To będzie kolejny post o niczym, czyli jak wszystkie notki na blogach z kategorii lyfestyle. Dobrze, że chociaż umiem robić ładne zdjęcia, więc zamiast czytać możesz przejść do oglądania fot. Polecam.
Jeżeli jednak czytasz dalej, to wiedz, że właśnie zaparzyłam sobie dobrą herbatę i robię przerwę w tłumaczeniu długiego i irytującego felietonu. Uroki pracy tłumacza – nie zawsze pracujesz przy czymś, z czym się zgadzasz, a już najtrudniej bywa w przypadku, gdy omawiana sprawa dotyczy ciebie. Moim sposobem na „przetrzymanie” jest dorysowywanie autorowi wąsów, a jeżeli wąsy już ma – robię mu fryzurę a’la Justin Bieber. Działa za każdym razem.
To, co piszę, zupełnie nie ma związku ze zdjęciami, które chcę dziś pokazać.
Było zimno, w pewnym momencie nawet bardzo. Szkoda tylko, ze tak niewiele śniegu. Zaparzę chyba sobie jeszcze jedną gorącą herbatę i wracam do pracy. Jutro będzie notka z foodpornem.