakby śpiące, a mimo to ciągle w ruchu. Jakby zaniedbane, a niezwykle ważne na mapie miasta. Jeżeli znacie podobne miejsca, do których łatwo dojechać rowerem, szepnijcie słówko.

P.S. Pamiętacie, że zarówno w SKM, jak i gdyńskiej komunikacji, przewóz roweru jest bezpłatny?

3x Gdynia >> || Nieznane plaże Gdyni >> || Moja Gdynia >>   

Gdynia: kolor, dźwięk, słowo

Wiatr, który potarga nawet najlepiej ułożoną fryzurę. Portowe światła, odbijające się w nocnej zatoce. Moja Gdynia pachnie morzem, brzmi jak krzyk mew, mruga rysowanym na ścianie okiem. 

ja na tle muralu

Gdynia jest koloru morskiego. Jak „Tchnienie Wschodu”, mural francuskiego artysty Hopare, którego do Gdyni sprowadziła idea Traffic Design. Piękny obraz powstał na ścianie budynku fundacji wspierającej osoby z autyzmem (Hallera 31A). Hipnotyzuje, przykuwa uwagę, uwodzi kolorystyką. Zanim powstał, najbardziej lubiłam zaglądać do podwórek na rogu Żeromskiego i Świętego Wojciecha. Tam, zza zieleni i osypujących murów, wygląda stoczniowy wąsacz i startują kosmiczne wahadłowce.

Tchnienie Wschodu mural

Gdynia brzmi jak bluesowe improwizacje. W poszukiwaniu muzyki kroki prowadzą do niepozornego Blues Club, gdzie w każdy wtorek w przytłumionym świetle odbywa się prawdziwa orgia dźwięków. Dla koneserów i laików. Dla ciekawskich również. Kilka kroków dalej – kultowy Klub Muzyczny UCHO. To tu, obuta w moje wysokie glany, poznawałam polską alternatywną scenę muzyczną.

Blues Club

Gdynia to również miasto słowa. Książki zagościły w różnych jej zakamarkach już na stałe. Początkowo nieśmiało, wraz z Nagrodą Literacką Gdyni, wychodziły w plener. Teraz zagościły na stałe m.in. na dworcu Gdynia Główna, skąd można je wypożyczyć w Biurze Dworca, pozostawiając w zamian inną książkę.

bookcrossing na dworcu

W kawiarniach i restauracjach zawsze wypatruję półki z książkami. Rozgościły się m.in. w Caffe Anioł, w Vademecum, Cafe Klaps. Ale najchętniej wracam do niezwykłego tytułu, dostępnego w Lavenda Cafe na Starowiejskiej.

ksiazka w Lavenda

Historia Gdyni w wycinkach z gazet. 75 lat bogatych w historyczne wydarzenia oraz fragmenty informacyjnych tekstów, przedstawiające tło społeczne i postęp w rozbudowie miasta. „Gdynia w gazetach” Małgorzaty Sokołowskiej (Verbi Causa, 2011) jest trudno dostępnym tytułem, ale idealnie nadaje się na slow reading przy herbacie. Okazuje się, że niektóre problemy, z którymi miasto boryka się dziś, zwracały uwagę również na samym początku swojego istnienia.

Gdynia w gazetach - fragment

czytanie w lavenda cafe

Moja Gdynia to wyrazisty kolor, dobre brzmienia i wciągająca książka. A wszystko możliwe do zlokalizowania na mapie.

Tekst jest częścią „Gdynia zdaniem blogerów”. O nieznanych plażach >> || O Gdyni Jak Malowanej >>

Gdynia nieznana uwodzi plażami

Najpierw pokonuję paręset schodków. Albo idę ścieżką po porośniętym drzewami zboczu klifu, na skróty. Zza drzew wyłaniają się kolorowe rybackie barki. Wsłuchuję się w krzyk mew i szum fal, rozbijających się o kamienisty falochron. 

Gdynia po drugiej stronie portu, ta z Obłużem i Oksywiem, to wciąż Gdynia dla wielu nieznana, skrywająca niezwykłe zakątki, do których się chce wracać. Plaże, jakby dzikie, ale niezupełnie, bo w Babich Dołach i ratownik się znajdzie, a na Oksywiu wczesnym rankiem można się natknąć na powracających z połowów rybaków. Miejsce idealne na odpoczynek od zgiełku, na sesję zdjęciową, na spacer.

Oksywie plaza

Oksywie jest najstarszą osadą, wchodzącą w skład dzisiejszej Gdyni. Miejsce to zapisało się też w militarnej historii Polski, co znajduje odbicie także w najbliższym otoczeniu. Żeby dostać się do plaży, należy przejść z jednej strony obok koszar i jednostek wojskowych, z drugiej – cmentarz Marynarki Wojennej.

barki na oksywiu

Lodz w Gdyni

O świcie krzątają się tu rybacy, w dzień przechadzają nieliczni spacerowicze. Nawet w sezonie jest to miejsce wolne od tłumu i zgiełku, tak charakterystycznego dla plaży w centrum miasta.

ja w oksywiu

lektura na popoludnie

widok na Hel z Oksywia

Chwilę przed spacerem pada deszcz. Ostatnie ciepłe krople szybko wsiąkają w piasek, a na horyzoncie mogę dojrzeć zarys Helu. Po prawej, w oddali, widać torpedownię Formoza. Obiekt do dziś używany przez polską Marynarkę, w jej stronę prowadzi długi, kamienny i nieco zniszczony falochron. Po lewej – poniemiecka torpedownia w Babich Dołach, plan filmowy m.in. „Kryminalnych” i „Czterech pancernych i psa”.

Oksywie, widok na formoze

Lodzie rybackie

Lodz na Oksywiu

Zbliżająca się zima zapowiada równie niezwykły krajobraz. Skute lodem kamienie falochronu, ogołocone z liści zbocza klifów, morze w kolorze ołowiu. Nie mogę się doczekać, kiedy znad morza zawieje mroźny wiatr.

Tekst jest częścią serii „Gdynia zdaniem blogerów”. Część 1 >>

Gdynia: jaka jest zdaniem blogerów?

Żółte kolonijne czapki chowają się na dnie szafy, ostatnie meldunki z Operacji Żagle lądują w archiwum, pluszowe foki i pirackie flagi spakowane czekają na nowy sezon. Czy to koniec? Bynajmniej.

