Miasta umarłych. Analogowo

W moich albumach z podróży do Anglii najwięcej jest chyba zdjęć cmentarzy. Przykościelnych, takich, które stały się już parkami, płyt nagrobkowych z niedającymi się odczytać imionami, z napisami pełnymi miłości i tęsknoty. Uważam angielskie cmentarze za miejsca o niezwykłym uroku.

Porośnięte bluszczem, rozpadające się od starości pomniki na pierwszy rzut oka wyglądają jak z kinowych horrorów, z drugiej strony, przychodzą tu ludzie na spacer, na jogging, nawet na piknik. J. K. Rowling pisząc pierwsze części Harry’ego Pottera wykorzystała imiona i nazwiska znalezione na edynburskim cmentarzu Greyfriars – dzisiaj jego ścieżkami błądzą tysiące fanów z całego świata.

Poniższe zdjęcia pochodzą z Londynu. Nie pamiętam nazwy dzielnicy, ale w pamięć zapadł mi spacer alejkami tego cmentarza. Nie byłam sama. Przede mną z typowym dla małych dzieci hałasem, w odblaskowych kamizelkach, spacerowały przedszkolaki. Oburzyć się czy uśmiechnąć?

12620016 Continue reading

Flamborough Head. W zetknięciu z żywiołem

Są na Ziemi miejsca, które swoje istnienie zawdzięczają ścieraniu się żywiołów. Walka jest ich stwórcą i jednocześnie sensem istnienia. Nie mogłam wymarzyć gorszej lepszej pogody dla odwiedzenia klifów nad Morzem Północnym – ze sztormem im do twarzy. 

_flamborough

flamborough_england_anamatusevic5

flamborough_england_anamatusevic1

flamborough_england_anamatusevic4

flamborough_england_anamatusevic3

flamborough_england_anamatusevic9

flamborough_england_anamatusevic7

flamborough_england_anamatusevic6

flamborough_england_anamatusevic2

flamborough_lighthouse_anamatusevic1

flamborough_england_anamatusevic8

flamborough_england_anamatusevic13

flamborough_england_anamatusevic12

flamborough_england_anamatusevic14

flamborough_england_anamatusevic15

flamborough_england_anamatusevic16

JakMalowany rok w podróży

To już jest koniec. I całe szczęście – ten rok zapisał się w moim życiu jako jeden z najbardziej trudnych. Taki, co dodaje siwych włosów i po którym można zacząć używać słów „bagaż doświadczeń życiowych”. A skoro mowa o bagażach – stałam się mistrzem w pakowaniu walizek. Wiem już, jak zmieścić w jednej niedużej i szpilki, i sukienkę, i ciepłą bluzę. Wiem też wiele innych rzeczy, na przykład…

sylwester w straburguStrasbourg nie ma Sylwestra z Jedynką

Alzacja i Strasburg to kierunek niewątpliwie wart odwiedzenia. W Święta stają się bajkową krainą pachnącą grzanym winem. Świąteczny jarmark pochłania całe stare miasto Strasburga i jest tak cudownie pięknie. Jednak jeżeli ktoś liczy na wystrzałowego Sylwestra, powinien albo zadbać o dobre towarzystwo, albo udać się gdziekolwiek indziej. Próżno szukać miejskich imprez czy fajerwerków. Po północy główny plac pustoszeje i jeżeli nie bawisz się w jednej z licznych knajpek czy domówek, można spokojnie pójść spać.

londyn w lutymLondyn w Walentynki wieje mrozem

Mówią, że miłość cię zagrzeje. Ale nie w Londynie, nie w lutym. Drobny deszcz i mroźny, porywisty wiatr zmusza założyć na siebie wszystko, co masz ze sobą. A aparat fotograficzny owinąć w mało seksowną niebieską folię. Okapturzona byłam niewidzialna, śmielej patrzyłam przez obiektyw, grzałam się kawą na wynos, spędziłam kilometry w czerwonych double deckerach z zaparowanymi oknami. Choć odchorowałam ten wyjazd, jednak się cieszę, że miałam okazję zobaczyć tę twarz Londka. Nawet na tradycyjne zakupy w Primarku nie zostało czasu!

