Bądźmy trochę jak Bono

Miałam sen. Piękny sen o blogosferze zmieniającej świat. Blogerkach i blogerach, którzy obok mieć stawiali być. Słucham właśnie w TOK FM rozmowy z Anną Kowalczyk, znaną jako Boska Matka, i uśmiecham się do siebie. Ten sen nie jest już mrzonką.

rockstar

Blogerzy inspirują. Rozmawiamy o tym przy okazji każdej konferencji, każdego blogerskiego spotkania. Wsadzają kije w mrowiska, motywują do zmian, informują, bawią. Jesteśmy bardziej autentyczni, niż gwiazdy z telewizji czy dziennikarze, możemy mówić wprost, nie musimy oglądać się na redaktora naczelnego, bo sami sobie wyznaczamy blogowe cele i drogę do nich. Coraz częściej mówią o nas, że mamy wpływ na decyzje internautów – co ugotować, jakie buty kupić, dokąd wybrać się na wakacje. Mamy wpływ.

Wpływowy bloger jest trochę taką rockstar przed rozentuzjazmowanym tłumem. Na rzucone ze sceny Jak się bawicie? najprawdopodobniej otrzyma odpowiedź taką, jaką chce usłyszeć. Może kierować zachowaniem ludzi pod sceną – od rozkręcenia imprezy po zachowania destrukcyjne (niesławne Wiecie, co macie z nim zrobić). Pozostaje więc tylko pytanie, jak tę siłę wykorzysta.

Konrad Kruczkowski, autor Halo Ziemia, wygłosił na See Bloggers bardzo ważną i osobistą prelekcję. Opowiadał, między innymi, o cenie bycia blogerem zaangażowanym. Cena, jak się okazuje, jest wysoka, zarówno w sferze finansowej, jak i w takim życiu codziennym. Świadomie i konsekwentnie odmawia sponsorom i agencjom, wierząc, że dzięki temu zachowa wiarygodność i zupełną niezależność. Otwarcie przyznał, że nie wie, jak długo jeszcze będzie istniał jego blog. Życzę, aby jak najdłużej.

[grey_box]

Gdy mówię o sukcesie w blogosferze, mam na myśli realny wpływ na rzeczywistość, a nie pieniądze.

(Konrad Kruczkowski, Halo Ziemia)[/grey_box]

Wybór Konrada jest tylko jedną z możliwych dróg. O tym, że można być zaangażowanym blogerem z pasją i dobrze zarabiać świadczy chociażby przykład Michała Szafrańskiego, autora bloga Jak oszczędzać pieniądze. Michał jednak już od początku miał jasno określony cel: nauczyć Polaków bogacenia się. O wiele częściej dobre rzeczy są skutkiem ubocznym bloga. Cytuję tu Agnieszkę Kalugę, piszącą Zorkownię, która z dnia na dzień stała się ambasadorką wolontariatu. Anna Skura, autorka WhatAnnaWears, blogerka modowa, potrafiła przemycić w swoich treściach szczerą troskę o gambijskie dzieci. Natalia Hatalska swoimi materiałami On/Off dołożyła solidną cegiełkę do szerzenia tolerancji. Takie przykłady mogłabym mnożyć, bo blogerzy nawet ze znacznie mniejszymi zasięgami potrafią zdziałać bardzo dużo.

Blog Forum Gdańsk 2013 było pierwszą branżową imprezą, na której obok wiecznie żywego tematu zarabiania, bardzo dużo czasu poświęcono idei społecznego zaangażowania. Po raz pierwszy z cienia wyszli blogerzy, którzy mają misję. Dyskusja wokół blogosfery przeniosła się z poziomu technikaliów na poziom idei. To był bardzo odważny krok i, tak na marginesie, dowód na to, że Blog Forum wciąż wyznacza kierunki rozwoju blogosfery. To wtedy zaczęliśmy rozmawiać o wzorach i normach, którymi powinni się kierować blogerzy. Zaczęliśmy kreować etos blogera.