W miejscu sezonowej smażalni ryb parkuje foodtruck. Morze jakby poważnieje, kolory nabierają głębi. Wysypuję z butów złoty piasek, oglądam zachód słońca otulając się ciepłym swetrem i tym razem chcę opowiedzieć o mieście, które znam tylko ja. Gdynia z perspektywy trochę nie-turysty. Taka do chłonięcia zmysłami, do oglądania obrazami. Gdynia Jak Malowana.

zachod slonca w gdynskim porcie

Gdy słyszę „Gdynia”, to oczyma wyobraźni widzę, przede wszystkim, te najbardziej obfotografowane i najczęściej odwiedzane miejsca. Bulwar Nadmorski, Skwer Kościuszki. Tymczasem z bulwaru tylko chwila do Polanki Redłowskiej, skąd rozpościera się widok na Zatokę. I skąd ręką sięgnąć do prawie dzikiej plaży. Ze Skweru Kościuszki prosta droga do murali, poukrywanych w często zaniedbanych podwórkach. Krótki spacer i widać kontenery, starannie poukładane ogromne kolorowe lego. Tak jakby tuż pod powierzchnią dobrze widocznej miejskiej skorupy pulsowało zupełnie inne życie, jakże warte poznania.

Dla wielu nieznany, a przecież zupełnie przez Gdynię nie skrywany, jest na przykład fakt, że Gdynia to najbardziej górzyste miasto w Polsce. No, prawie, bo palma pierwszeństwa należy do Zakopanego. Dla wielu niespodzianką jest też, że gdyńskimi ulicami jeżdżą trolejbusy. Być może to właśnie one sprawiły, że czuję się tu jak w moim rodzinnym Wilnie, jak w domu. Gdyńskie wąsacze – jedne z najbardziej cichych i ekologicznych w Europie – to harmonijne połączenie nowoczesności z dbałością o środowisko naturalne.

Wydaje mi się, że właśnie takie wizjonerskie podejście wyróżnia Gdynię na tle Trójmiasta. Każda składowa nadmorskiej metropolii ma w sobie coś niepowtarzalnego. Gdyni, zbudowanej z marzeń o wolnym dostępie do morza, od pierwszych dni przyświeca motto „jutro buduje się dziś” i że każdy z nas jest budowniczym przyszłości. Brzmi górnolotnie? Niech tak zostanie. Temu miastu sięganie po gwiazdki z nieba weszło w nawyk.

kwiaty gdyni

Jeżeli Gdynia dumnie nosi metkę „made in Poland”, to kilka wspaniałych inicjatyw powinno przypiąć „made in Gdynia”. Jakiekolwiek losy spotkają znany wszystkim Opener Festiwal – zawsze będzie dzieckiem Gdyni. Trochę niszowy, ale niezwykle klimatyczny Ladies Jazz Festival, nadaje miejskim muzycznym wydarzeniom rumieńców. A z takich bardziej przyziemnych „produktów” na uwagę zasługuje Cafe Strych – domek rybacki, który stał tutaj jeszcze zanim pierwszy nurek zszedł na dno budowanego gdyńskiego basenu portowego. Tego samego, przy którym dzisiaj zbierają się tysiące ludzi podziwiać żaglowce z różnych zakątków świata.

Żagle – tak właśnie wygląda moja pocztówka z Gdyni. Wysłałam ją m.in. na Ukrainę w ramach postcrossingowej wymiany pocztówkami. Trójmasztowy polski żaglowiec śmiało może być wizytówką swojego macierzystego portu – zaprojektowany przez Polaka, zbudowany w polskiej stoczni, zwycięzca Cutty Sark, zdobywca Antarktyki, bohater książki Kazimierza Robaka. Bo choć sama jestem typowym szczurem lądowym i dostaję choroby morskiej nawet na molo, duch morskiej przygody rozpala moją wyobraźnię od dzieciństwa.

pocztowka z gdyni

Być może dlatego moim ulubionym miejscem w Gdyni jest port. A do zbierania portowych historii najlepsze jest Nabrzeże Portowe koło pl. Gombrowicza. Z jednej strony drzemią okręty Marynarki Wojennej, z drugiej wiatr przynosi odgłosy pracy portowych dźwigów. Na tle nieba odbijają się stoczniowe żurawie, ogromne suwnice, hałdy węgla czy innego ładunku. Przy odpowiedniej kalkulacji czasu można trafić na moment, gdy przez wąskie gardło portu w świat wypływa ogromny prom. Sunie tuż obok, prawie na wyciągnięcie ręki. Z pokładu machają turyści, najczęściej tak energicznie, że nie można się oprzeć – też zaczynam machać.

port w gdyni

Szczególnego klimatu port nabiera wieczorową porą. W Gdyni nie ma chyba lepszego miejsca na oglądanie zachodu słońca. Uwodzi grą kolorów i cieni, a odbicie w wodzie odsłania inny, fantastyczny świat. Tego nie opiszą żadne słowa ani zdjęcia. To trzeba zobaczyć samemu.

Gdynia rozmawia. Szepcze: „fajnie, że jesteś, chodź, pokażę ci coś fajnego”. Dlatego ucieszyłoby mnie, gdyby w Gdyni turyści i mieszkańcy częściej korzystali z alternatywnych pomysłów na spędzenie czasu w mieście. Tak wiele jeszcze czeka na odkrycie! Niniejszym chcę więc zachęcić do poznania mojego Miasta widzianej okiem blogerów. A będzie co czytać. Kulinarną Gdynię przedstawi Klaudia Sroczyńska, kulturalną – Michał Nowakowski, turystyczne szlaki zaprezentuje Ewa Kowalska, a sportową formę Gdyni – Włodek Machnikowski. Mi przypadło poruszenie tematów life-stylowych, więc chcę pokazać, czym się żyje w Gdyni. Do ponownego poczytania niedługo!

Szampan na plaży

Trwa moja edukacja sportowa. Zasady gry poznaję „na gorąco” – tym razem przygotowując fotoreportaż z Turnieju Siatkówki Plażowej Niesłyszących.

puchar

Na gdyńskiej plaży spotkali się zawodnicy z kilku miast Polski. Organizatorem turniejów (zorganizowano już cztery) jest Klub Sportowy Niesłyszących MEWA. Rozgrywane mecze były okazją nie tylko do popisów sprawności, ale przede wszystkim do integracji i rozmów. W mojej pamięci dzień turnieju zapisze się głównie ze względu na to ostatnie. Moja nieznajomość języka migowego nie stanowiła problemu dla większości poznanych osób. Tam, gdzie brakowało nam słów lub gestów, z pomocą przychodził uśmiech i kreatywność.