wilno w kwietniu

W kwietniu Wilno kwitnie sakurą

Widok na stare miasto, zachód słońca nad rzeką, słodki zapach kwitnących wiśni. Sakury! Japoński sad powstał tuż przy wieżowcach po drugiej stronie Neris. Nowe miejsce romantycznych randek i spacerów. W ogóle, wiosna to idealny moment na odwiedzenie litewskiej stolicy. Parki zaczynają się zielenić, ludzie chętniej wychodzą z domu, można założyć ulubioną sukienkę, wypożyczyć rower. I pobłądzić w jeszcze nieodrestaurowanych uliczkach – jest ich coraz mniej i te miejsca wkrótce znikną. Każdy powrót do mojego rodzinnego miasta to nowe niespodzianki.

gdynia plaze

W maju polskie morze szumi inaczej 

Gdy w Trójmieście zaczyna roić się od turystów, a za chwilę plaże trzeba będzie omijać z daleka, spacer w Babich Dołach i na Oksywiu jest jak haust świeżego powietrza. W tym spokojnym krajobrazie szum fal brzmi jak cicha rozmowa. Bezkresne morze przecinają pozostałości dawnych falochronów, na brzegu  po nocnych połowach odpoczywają kutry rybackie. Po tylu latach wciąż nie mogę się nacieszyć z faktu, że mieszkam tu, nad morzem. Miejsce, w którym chcę być. Cudowność.

gibraltar spelnienie marzenGibraltar spełnia marzenia

Znacie to uczucie, gdy spełniają się marzenia? Ja już tak. Wiatr we włosach, rzut okiem w przepaść, oddychanie przestrzenią. Gdy byłam szczeniakiem, marzyłam zostać wielkim podróżnikiem. I jedną z wielkich podróży odbyć na Gibraltar. Przez lornetkę spojrzeć w stronę Afryki, przybić piątkę z małpią ferajną i ruszyć dalej w drogę. Oczywiście statkiem. W rzeczywistości nie zgadzał się jedynie środek lokomocji – po południu Hiszpanii jeździliśmy uroczym cabrio – jednak reszta pozostanie w mojej pamięci dokładnie tak, jak wymarzyłam lata temu.

szwedzkie kanoeZielona Szwecja to nie mit

Raj dla miłośników biwakowania! Bezkresne lasy, piękne jeziora, wolny dostęp do niemal każdego zielonego zakątka kraju. Gorzej z pogodą (nawet w sierpniu), ale Szwedzi zupełnie się tym nie przejmują. Pod okiem instruktora i w towarzystwie kilku wariatów w szwedzkim Vaxjo pokonuję strach przed głęboką wodą i wypływam na prawdziwym kanoe. Wiem już, że tego bohaterskiego czynu więcej nie powtórzę, ale jestem tak dumna ze swojego opanowania, że mogłabym dawać wykłady motywacyjne o pokonywaniu słabości!

kanion w armeniiOrmianie kochają polski las

Armenia zaskakuje mnie na każdym kroku. Kraj ten odkrywam poprzez rozmowy z nieznajomymi. Włóczę się po upalnym Erywaniu, zajadam bułki z pietruszką, popijam wino z granatów, przeżyłam rajd marszrutką. Ale największym zaskoczeniem do dziś pozostaje dla mnie miłość Ormian do naszych dębów, klonów i brzózek. To nie malownicze kaniony i wiekowe kościoły chcą mi pokazać. Tylko las, sto lat temu zasadzony przez Polaka. I jak tu się nie zakochać? Powrót na Kaukaz już jest na mojej liście „to-do-2015”.

ochryd

Macedonia jest najpiękniejsza jesienią

Byłą Jugosłowiańską Republikę Maceodnii przemierzam w październiku, gdy słońce jeszcze mocno przygrzewa i można zjeść śniadanie na drewnianym pomoście nad Ohrid. Jednocześnie krajobraz ubiera się w złoto i miedź, liście powoli zaczynają opadać i można przejechać dziesiątki kilometrów bez natknięcia się na turystów. Macedończycy witają cię polskim „dzień dobry” i jest to najlepszy moment, żeby złapać trochę ciepła przed zimą w jednym z piękniejszych (wciąż trochę) dzikich zakątków Europy.