Ktoś mi niedawno wypomniał, że nie powinnam nikomu mówić, jak ma realizować siebie. Pytałam, czy blogerzy nie mogliby wykorzystać swojego potencjału do zrobienia czegoś dla innych. Po co? – odpisałOdpowiadam więc. Bo mogę. Bo mam możliwość. Bo mam pomysł. Bo, i tak uważam, jest to istotny element wspomnianego wyżej etosu blogera. Skoro mówimy, że bloger powinien być profesjonalny, szanować czas innych (agencji, marek, współpracowników), tworzyć jakościowy produkt, to do tej listy oczekiwań dodałabym też, że powinien zrobić coś na rzecz lepszego świata. Jeżeli cały swój potencjał przekuwa jedynie na sukces finansowy, z perspektywy społeczeństwa jest to potencjał zupełnie zmarnowany.

[grey_box]

Piszemy blogi z ekshibicjonizmu, chcemy być widziani i czytani. Ale na misję też jest miejsce.

(Joanna Pachla, Wyrwane z kontekstu)[/grey_box]

Nie namawiam blogerów do porzucania swojego pomysłu na sukces w blogosferze. Piszmy, twórzmy, dbajmy o swój rozwój, zarabiajmy jak najwięcej. Ale wierzę, że w solidnym blogowym biznesplanie znajdzie się też miejsce na misję. Jeżeli jesteśmy gwiazdami rocka, to bądźmy trochę jak Bono.

BFG2013: do „pierdut” jeszcze daleko

Od Blog Forum minęło kilka dni i chyba wszystko już zostało powiedziane lub napisane. W sieci dominują bardzo pozytywne relacje z wydarzenia. Do tego stopnia, że aż się nie chce czytać kolejnej. Dlatego na Malowanym odpuszczę sobie opisywanie wystąpień i atrakcji, natomiast skupię się na krytyce. Wprawdzie u mnie zachwyt ustąpił miejsca solidnemu zadowoleniu, jednak wydaje mi się, że warto przyjrzeć się krytycznym głosom i sprawdzić, ile jest w nich racji.
bfg

Rys. Tomasz Sysło, który choć stworzył ten satyryczny rysunek, prosił o napisanie, że bardzo mu się na BFG podobało ;)

Zacznijmy od zarzutu, który formułowany w najróżniejszy sposób, słychać od dawna.

„Polscy blogerzy/blogerki, vlogerzy/vlogerki to bardzo niszowe, zamknięte środowisko mające, póki co, znikomy wpływ na otoczenie i rzeczywistość. (…)  Gdańska impreza uwypukliła najbardziej znaczące grzechy tego środowiska: brak dystansu do siebie, przekonanie o własnej wyjątkowości oraz gmeranie we własnym sosie, sosie i tak już bardzo mocno zredukowanym.”  (Damian Muszyński)

Czy autor tych słów i ja na pewno byliśmy na tym samym wydarzeniu? Szczerze, to już się robi strasznie nudne. Łatwo jest walnąć sztampą i znowu napisać, że blogerzy to takie towarzystwo wzajemnej adoracji, zamknięte i hermetyczne. A przecież blogosfera jest strasznie różnorodna – tematycznie, osobowościowo i tym, że wcale taka zintegrowana nie jest. Co jakiś czas pojawiają się też nowe świetne blogi i vlogi, które przyciągają uwagę setek i tysięcy osób. Taki np. Radek z Polimatów – kto o nim słyszał jeszcze rok temu? A dziś? Żeby wybić się ponad średnią nikt nie potrzebuje przyzwolenia grupy. Jeżeli potrafi to zrobić, ma pomysł i kompetencje – uda mu się. Dziwnym też wydaje się być zarzut o brak wpływu na otoczenie i rzeczywistość. Autorka blogu zorkownia na swoim wystąpieniu opowiadała, jak została zaproszona do konsultacji projektu nowej ustawy. Przy odcinkach wspomnianych Polimatów wielu uczniów odrabia swoje zadania domowe. Łukasz Jakóbiak wsparł młode talenty muzyczne. Blog Misja: K.S.I.Ą.Ż.K.A., którego jestem współautorką, zajmuje się zbiórką książek dla polskich szkół w Wilnie. Jeżeli to nie jest zmienianiem rzeczywistości, to ja już nie wiem, co jest. Owszem, nie są to zmiany rewolucyjne, ale w naszych realiach nie musimy obalać dyktatury, nie musimy walczyć o podstawowe prawa człowieka – robimy to, co możemy zrobić i zmieniamy to, co według nas powinno się zmienić.
„Gmeranie we własnym sosie”, innymi słowami „ciągle te same gęby” również jest zarzutem chybionym wobec Blog Forum Gdańsk. Przede wszystkim, w związku z nowymi tematami, wśród prelegentów pojawiły się nowe nazwiska. Wśród uczestników było mnóstwo autorów blogów małych, niszowych. Blogerów początkujących. Ale nie mogło zabraknąć też „gwiazd” – z bardzo trywialnego powodu. Zwiększają zainteresowanie. Bo wszyscy chcą posłuchać, co mają do powiedzenia. Bo chcieliby zrobić z nimi sweetfocie albo uścisnąć dłoń. Bez nich BFG nie miałoby tej rangi, co ma obecnie – najważniejszego wydarzenia w blogosferze.