Szczególnie niezwykły był to dzień dla Magdy i Maćka. Kibicowałam więc nie tylko zawodnikom, a wręczenie pucharów nie stało się kulminacyjnym momentem turnieju. I szampan – ten najlepiej smakuje na plaży. Ale zobaczcie sami – na zdjęciach.

siatkowka plazowa

sedzia zadowolony

zawodnik i siatka

usmiech siatkarza

narada sedziow

kolaz

rozmowa na plazy

siatkowka plazowa nieslyszacych

siatkowka plazowa w gdyni

biuro zawodow

puchary

zakonczenie turnieju

gratulacje finalistom

wreczenie medalu

oświadczyny na plazy

wzruszenie

szampan

Turniej Siatkówki Plażowej Niesłyszących

Więcej zdjęć i informacji na facebooku MEWY >>

Gdynia: w cieniu żagli

Przy gdyńskiej kei cumuje żaglowiec z banderą w barwach wolnego świata. Jego załoga po raz pierwszy odwiedza kraj zza żelaznej kurtyny i nie może się doczekać zejścia na ląd. Zresztą, nie tylko ich zżera ciekawość. Burta w burtę cumują tutaj jednostki z państw, które nie utrzymują ze sobą stosunków dyplomatycznych. Uścisk spracowanych na długich morskich rejsach dłoni, bez muru, bez zasieków. Jest rok 1974, rusza Operacja Żagiel, bezprecedensowe spotkanie żeglarskiego zachodu ze wschodem. 

Czterdzieści lat później, do tego samego portu zawija kilkanaście żaglowców z Polski, Portugalii, Rosji, Niemiec, Szwecji, Francji, Litwy i Łotwy. Polityczny klimat się zmienił, ale atmosfera podobna – feta i zabawa do białego rana. Po wodzie niesie się muzyka i gwar zwiedzających, niebo rozświetlają fajerwerki.

insta6

Na Operację Żagle Gdyni ruszamy w ekipie #3miastoTweetup – comiesięcznego spotkania użytkowników Twittera. Nie tylko z Trójmiasta, bo często wpadają do nas goście z innych miast. Tym razem jest to m.in. moja przyjaciółka Agnieszka z Poznania. Żartujemy, że za każdym razem, gdy odwiedza Gdynię, zabieram ją na jakieś soszialowo-blogerskie eskapady. Tym razem nie było inaczej, ale taki mamy klimat!

insta1

Spotykamy się pod Darem Młodzieży, trzymasztową polską fregatą, bratem-bliźniakiem Daru Pomorza, który na stałe cumuje w gdyńskim porcie i cieszy oko turystów. Zawinięcie Daru Młodzieży zawsze jest dużym świętem. Zbudowany w Stoczni Gdańskiej częściowo za składki społeczne jest dziś w tzw. wieku chrystusowym, a jest pierwszym polskim żaglowcem wybudowanym w polskiej stoczni.

W basenie portu gdyńskiego wśród imponującej wielkości jednostek cumują też mniejsze. Może mniejsze, ale równie ładne i z równie fajnymi załogami. Wśród nich wypatrzyłam litewską banderę – Odiseja.

insta2

insta3

Czarny jak kruk Kruzenshtern. Prawdziwa legenda, rówieśnik Gdyni, bo wybudowany w 1926 roku. Początkowo kursuje jako statek handlowy na trasie Ameryka Południowa – Europa – Australia i niespodziewanie staje się ostatnim statkiem żaglowym, wybudowanym do celów przewozu towarów. W tamtym czasie bowiem po oceanach kursują już wydajniejsze statki parowe.

Historia jednostki jest naprawdę niezwykła. Z ojczystego Hamburga trafia do Związku Radzieckiego, gdzie w latach 60. zostaje stuningowany i odbywa hydrograficzne rejsy badawcze. Stąd też jego imię, ku czci dowódcy pierwszej rosyjskiej wyprawy dookoła świata. Wraz z rozpadem ZSRR macierzystym portem Kruzensherna staje się Kaliningrad i pływa pod rosyjską banderą.

insta5

insta7

To, rzecz jasna, nie wszystkie jednostki, które można było zobaczyć i odwiedzić. Operacja Żagle Gdyni kończy imponujący pokaz fajerwerków, natomiast ekipa trójmiejskich twitterowiczów zostaje uhonorowana własnym miejscem w miejskiej paradzie załóg żaglowców. I niespodzianka od FlowCoach.pl: zobaczcie, jak wyglądała nasza przejażdżka motorówką!

Zobacz też jak wyglądał Tweetup na lotnisku im. Lecha Wałęsy >>

oraz muralowy spacer w Gdyni >>

Summer Romance

Mówią mi, że lato dobiega końca. Odpowiadam im, że lato, to stan duszy – otwartej na gorące uczucia i z rozmarzeniem wypatrującej świtu na horyzoncie. Poznajcie Agnieszkę i Filipa, parę jak malowaną, dla których słoneczna pora roku trwa wiecznie.

spojrzenie przez ramie

zakochana para

plaza w oksywiu

Oksywie. Najstarsza osada w tej okolicy, obecnie część Gdyni. Rybackie łodzie, jakby niedbale porzucone na morskim brzegu, kamienny falochron, wąska, ale pusta plaża. I klify w tle.

romantyczna para

Summer Romance

uscisk dloni

zalotne spojrzenie

morska bryza

Agnieszka jest fotografem ślubnym, prowadzi pracownię fotograficzną Ti Amo Foto oraz bloga o pozytywnym nastawieniu do życia Flow Coach. Jak to u mnie najczęściej bywa, poznałyśmy się przez internet, a połączyła nas pasja do zdjęć. Chwilę potem gościłam ją razem z siódemką koleżanek w Gdyni i od tego momentu minęły równo trzy lata. Sesja zdjęciowa na plaży dojrzewała więc od dłuższego czasu, aż się pojawił on – ten jedyny – i droga sama poprowadziła nas nad morze.

Agnieszka i Filip w morzu

ja

 

Zdjęcia: Ana Matusevic; Edycja: Ana Matusevic, Ti Amo Foto – Agnieszka Werecha; sprzęt: Nikon D7000, Tamron 17-50 f/2,8, Nikkor 50 f/1,8.

Summer, I’m in Love!