Lenin w Grodnie

Lenin wciąż żywy

Choć w 2014 Europa Wschodnia ponownie zabrała się za obalanie pomników, są miejsca, gdzie Lenin wciąż żyje i ma się dobrze. W tym roku miałam okazję odwiedzić Białoruś po raz kolejny i nie wychodzę z zachwytu nad gościnnością poznanych tam ludzi, ich dystansem do białoruskiej rzeczywistości oraz umiejętności prowadzenia niemal normalnego życia w zupełnie innych, niż my znamy, warunkach. Spacer po Grodnie jest pełen kontrastów: od ładnego centrum po drewniane chałupy, od ruin zamku po więzienie dla politycznych.

meteory greckieKraina Skyrim istnieje naprawdę!

…i znajduje się w centralnej Grecji. Z krajobrazem nie z tej ziemi, Meteory zdecydowanie są jednym z najbardziej niezwykłych miejsc. Położone z dala od głównych autostrad kraju, poza turystycznym sezonem są  idealne na samotną wędrówkę, długie minuty ciszy, wpatrywanie się w Olimp na horyzoncie, chwile skupienia w podniebnych klasztorach. Dla większego efektu, warto zabrać ze sobą wygodne obuwie i żywą wyobraźnię.

ja w budapeszcie

Żeby lista podróżniczych odkryć była pełna, musiałabym jeszcze wspomnieć o ośmiorniczkach serwowanych w Andaluzji, o kwitnących różach w grudniu w Grecji, o sadach pomarańczy na Peloponezie i o wielu wielu innych obrazach, które zapadły mi w pamięć z datą 2014. Pora jednak na nowe marzenia i nowe plany, a realizacja ich na pewno będzie dużym wyzwaniem.

Na koniec starego i początek nowego, życzę Wam spełnienia marzeń, tych najbardziej dziwnych i niemożliwych. Bo dla takich chwil warto żyć. 

Londyn: obrazki mimochodem

W Londynie kończy się ciepły wiosenny dzień. Ludzie robią plany na wakacje, kupują nowe letnie ciuszki albo szybciochem dopijają poniedziałkowe piwo przy jakimś hipsterskim pubie, o którym wie tylko garstka wybranych. Tak jest dzisiaj. Ale jeszcze kilka tygodni temu zacinał deszcz, niemiłosiernie wiało i cieszyłam się, że nie dałam się zwieść blogerkom modowym, które na wiosenne zakupy zakładają lekkie ramoneski. W tamtym momencie pałałam najszczerszą miłością do mojej ciepłej kurtki i czapki. 

Deszcz w Londynie

Zwiedzałyśmy. Dużo chodziłyśmy. Błądziłyśmy ulicami, zaglądając w witryny sklepów, uśmiechając do ludzi w restauracjach. Z wydeptanych przez turystów szlaków schodziłyśmy w puste zaułki. I ponownie wracałyśmy do świata turystów. Mimochodem widziane ulice, ludzie, zasłyszane fragmenty rozmów.

Okolice Big Bena, serce pocztówkowego Londynu. Niemiłosierny ziąb przegania ciepłolubnych turystów do muzeów, oceanarium, gdziekolwiek, byle nie wiało i nie padało. Tymczasem znad Tamizy niesie się znajomy dźwięk dud. Mam nadzieję, że facet zadbał o ciepłą bieliznę.

Dudziasz nad Tamiza

Rozmowa Londyn

My z Anką, takie niby zaprawione wschodnioeuropejskimi zimami, grzejemy ręce gorącą kawą. Ale dobra pogoda to pojęcie względne. Show must go on. Idziemy więc dalej i pozwalamy zabawiać nas ulicznym rozweselaczom.

kolaz1

DSC_8182-1

DSC_8171-1

Twarze, sytuacje. Można tak chodzić godzinami. I kiedy wracam późną nocą do domu, zmęczona ludźmi i kakofonią języków, jutro znowu niecierpliwię się, chcę wsiąść do czerwonego autobusu i jechać w miasto. Tak po prostu.