„Wyniki „Blog Forum Award 2013″ to bardzo zła wiadomość dla całego środowiska. Polska blogosfera (cokolwiek to oznacza) miała szansę zaprezentować się inaczej, pokazać nowe twarze, odświeżyć wizerunek. Przynajmniej przez następny rok rodzimi blogerzy będą kojarzeni z Hatalską, Budzichem, Kominkiem oraz kilkoma szafiarkami zaproszonymi do programu Kuby Wojewódzkiego. Przykre.” (Damian Muszyński)

Zastanówmy się, dlaczego polska blogosfera kojarzy się z szafiarkami z programu Wojewódzkiego lub Kominkiem. Nie jest to związane z Blog Forum ani jego nagrodami, zdecydowanie. Jest kilka osób, blogerów, które przebiły się do tradycyjnych mediów. Ich obecność w prasie czy TV utrwalają sami dziennikarze. No bo jeżeli któryś pisze artykuł o blogerach, o komentarz poprosi tego, kogo zna lub kojarzy. A kojarzy tych, kogo widział w telewizji śniadaniowej, tego, który napisał książkę, tego, który już wcześniej pojawił się w prasie. Tak jest zawsze i dotyczy to nie tylko blogów. również psychologów, politologów i ińszych specjalistów. Ciągle zapraszają ich do mediów w roli ekspertów, choć przecież nie są jedynymi specjalistami w swojej branży.

Natomiast wyniki konkursu Blog Forum Award 2013 rzeczywiście nie zaskakiwały. Jednak powiedźcie, czy Hatalska nie zasługuje na miano Wpływowego Blogera? A Budzich? Albo czy nagroda Bloga Roku dla Pauliny Wnuk powinna dyskwalifikować ją z konkursu na blog z Gdańska? Nie sądzę. Nagrody Blog Forum w nowej odsłonie zaskoczą za rok, kiedy już nie będzie wypadało dać kolejnej statuetki tym samym ludziom. Będzie to też wyzwanie dla samej blogosfery – żeby znaleźć w swoim gronie tych, którzy zasługują na wspomniane wyróżnienia równie mocno. Wyniki Blog Forum Awards postrzegam bardziej jako podziękowanie za fantastyczną pracę, a osoby nagrodzone robią ją już od lat.

Żeby nie było, pewne krytyczne głosy pojawiły się też i na innych blogach. Są też takie, z którymi się zgadzam.

Dużo z kolei miejsca poświęcono tzw. charity i wszelkim przejawom wykorzystywania potencjału twórców do pomocy innym. (…) Pomaganie to świetna sprawa, nie podlega to najmniejszej kwestii. Jednak niemalże przymuszanie twórców (którzy np. nie identyfikują się z potrzebą pomagania poprzez tworzone treści) do hipotetycznych chociażby deklaracji lub publiczne ich rozliczanie z ilości przeprowadzonych akcji charytatywnych – to chyba nie najlepsza droga, by mówić o potrzebie takich działań. Szczera pomoc to taka, która nie jest wymuszona i nie pochodzi spod pręgierza presji społecznej.” (Adam Przeździek)