Tyle słońca w tym mieście dawno nie było! Tłumy ciągną na plażę już od wczesnego ranka, fale z szumem rozlewają się po piaszczystym brzegu, a my… a my z kilkudziesięcioma torebkami tworzymy nowego lookbooka marki Mana Mana. Premierowo, z piękną Weroniką i sukienkami Vanessa, prosto z gdyńskiej plaży.

Mana Mana lookbook marina

Mana Mana torebka z sercem

Mana Mana lookbook niebo

Mana Mana lookbook paryski szyk

Mana Mana lookbook muszelka

Mana Mana torebka z rowerem

Mana Mana torebka z autobusem

Mana Mana lookbook na jachcie

Mana Mana lookbook

Mana Mana (ul. 3 maja 20, Gdynia, www.manashop.pl)

 

We mgle

Mgła tej wiosny w szczególny sposób upodobała sobie Gdynię. Już po raz kolejny przykryła mleczną zasłoną całe miasto. Wszystko działo się niemal jak w jakimś horrorze – zza horyzontu wyłoniło się białe widmo, które powoli zbliżało się do brzegu, żeby w końcu pochłonąć dom za domem…

mgla w marinie gdynskiej

mgla na plazy w gdyni

zaglowki we mgle

gdynia we mgle

Muralowym szlakiem Gdyni

Z zaniedbanego podwórka startuje kosmiczny wahadłowiec. Pod sobą zostawia stoczniowe żurawie, portowe suwnice i charakterystyczny dla trójmiejskich portów krajobraz. Rzecz dzieje się w gdyńskim Śródmieściu, a dokładniej – na ścianie jednej z kamienic, i jest realizacją z festiwalu Traffic Design.

Ekipa Wiur & Foxy, bo to oni są autorami muralu, tworzyła w 2012 roku. Dzięki tej inicjatywie Traffic Design, na mapie miasta pojawiło się kilkanaście wielkoformatowych prac różnych autorów. Wyłaniają się w najmniej spodziewanych momentach i zupełnie zmieniają przestrzeń dobrze skomunikowanej, ale wizualnie niezbyt przyjaznej dzielnicy. Żeby dotrzeć do większości z nich, trzeba zboczyć ze Świętojańskiej, zajrzeć na tyły kamienic, przejść obok podwórkowych śmietników.

Murale Gdynia

Ta część Gdyni jest pełna kontrastów. Mnóstwo zakamarków do odkrycia, wiele historii do odkurzenia. Niszczejące elewacje domów, parterowe chaty, suszące się pranie przed domem. A nad tym wszystkim – wieżowce Sea Towers. Jak skok w bok, nie dający o sobie zapomnieć. A może jak wyzwanie, bo przecież na początku istnienia miasta najwyższym budynkiem była czteropiętrowa kamienica rodziny Scheibe przy placu Kaszubskim. Ją też mijam na mojej sobotniej muralowej trasie, bo znajduje się niemal naprzeciwko wibrującego muralu włoskiego artysty 2501.

Na spacer po muralowej Gdyni zaprosiło mnie miasto i ekipa Traffic Design. Mnie i wszystkich użytkowników Twittera, pragnących wyjść poza wirtualne rozmowy. Takie spotkania w Trójmieście odbywają się regularnie co miesiąc i nazywają się tweetupami (o tweetupie w Gdańskim Porcie lotniczym pisałam w styczniu). Ruszam więc za przewodnikiem i daję się uwieść sztuce miejskiej.

murale traffic design

murale traffic design

piekna pogoda

Największe wrażenie robią wielkoformatowe prace graficzne. Zadzierasz głowę, przyglądasz się rysunkowi, kresce, kolorom i myślisz „wow, jak oni to zrobili?”. Gdy rozmawiałam z twórcami murali na gdańskiej Zaspie, zadawałam im to samo pytanie. Okazuje się, że najtrudniejsze w tym wszystkim wcale nie jest samo malowanie, lecz proces twórczy. Mural, będący sztuką monumentalną silnie wpływającą na krajobraz miejski, powinien być przemyślany. Może opowiadać historię, przełamywać monotonność, uzupełniać inne elementy miejskiej układanki.

Poza tym, przygotowując projekt artysta najczęściej uwzględnia też kontekst społeczny i historyczny miejsca, w którym mural ma się znajdować. Zdarza się też, że projekt ulega modyfikacji już w trakcie malowania. Tak było na przykład z muralem Shai Dahan, który urzeczony towarzystwem ptaków, umilających mu pracę na elewacji gdańskiego bloku, uwiecznił je na ramieniu swojego pilota. Takie drobne zmiany potrafią zupełnie zmienić odbiór pracy, a sam mural jeszcze bardziej wrasta w otoczenie (o pokonywaniu słabości, inspiracjach i początkach muralowych twórców poczytajcie w moim tekście dla Live&Travel, str. 68).

przewodnik traffic design

 Roli przewodnika po muralowej Gdyni podjął się Michał Lech z Traffic Design

Wraz z naszym przewodnikiem zapuszczamy się w podwórka. Trzeba przyznać, że pomysł umiejscowienia murali w ciasnej, rzadko odwiedzanej przez przypadkowych przechodniów przestrzeni, jest bardzo fajny. Kolejny krok wychodzenia sztuki poza sztukę, grafika ta staje się niemal zupełnie użytkowa.

murale traffic design

Motyw inwazji z kosmosu można wypatrzeć w kilku miejscach Gdyni. Tutaj: wspomniany wyżej Uwaga Inwazja!, w niedalekiej okolicy znajduje się też mural inspirowany tajemniczym upadkiem UFO w Gdyni.

kon mechanicny traffic design

Urok małych podwórek. „Koń mechaniczny” obok… koni mechanicznych. Czyżby autor puszczał do nas oko? 

Kiedy piszę o „użytkowości” w szczególności mam na myśli takie realizacje, jak poniższa. Dzięki utkaniu graficznych wzorów na trochę już podniszczonej elewacji kamienica nie jest już obiektem, obok którego szybko przemykamy. Można przystanąć, spojrzeć do góry. Zobaczyć niebo.

elewacje podworka

tweetup fotografuje

Na koniec zostawiłam moje najciekawsze muralowe odkrycie. Autor pochodzi z Sewastopola, co dopuszcza kolejne interpretacje pracy. Miasto Bohater o głębokich tradycjach marynistycznych, siedziba Floty Czarnomorskiej od wieków, chyba od samego początku jej powstania. Kotwica, złote fragmenty kojarzące się z elementami admiralskiego munduru, wszystkowidzące oko oraz nieludzkie postaci na szczycie betonowego bunkru-miasta (tutaj całość realizacji >>), w którym człowiek jest tylko małą, nic nie znaczącą mrówką.