Londyn czlowiek w witrynie

Londyn

Wieczór to ten moment, gdy musisz odpowiedzieć na parę cholernie ważnych pytań. Z kim? Gdzie? Co? Bo jeżeli w roku jest nieco ponad 360 wieczorów do zagospodarowania, w Londynie każdy będzie inny. Jeśli tylko zechcesz. Piccadilly Circus żyje dziś w rytmie reggae hip hop.

piccadilly circus night

camden town londyn

Camden nuci do bólu znaną piosenkę, której tytułu i wykonawcy nie mogę przypomnieć. Kilka kroków dalej zagłusza ją inna. A potem jeszcze inna. Aż w końcu nie słyszę nic, ale zaczynam czuć zapach jedzenia, które koniecznie muszę spróbować.

DSC_8176-1

camden town

camden town

camden town

Rynek w Camden Town. Można tu przyjść na zakupy, na obiad, na zwiedzanie. Jedzenie z różnych stron świata. Chińska tandeta imitująca coś bardziej szlachetnego. Rękodzieło 100%. Gadżety, o których marzy każdy emo-metal i suknie, za które da się pokroić każda porządna gotka. Pchli targ, antyki, półnagie tancerki w Cyberdogu.

Pół godziny jazdy autobusem stąd – nad wodą unosi się błoga cisza. To kanał, który przecina Islington. I malownicze barki, „parkujące” wzdłuż nabrzeża.

Mieszkanie barka Londyn

Barka w Islington

Inny świat. W szybach samochodów przeglądają się wiktoriańskie kamieniczki. Takie wrażenie, że i jutro, i za kilka dni, ba, nawet miesięcy to miejsce będzie wyglądać identycznie. Nieśpieszne, majestatyczne i takie do cna brytyjskie.

Islington

old car london

oldstyle car

 

Londyn północny: uroki Islington

Ponownie będzie o zauroczeniu i fascynacji, jaką żywię do tego, co jest arystokratycznie brytyjskie. Jeśli moja Anglia to niekończące się wrzosowiska i porysowana północnym wiatrem twarz rybaka z Whitby, to moim Londynem będą zadbane szeregowce i kołatki na kolorowych drzwiach.

kolatki-kolaz

Fajnie jest być turystą nietypowym, zamieszkać w najniebezpieczniejszej dzielnicy miasta, rozmawiać z imigrantami o wszystkich odcieniach skóry. Ale równie fajnie jest założyć wygodne buty i zrobić kilkudniową rundkę po miejscach z widokówek, po zadbanych uliczkach i uroczych parkach. Zobaczyć Londyn z angielskich komedii romantycznych, usłyszeć brytyjski akcent. Taki cel przyświecał naszemu wypadowi w tym roku. A dzięki kilku sympatycznym osobom zawędrowałyśmy w naprawdę piękne zakamarki północnego Londynu.

Islington

Spotykamy się przy stacji Angel – już sama nazwa wprawia mnie w dobry nastrój. Jesteśmy nieprzyzwoicie spóźnione, a wszystko za sprawą decyzji o poruszaniu się po Londynie autobusami. Jest to tanie i wygodne (tygodniowy bilet na autobus na Oyster Card kosztuje 20 funtów), bo sieć linii autobusowych ciasno oplata całe miasto. Jednak z powodu intensywnego ruchu i częstych korków trzeba się liczyć, że długość podróży będzie trudna do przewidzenia.

A więc Angel. Tutaj odbiera nas Marta – nasza przewodniczka po Islington. Postanawiamy iść przed siebie i bez większego planowania zobaczyć, dokąd poniosą nas nogi.

Riennahera

Marta prowadzi bloga riennahera.com i jest moją ulubioną „szafiarką”. A nogi niosą nas nad kanał, przy brzegu którego cumują malownicze barki. Barki są zamieszkałe, co widać już na pierwszy rzut oka. Zastanawiamy się więc, jak to jest mieszkać na takiej barce, czy nie doskwiera wilgoć i czy jest to bezpieczne.

Islington barki

Islington barki

DSC_7579-1

Zaczyna siąpić deszcz, więc wpadamy do knajpy. Podają tu… grzany cydr. Bunkrujemy się aż przestanie padać i możemy ponownie ruszyć na spacer. Islington jest jedną z 32 gmin/dzielnic tzw. Wielkiego Londynu. W samym Islington mieszka nieco ponad 200 tys. osób, czyli niewiele mniej niż w Gdyni.