Wydaje mi się, że my po prostu lubimy wpadać ze skrajności w skrajność. Mamy więc albo blogerów, których jedynym celem jest zarabianie, albo tych, którzy pełnią misję. Z całym szacunkiem do wszystkich osób, którzy robią wielkie i piękne rzeczy – choć wasza droga jest godna naśladowania, jednak publiczna presja w stylu „to za mało, co zrobiłeś” trochę zniesmacza. Przede wszystkim, pomagania innym nie można wartościować. Nie może być tak, że budowanie studni w Afryce jest super, a Szlachetna Paczka – nie. Każda akcja pomocowa, charytatywna czy innego rodzaju wsparcie jest ważne, ponieważ odpowiada na inne potrzeby. Ktoś jest wolontariuszem, ktoś inny zasila karmą schronisko dla zwierząt, jeszcze ktoś daje milion złotych na fundację. Dziś otrzymałam telefon od starszego pana, który chciał mnie spytać, jakie książki najbardziej się przydadzą szkołom w Wilnie. Poprosił o tytuły albo autorów – bo chce pójść do księgarni i kupić. Po tej rozmowie prawie się popłakałam ze wzruszenia. I wydrapię serce każdemu, kto powie, że taka szczera pomoc i zainteresowanie jest w jakiś sposób gorsze od innego pomagania.
Każdy działa tak, jak mu podpowiada serce (lub PR), pomaga w zakresie, na jaki może i chce sobie pozwolić i nie mamy żadnego prawa oceniać, czy to dużo, czy mało. Ważne jest, żeby każdy z nas był świadom swojego potencjału i nie tylko liczył kasę w portfelu, ale pielęgnował w sobie empatię.

W ogóle, licytowanie się, kto jak pomógł albo może pomóc na sesji Q&A było słabe. Blogerzy na scenie dali się zapędzić w ten kozi róg, a prowadzący dyskusję nie stanęli na wysokości zadania, żeby zgrabnie skierować rozmowę na inny tor. Lekko Stronniczy naprawdę byli świetni jako konferansjerzy, ale panel z pytaniami wyszedł bardzo nijako.

Na koniec. Co Gdańsk ma z tej imprezy?

„Zjechało około 300 blogerów z zasięgami, porobili zdjęć na fejsie, hipstergramie, potagowali się wzajemnie, hash sypał się gęsto. Jakieś tam zasięgi w Polskę poszły. Zostawili też trochę grosza na mieście. Wiem, że nie powinno się wizerunku przeliczać na złotówki, ale… wynajęcie klubu, hotel z czterema gwiazdkami, katering, after – poszły na to spore pieniądze! Pieniądze, za które można byłoby coś ogarnąć dla mieszkańców Gdańska. (Artur Roguski)

Włączyłam się w dyskusję na blogu Artura, ale powtórzę się też tutaj. Blog Forum Gdańsk jest imprezą, z której miasto Gdańsk nic nie ma. Nic, co byłoby dotykalne, na czym można byłoby usiąść, pomacać. Ale blogerska konferencja, jedyna w swoim rodzaju, jest jednym z licznych elementów skomplikowanej układanki, jakim jest wizerunek miasta. Jakim jest poczucie mieszkańców i gości, że się jest w mieście nowoczesnym, ale z tradycjami, w mieście otwartym dla wszystkich, ale zauważającym potrzeby poszczególnych grup. Tego się nie przelicza na pieniądze, długotrwałe działania, aktywizujące i integrujące społeczności (nawet wąskie, takie jak blogerzy) przynoszą korzyści na innych polach. Np. na tym, że o Gdańsku mówi się dobrze. Że inni widzą Gdańsk jako miejsce interesujące, otwarte na ciekawe pomysły, nie bojące nowości. Że może to być podmiot, z którym warto rozmawiać, dyskutować, być może robić interesy. Nie osiągnie się tego kilkoma zdjęciami na instagramie, zrobionymi przez blogerów na BFG. Ale konsekwentnym długotrwałym i spójnym działaniem – jak najbardziej.

Nie pieniądz jest wartością, tylko człowiek. Ludzie, mieszkańcy, przyjezdni, wyjezdni. Ich wspomnienia, rozmowy, inspiracje, pomysły. Hej Gdańsku, pamiętam cię 10 lat temu, kiedy czułam się tu obco i dziwnie. I wiem, że razem się rozwijamy, dorastamy, uczymy się. Jesteś super, tak trzymaj!