Aleksey Kislow jest znany ze swoich surrealistycznych realizacji. Zanim stał się jednym z najbardziej znanych ukraińskich twórców street artu, ćwiczył w opuszczonych miejscach na Krymie, swoje przedziwne malowane stwory rozsiewał po całym Sewastopolu. Często tworzy prace wręcz baśniowe, ludziozwierząt w Krainie Czarów. Tutaj jeszcze jeden morski mural Kislowa, który wpadł mi w oko >>

sewastopolski mural

Budynek, na którym znalazł się mural Kislowa, opowiada osobną historię. Od dziesięcioleci należy do jednej rodziny, a z jego okna jeszcze nie tak dawno rozpościerał się widok na szeroką plażę. Zarówno dom, jak i jego właściciele, są nierozerwalnie związani z morzem. W muralu odnajdują więc wiele odniesień do historii swojej rodziny i najbliższego otoczenia. Fascynujące, ile myśli i emocji może krążyć wokół takiego projektu.

Spacer kończymy przy pracy hiszpańskiego twórcy GR170 (Grito), jeden z moich ulubionych murali ever. Na Chrzanowskiego artysta zmieścił chyba wszystkie postaci, jakie mu kiedykolwiek przyszło wymyślić i malować. U siebie często tworzy „na nielegalu”, wybierając miejsca opuszczone lub takie, dokąd (jak sam mówi) policji nie chce się przyjeżdżać. I tak jak w „Sądzie Ostatecznym” Memlinga jego przyjaciele i znajomi mogli wypatrzeć swoją twarz, tak w muralu Grito możemy poszukać siebie.

tweetup trojmiasto

Pomysł na wieczór: live cooking

Przygotowanie dania trwa kilka minut. W tym czasie ja obserwuję każdy ruch Gashana, pytam o składniki, patrzę, jak na talerzu lądują krewetki. Tak, jakby każda miała tylko dla siebie przeznaczone miejsce. Po restauracji rozchodzi się smakowity zapach. 

Takie atrakcje zapewnia live cooking, modny ostatnio sposób na kolację w dobrej restauracji. Sukces wielu kulinarnych reality show oraz konkursów podpowiedział, że sam proces przygotowywania dania może być równie atrakcyjny, co jego spożywanie. Przyprawy, oliwa, poszczególne składniki – wszystko widać jak na dłoni. Także precyzyjne ruchy kucharza.

Live cooking

Jak wygląda live cooking  miałam okazję przekonać się w Cynamonie – w każdy piątkowy wieczór i w sobotnie przedpołudnie jeden z kucharzy obejmuje pieczę nad specjalnym stolikiem, przy którym przygotowuje dania ze specjalnego menu. Jak widać, wszystko jest już gotowe do przyjęcia zamówienia. Co powiecie na krewetki?

Live cooking

Zawsze sądziłam, że przygotowanie krewetek jest bardzo czasochłonne, ale Gashan na moich oczach udowadnia, że jest to jedno z najprostszych dań. Najważniejsze, żeby krewetki były świeże, reszta jest kwestią doprawienia. Najpierw więc krewetki smażymy na patelni same, później z masłem i czosnkiem, doprawiamy i voilà! Podawane z sosem z patelni, pietruszką i cytryną. I ważne, żeby jeść na ciepło, bo po wystygnięciu krewetki stracą swoje walory smakowe.

Live cooking

Live cooking ma jednak pewną pułapkę. A co, jeżeli coś się przypali i zamiast smakowitego zapachu po restauracji rozejdzie się zapach spalenizny? Wiadomo, nie ma prawa tak się zdarzyć, z tym większym zainteresowaniem obserwuję pracę kucharza,. Bo wiecie, ja to nawet wodę na herbatę potrafię przypalić.

Live cooking

Oto i moje krewetki. Do tego chleb i masło. Niebo w gębie.

Live cooking

Chodź, namaluj mi serce

Nie udaje się od razu. Jest to jedno z tych zajęć, gdzie praktyka czyni mistrza. Armanda przyznaje, że gdy pracuje za barem, w towarzystwie wypasionego ekspresu do kawy, gdy nikt nie patrzy jej na ręce, wzorki jakoś same wychodzą. Od pięciu lat jest baristką w gdyńskim Cynamonie i potrafi namalować na kawie dosłownie wszystko. Jak ktoś nie wierzy, to może złożyć specjalne zamówienie przy najbliższej okazji. Na warsztatach latte-art rysowaliśmy serca, zwierzątka, nawet Pacmana – okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne.

Armanda

Wzorki na kawie można stworzyć również w domowych warunkach. Idealnie, jeżeli ktoś posiada ekspres ze spieniaczem, ale bez specjalnego drogiego ekwipunku to jest również możliwe. Wystarczy dzbanek z wygodnym dziubkiem i domowy spieniacz. W restauracji używa się specjalnego mleka dla baristów, ale w domowych warunkach może być zwykłe, a nawet sojowe (choć te szybciej opada). Ważne jest też, żeby było ciepłe – ok. 60-65st. Kawa również może być dowolna – z ekspresu lub zwykła rozpuszczalna.

Cały proces wygląda dość prosto. Nalewamy 1/3 filiżanki kawy, a później wlewamy spienione mleko. Malujemy lekko potrząsając dzbankiem i kierując strumieniem mleka. Przy bardziej skomplikowanych wzorach można sobie pomóc drewnianym patyczkiem – wtedy najpierw tworzymy mlekiem „plamy” z mleka i przy pomocy patyczka modelujemy ich kształt lub rysujemy napis.

warsztaty latte art

Część teoretyczna i pokaz zdolności Armandy zachęciły niektórych do wypróbowania własnych sił. Najpierw więc krótkie wprowadzenie, jak działa ekspres, a potem żmudna część pracy – malowanie mlekiem. Jednak nie tylko mlekiem można stworzyć kawowe wzorki. Innym sposobem jest rysowanie syropem lub czekoladą na powierzchni spienionego mleka. Takie Armanda również wykonuje, najczęściej dla dzieci, którym rodzice zamawiają filiżankę mleka z czekoladą.