Islington car

Islington

Zaglądamy na ryneczek staroci. W zasadzie jest to cała uliczka, nieduży zaułek, ze sklepami-antykwariatami i sprzedawcami starych skarbów. Marta rozgląda się za ładną porcelaną, ja grzebię w biżuterii. Bardzo brakuje mi takich miejsc w Trójmieście. W zasadzie największym świętem jest odwiedzenie straganów ze starociami na Jarmarku Dominikańskim, ale nadmiar turystów idzie w parze z wysokimi cenami. Działać próbowało Sopotello, ale inicjatywa zaczęła przymierać i nie wiem, jaki jest teraz jej los.

DSC_7628-1sm

DSC_7622-1sm

Islington

Marta mówi, że miejsce to jest nieco hipsterskie, chętnie odwiedzane przez miłośników nietypowych ubrań (czemu się nie dziwię) oraz miłośników kuchni Breakfast Club. To tu postanawiamy zostać na obiad i ustawiamy się w kolejce, w której przyjdzie nam zaczekać chyba z godzinę. Dodam, zanim ktoś nas wyśmieje, że warto było. To tu odkrywam, że bekon można podawać (i zjeść!) w zestawie z amerykańskimi plackami z syropem klonowym.

Islington car

Islington

Islington

Zastanawiam się, jak to jest, że postanawiając odwiedzić w Londynie najbardziej turystyczne miejsca, błądziłyśmy po mało uczęszczanych zaułkach, pełnych Brytoli z ich fantastycznym akcentem? Gdziekolwiek byśmy poszły, czy to pod Big Bena, czy do City, ostatecznie i tak zbaczałyśmy z głównej trasy, żeby zobaczyć coś nieoczekiwanego. Niezmiennie zachwycają mnie stare samochody, które na drogach Anglii można spotkać bardzo często – zadbane, na pełnym chodzie, niesamowite. A kultowe autobusy – double decki starej daty – które zeszły z tras kilka lat temu, żeby ustąpić miejsca nowoczesnym dizajnerskim NB4L (New Bus for London), znalazły nowe zastosowanie.

Islington double deck

kolaz-starocie

I tak sobie spacerujemy, zaglądamy do sklepów, w witryny, gadamy o wszystkim i o niczym. Wspomniałam, że Marta jest autorką bloga modowo-lifestylowego, oczywistym było, że bez krótkiej sesji zdjęciowej także się nie obejdzie. W tajemnicy przyznam, że bardzo podoba mi się uroda Marty i od dawna chciałam zaprosić ją przed swój obiektyw. Cudownie, że stało się to w Londynie, bo portrety w tej scenerii to było kolejne moje małe marzenie.

Riennahera

Riennahera

Riennahera

Wiele osób twierdzi, że najciekawszym aspektem Londynu jest jego wielokulturowy charakter. Na pewno ma to swój urok, ale właśnie takiego spokojnego i jednocześnie po angielsku pięknego miejsca zabrakło mi kilka lat temu, gdy przebywając w Londynie zamieszkaliśmy w dzielnicy o zupełnie innym klimacie. A trzeba zauważyć, że każda z dzielnic można traktować jak osobne nieduże miasto – posiadają własne władze, tylko sobie charakterystyczną atmosferę. Można mieszkać w jednej dzielnicy i nigdy nie bywać w żadnej innej.

Marta pisała kiedyś, że Islington jest miejscem, w którym mogłaby mieszkać. Ja napiszę, że jest to miejsce, w którym mogłabym bywać częściej.

Islington

islington-kolaz

Londyn da się lubić?

Cóż może być bardziej oklepane w dobie tanich lotów i masowej emigracji niż Anglia? Też tak myślałam. Aż odwiedziłam północny Yorkshire, potem fantastycznie prowincjonalną Walię i zachwyciłam się krajobrazami Szkocji. Na takim tle, Londyn wydawał mi się duszny, zatłoczony, zakurzony i zbyt hałaśliwy. Nie była więc to miłość od pierwszego wejrzenia, tylko zauroczenie kontrolowane. 

Mówią, że nie kocha się „za coś”, ale tym razem zróbmy wyjątek. Oto pięć powodów, dla których Londyn da się lubić.