Na dole po prawej widać jak powstaje Pacman z ośmiorniczką. Najpierw więc dwie łyżki spienionego mleka, potem nadanie kształtu patyczkiem.

warsztaty w Cynamonie

To jest trzecie spotkanie w Cynamonie, na którym miałam przyjemność być w tym roku. Jestem ciekawa kolejnych pomysłów. No i filmu, który był kręcony przez restaurację. Następnym razem przyjdę umalowana i wystrojona ;)

Make art, not war

Wzór moro to dla mnie taki sam kicz jak brązowa panterka, ale był czas, kiedy jarałam się nieśmiertelnikami. To minęło, choć pewna słabość do motywów wojskowych została. Szczególnie, gdy pojawiają się w biżuterii. I tu, w tej materii, moją ulubioną twórczynią jest właścicielka zniewalającego mopsa, Makabresque Agata. Ale ale! „Kupić” to równie łatwo powiedzieć, co zrobić, co innego samemu zasiąść za stołem i pod okiem mentorki wykonać własny na własność naszyjnik z… łuski po naboju. Takim 9mm. Continue reading

Z Czubówną w podwodnym świecie

Zwykłe audioprzewodniki są już passe. Wiem coś o tym, bo po raz kolejny i ostatni wynudziłam się słuchając takiego na zamku w Edunburgu. W tym tygodniu miałam okazję wypróbować zupełnie nowy sposób zwiedzania – z eGuidem. W towarzystwie Krystyny Czubówny.

Najbardziej rozpoznawalny głos w Polsce towarzyszył mi podczas wizyty w Akwarium Gdyńskim. Zwiedzałam to miejsce chyba po raz czwarty, ale jeszcze nigdy nie miałam z tego takiej frajdy. Fanaberia?

eGuide w Akwarium

Elektroniczny przewodnik

Z końcem września goście Akwarium będą mogli wypożyczyć iPody*, zaopatrzone w specjalną aplikację. Dzięki eGuide’om zwiedzanie już nie będzie takie same. Przede wszystkim, aplikacja poprowadzi cię najbardziej optymalną pod względem poznawczym trasą. Najpierw poznasz historię mórz i okazy, których na żywo nie można obejrzeć w Gdyni, później trafisz do sal z akwariami i krok po kroku poznasz prawie wszystkich ich mieszkańców.

Kilkadziesiąt przystanków, które wysłuchasz (lub przeczytasz, bo mówiony przez lektora tekst można odczytać z wyświetlacza iPoda) zostały w przewodniku uzupełnione dodatkowymi zdjęciami i filmami. W aplikacji znajduje się też mapa, dzięki której będzie łatwiej znaleźć poszczególne przystanki oraz trafić w odpowiednie miejsce. Ale nie kwestie organizacyjne czy techniczne zasługują na szczególną uwagę.

Zapewniam, że gdy po akwarium oprowadza cię Krystyna Czubówna i aktor Rafał Dziwisz, zobaczysz i usłyszysz więcej. Treść przewodnika została tak przygotowana, żeby nie zanudzić słuchacza, ale zwrócić uwagę na najważniejsze fakty i ciekawostki. Tych ciekawostek mogłoby być jeszcze więcej (może nie w czytanym tekście, lecz wśród dodatkowych materiałów multimedialnych w aplikacji – hint dla Akwarium Gdyńskiego), ale odniesienia do uwielbianych przeze mnie Rybek z Ferajny, Gdzie jest Nemo i Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy.

Ale to nie wszystko. W przewodniku są dwie trasy – dla dorosłych i dla dzieci. I powiem wam, że dziecięca trasa po prostu WYMIATA.

Przygoda czeka! 

Trasa dziecięca to prawdziwa przygoda. Tutaj przewodnikiem jest krakowska aktorka Marta Bizoń. Trudno nawet powiedzieć, że jest lektorem, ponieważ wciela się w wiele różnych postaci, np. Indianina z lasów amazońskich (w sali Amazonii), szalonego naukowca (w sali Rafy Koralowej) czy detektywa. Dzieci poznają mieszkańców Akwarium, mają zadania do wypełnienia (np. odnaleźć rybę, która mogła połknąć zabawkę!) i przy okazji dowiedzią się, dlaczego nie można śmiecić lub opuszczać udomowionych zwierząt.

Bez tak angażującego przewodnika łatwo przejść obojętnie obok miliona fascynujących rzeczy. Dla przykładu, dopiero teraz zobaczyłam, jak uroczymi stworzeniami są mątwy. I że się puszą i zmieniają kolor, kiedy się stresują. Albo, że to czerwone u igielnika, co się na wszystkich patrzy, to nie oko, tylko… odbyt (epic fail). Zobacz też mój 15s filmik z OGROMNĄ ośmiornicą Karoliną.

Wracając do przewodnika. Obie trasy eGuide’a są dostępne w języku polskim i angielskim. Angielskiej wersji nie słuchałam, więc nie wiem, czy jest równie fajna. Otrzymałam jednak informację, że po angielsku zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, mówi aktor, grający czarodzieja w tej bajce

Gdyńskie Akwarium jest nieduże i może nie ma okazów o imponujących rozmiarach (a takie najczęściej budzą największe zainteresowanie), jednak na tym swoim małym poletku robi dużo fajnych rzeczy. Pojawiają się też nowe gatunki, więc jest po co wracać. Ja będę na pewno.

* eGuide’y, o których tyle się dziś rozpisałam, Akwarium nabyło dzięki projektowi BalticMuseums 2.0 Plus. W projekcie bierze udział też moje rodzime Litewskie Muzeum Morskie w Kłajpedzie, które słynie ze swojego delfinarium. eGuide’y przechodzą teraz fazę testów. Później, odwiedzający będą mogli wypożyczyć iPoda za opłatą 5zł. Natomiast użytkownicy iPhonów będą mogli pobrać aplikację na swój telefon i zwiedzać z własnym sprzętem. 

Design. Co ty z tego możesz mieć?

Tworzyć tak, żeby łączyć ideę z użytkowością. Inspirować, wnosić nową jakość, jednocześnie budować harmonijną całość z już istniejącymi elementami przestrzeni. Zadanie, które stoi przed współczesnym designem nie jest łatwe. Szczególnie, że dla wielu „zwykłych szaraczków” takie słowa jak „projektant”, „dizajnerski” kojarzą się z kupą forsy, niezrozumiałym przekazem i snobizmem. 

Jeśli chodzi o mnie, to najbardziej lubię projekty, które zaskakują prostotą i oczywistością. Grą słów, skojarzeniem, najprostszym rozwiązaniem. Na przykład taka „Chwiejba”. Piękne słowo, typowo morskie. Elementy portowe: lina i polery cumownicze. W nowym, ale zupełnie prostym i jakby oczywistym połączeniu tworzą miejsce do siedzenia. Łatwo mogę sobie wyobrazić takie ławki w krajobrazie nadmorskich miejscowości. Proste, pomysłowe, estetyczne.

Gdynia Design Days

Chwiejba (Jakub Gołębiewski). Styk morza i lądu, swoista ławka, utworzona z typowo portowych elementów.

Albo „My piece of sea”. Geometryczna nieregularna bryła z surowej stali, a w środku – morskie życie. Taka alternatywa dla tradycyjnego akwarium, tylko, że nie musisz już płakać na zdechłą rybką. Tutaj wyhodujesz glony i trawy, które rosną w naturalnym środowisku na dnie Bałtyku.

Jak sami twórcy tłumaczą: „Skupiamy uwagę na świecie glonów i traw morskich, które niegdyś tworzyły w Zatoce Gdańskiej rozległe łąki podwodne, jednak w skutek działalności człowieka ich powierzchnia znacznie się zmniejszyła”. Stąd i malutkie okienko do podglądania swojej hodowli, i ciężka, szara bryła projektu, będąca odzwierciedleniem wyjaławiającej działalności człowieka.

Gdynia Design Days

Industrialne społeczeństwo tęskni za naturą. Projekt Katarzyny i Wojtka Sokołowskich.

Gdynia Design Days

„My piece of sea” to reminiscencja fragmentu wyrwanego z morza, przeniesionego w sztuczne otoczenie mieszkań i biur. Wewnątrz znajduje się minihodowla roślin, występujących naturalnie na dnie Bałtyku.

Albo jeszcze jeden projekt, również zaawansowany technologicznie, ale odwołujący się do sfery niefizycznej – uczuć. A te lubimy wyrażać dotykiem, jak najbardziej namacalnym. „Styk Dotyku” to pomysł na „dotykowy” komunikator, umożliwiający przesyłanie na odległość symbolicznego dotyku otwartej dłoni. Przesłanie ruchu jest możliwe dzięki nadajnikowi-odbiornikowi oraz wielopunktowej matrycy. Inspiracją dla twórców była wielomiesięczna rozłąka marynarzy z ukochanymi. Szara codzienność.

Gdynia Design Days

„Styk dotyku”, grupa projektowa Razy2. Bezprzewodowy komunikator, który przekazuje dotyk ukochanej osoby na odległość.

Te i inne projekty można obejrzeć w prototypowniach Pomorskiego Parku Technologiczno-Naukowego w Gdyni na wystawie „Na styku”, będącej częścią Gdynia Design Days. Organizatorzy po raz szósty już próbują udowodnić, że design wcale nie musi być niezrozumiały i podszyty snobizmem. Inowacyjne projekty mogą być przydatne i łatwe w odbiorze, mogą bawić, zdobić, uczyć.

<< Co i gdzie na GDD? >>

W tym roku szczególny nacisk padł na wymiar lokalny twórczości. Stąd inspiracja momentem „na granicy” i liczne morskie reminiscencje w projektach wystawy głównej. Jednak najfajniejsze w Gdyni jest to, że projektowanie wychodzi poza zwykłe koncepcje i sztukę – staje się użytkowym elementem przestrzeni.

Gdynia Design Days

DSC_0367-1

Gdynia Design Days

Gdynia kwitnie

Pierwsze kwiaty w Gdyni pojawiły się już chyba w marcu – było jeszcze dość chłodno, ale na place i skwerki wysypały się ogrodnicze ekipy z zacięciem obsadzające miasto sadzonkami. Gdynia jest ładnym miastem, ale nie oszukujmy się – szara, betonowa architektura może trochę przytłaczać. Dlatego kwitnące łodzie na Świętojańskiej, rabatki na placach i skwerach bardzo cieszą oko.

Z aparatem na kwitnące miasto wybrałam się dwa razy. Najpierw z Pauliną, a kwitnące drzewa na Bulwarze stały się idealnym tłem dla dziewczęcych portretów. Później z kapucziną – naszym zamysłem było wykonanie zdjęcia, które mogłoby wziąć udział w fotograficznym konkursie organizowanym przez miasto. No i się udało – ostatni kadr zajął chlubne trzecie miejsce w edycji majowej konkursu ;)

Gdynia kwitnie

Gdynia kwitnie

Gdynia kwitnie

Gdynia kwitnie

Gdynia: antyterroryści w akcji

Antyterroryści w akcji

Jednostka kontrolna Urzędu Morskiego w Gdyni śledzi za bezpieczeństwem widzów

Wielki prom pasażerski znalazł się w niebezpieczeństwie. Mimo licznych zabezpieczeń, na statek Stena Spirit dostało się 3 osobników. Dwóch z nich posiada przemyconą broń palną. Po wyjściu w morze przejęli statek biorąc zakładników. Służbie dyżurnej VTS Zatoka Gdańska, poprzez kapitana statku, terroryści przekazują swoje żądania…

To nie jest film. Na szczęście, nie jest też to prawdziwa sytuacja. Ten fikcyjny scenariusz rozegrał się 28 czerwca 2013 w Gdyni –  Urząd Morski w ramach obchodów Święta Morza przygotował pokaz działań antyterrorystycznych i ratowniczych z udziałem promu Stena Spirit. Zobacz antyterrorystów w akcji!

Pierwszy etap działań: siłowe rozwiązanie incydentu terrorystycznego na wodzie. Prom z rąk terrorystów odbijają siły specjalne, jednostki Straży Granicznej i Służby Celnej.

Antyterroryści w akcji

Prom Stena Spirit i śmigłowiec Mi-8T

Po rozpoznaniu lotniczym, dokonywany jest desant jednostki BOA (Biuro Operacji Antyterrorystycznych) na pokład otwarty statku oraz abordaż z wody operatorów Formozy (dwie uzbrojone szybkie łodzie, łącznie 32 operatorów).

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Desant BOA

Antyterroryści w akcji

Desant antyterrorystów policyjnych z powietrza.

Antyterroryści w akcji

Abordaż jednostek Formozy.

Na sygnał o udanej akcji, śmigłowiec odbiera antyterrorystów. Na promie (prom nie posiada lądowiska dla śmigłowców) ląduje lekki SW-4 Puszczyk, którym (jak mniemam) zostają przetransportowani terroryści.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Śmigłowiec Mi-8T

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Antyterroryści BOA w akcji.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Antyterroryści BOA w akcji.

Antyterroryści w akcji

Lądowanie śmigłowca SW-4 Puszczyk.

Drugi etap działań: akcja ratownicza. Po odbiciu zakładników z rąk terrorystów, na pokładzie znajduje się kilka ciężko rannych osób. Ewakuacja rannych zostaje przeprowadzona przez śmigłowiec (Mi-14 PŁ/R) Marynarki Wojennej. Ratownik wraz z noszami zostaje opuszczony na pokład, po czym nosze z bezpiecznie „przypiętym” rannym wciągnięte do śmigłowca.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Śmigłowiec Marynarki Wojennej

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Śmigłowiec Marynarki Wojennej

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Ciężko ranny zostanie bezpiecznie przetransportowany na noszach.

Wydawałoby się, że to już koniec. Terroryści unieszkodliwieni, ranni ewakuowani. Jednak… W wodzie, za burtą udaje się dostrzec rozbitków. Trudno powiedzieć, jest to zwykły pasażer promu czy terrorysta, który próbował uciec. Podejmowana jest akcja ratownicza.

Do akcji wkracza Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa ze statkiem ratowniczym „Sztorm” typu SAR-3000 wraz z szybką łodzią. Ratownicy na szybkiej łodzi podpływają do rozbitka, nawiązują z nim kontakt i ewakuują na statek ratowniczy.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Człowiek za burtą

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa ze statkiem ratowniczym „Sztorm” typu SAR-3000.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Szybka łódź Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Rozbitek zostaje przetransportowany na statek ratowniczy „Sztorm”

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Rozbitek zostaje przetransportowany na statek ratowniczy „Sztorm”

Po chwili zostaje zauważony jeszcze jeden rozbitek. Tym razem najbliżej znalazł się śmigłowiec. W specjalnym „koszu” zostaje opuszczony ratownik, który wpław dopływa do rozbitka, pomaga mu się dobrać do miejsca ewakuacji, po czym ratownik z rozbitkiem zostaje podniesiony do śmigłowca.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Jeszcze jeden człowiek za burtą…

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Akcja ratownicza ze śmigłowca.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Rozbitek zostaje ocalony!

Na domiar złego, ratownicy otrzymują sygnał, że na promie wybuchł pożar. Sytuacja jest poważna, pasażerowie opuszczają prom w łodziach ratunkowych. Całą akcją koordynuje kapitan statku z mostka kapitańskiego. Natomiast ugaszeniem pożaru zajmuje się holownik pożarniczy Centaur II.

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Na promie wybucha pożar

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Holownik pożarniczy w akcji

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Kurtyna wodna!

Rozbitków wyłowiono, pożar ugaszono. Cała akcja wymagała ścisłej współpracy wielu służb, różne działania były przeprowadzane jednocześnie.

Stena Spirit życzę, aby takie scenariusze przytrafiały się jedynie na obchodach Święta Morza i wyłącznie w celach szkoleniowych ;)

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Jednostki szybkie SC-2 i SC-3

Antyterroryści w akcji - Gdynia

Służby specjalne i ratownicze po akcji antyterrorystycznej i ratunkowej

Śniadanie w wielkim mieście

Z okna hotelowej restauracji widziałam główną ulicę miasta. Stolica budziła się ze snu, po odnowionym zabytkowym bruku cicho sunęły auta. Gdy padał deszcz, widziałam kolorowe kropki parasoli, choć zazwyczaj przeważały czarne. Na chodnikach pojawiało się coraz więcej przechodniów… To był znak, że pora i na mnie.

[youtube width=”900″ height=”28″ video_id=”tSrrhjBOMWo”]

Na śniadanie schodziłam zawsze co najmniej pół godziny wcześniej, żeby móc z filiżanką kawy posiedzieć przy oknie. Czułam się jak w szklanej bańce, umieszczonej tuż nad głowami ludzi. Cały ten poranny pośpiech mnie jeszcze nie dotyczył, czułam się, jakby po mojej stronie szkła czas się zatrzymywał.

Kawa z widokiem

Śniadanie na mieście, przy stoliku przed knajpką, tak chętnie praktykowane na południu Europy, wydawało mi się niegdyś zwyczajną fanaberią. Zdanie zmieniłam podróżując po Włoszech, choć wtedy akurat wcześnie rano nie musiałam wstawać. Zaczęłam czerpać przyjemność z samotnych posiłków w restauracjach. Warunek był jeden – koniecznie z widokiem na ruchliwą ulicę ;)

Kawa cynamonowa

Naleśniki z ricottą

Ostatnie kilka tygodni pracuję w biurze w centrum Gdyni, co sprawia mi ogromną frajdę. Przede wszystkim, w przerwie albo po pracy wychodzę na Świętojańską i przechadzam się tam i z powrotem, oglądając wystawy sklepów i zaglądając do mijanych knajpek. Coraz mniej tu banków, coraz więcej przytulnych lokali.

Na kawę i małe co nieco zaprosił mnie Cynamon. Naleśniki z ricottą i cynamonowa kawa z widokiem na deszczową Świętojańską.

To był dobry dzień.

Kawa cynamonowa

Wiatr w żagle

Plenerem sesji został Dar Pomorza, flagowy żaglowiec Gdyni. Wielka szkoda, że z powodu remontu nie dane nam było stanąć przy sterze. Malowała i stylizowała Beata Leśniak, która w tym miesiącu wystartowała z własnym salonem. Strasznie jestem z niej dumna i życzę  klientek bez końca.

fb
Fot. © Ana Matusevic
Gdynia

 

Pamiętasz murale, które mijasz po drodze?

„Czy wiesz, co go porusza” – codziennie słyszę to pytanie. Czytam je sobie w myślach. 

Bardzo lubię ten mini-mural. W Gdyni znajdziesz jeszcze kilka – zwykłe scenki z życia zwykłych ludzi. Rodzina z dziećmi. Kobieta w ciąży. Wiatr we włosach. Jedynym nietypowym dla naszego miejskiego krajobrazu, jaki pojawia się na malunkach, jest wózek inwalidzki.

W tym też widzę jeden z celów kampanii  „Pełnoprawni i aktywni”. Być może codziennie widząc malowane wózki, nie zdziwi nas ten prawdziwy.