Tourist friendly

Fajnie jest być turystą w Londynie. Na pewno ułatwia sprawę fakt, że się da dogadać po angielsku. W takiej Hiszpanii na przykład pomoc supermiłych i uśmiechniętych Hiszpanów będzie nikła, bo ich nie zrozumiesz. Ale najważniejszą rolę odgrywa świetnie zorganizowana i oznaczona komunikacja miejska oraz mapki, poustawiane w tych najczęściej odwiedzanych przez turystów dzielnicach. Żeby się nie zgubić, wystarczy zapamiętać kilka punktów orientacyjnych i kierować się nimi szukając dogodnego dojazdu.

Gdy zdarzyło nam się zapuścić w okolice, z których autobus nie jechał na żaden znany nam przystanek, dwukrotnie otrzymaliśmy pomoc od przypadkowych przechodniów – nawet o nią nie prosząc. Kiedy dyskutowałyśmy, który kierunek obrać, ktoś po prostu do nas podszedł i spytał, dokąd chcemy dojechać i wsadził do odpowiedniego autobusu. Kierowcy autobusów również zawsze chętnie tłumaczą i odpowiadają na pytania. Poza tym, zawsze spotykałam się z wyrozumiałością, gdy myliłam się płacąc brytyjskimi monetami. Ludzie nie boją się zadawać pytań na ulicy, w sklepach, wszędzie – super, że nie ma głupich pytań.

Londyn

Różnorodność

Angielski na ulicach słychać równie często, co polski, włoski czy francuski. W nieco odleglejszych od centrum dzielnicach przeważają języki, które nawet trudno jest zidentyfikować. Mnie, przyznam szczerze, trochę to męczyło, choć na pewno nie jest pozbawione swoistego uroku. Najbardziej podoba mi się jednak to, że każda dzielnica jest jakby osobnym miasteczkiem, z sobie tylko charakterystyczną atmosferą. Bo Westminster i londyńskie City to tylko mała część tego, co można zobaczyć i doświadczyć w tym mieście i wcale nie namawiam na wyprawy do „kolorowych” dzielnic. Takie np. Islington, po którym przewodniczką była dla nas Marta Riennahera, albo słynne Camden.

Różnorodność jedzenia także jest warta uwagi. Podczas ostatniego wypadu codziennie jadłyśmy coś innego: moje ulubione brytyjskie śniadanie (o zgrozo, w porze obiadowej), wątróbka drobiowa w Nando’s, tajskie żarcie na ryneczku w Camden, klasyczne fish&chips w pubie, hipsterskie amerykańskie placki na słono… Nie ma nudy!

Londyn

Angielskie puby

Chyba jedyne miejsce, w którym wszyscy są sobie równi niezależnie od pochodzenia, narodowości i stanu konta. Brytyjskie społeczeństwo do dziś jest mocno klasowe, a przy napływie imigrantów z całego świata łatwo o dodatkowe podziały i zamykanie się w gettach. W angielskim pubie możesz spotkać każdego: rodzinę z dziećmi, która wpadła na fish&chips, dwóch panów z garniturach, omawiających biznesowe sprawy, grupę przyjaciółek po zakupach, głośną gromadę chłopaków, zbłąkanych turystów… Lubię też charakterystyczny wystrój tych miejsc, dzięki któremu wszystkie puby są do siebie podobne i w każdym z nich można się czuć jak u siebie.

Londyn

Primark

Niech sobie Londyn ma Oxford Street ze wszystkimi markami świata, niech sobie ma dizajnerskie outlety, ale to w Primarku nawet z dychą (funtów) w kieszeni wiem, że mogę upolować coś fajnego! I nikt mi nie wmówi, że jakość ubrań w Primarku jest gorsza od innych znanych sieciówek, bo nie jest. Przynajmniej nie tak szkoda spranej koszulki, gdy ta kosztuje trzy funty, a nie 49zł. Na Oxford st. znajdują się dwa ogromne sklepy tej sieci, nie sposób nie wejść.

Tutaj też wspomnę charity shops, czyli sklepy charytatywne, w których można znaleźć używane ciuszki, książki, płyty i in. oraz księgarnie z używanymi książkami, które są piękne, tanie i można się w nich zgubić na długie godziny.

Cydr

Anglia to raj cydrem płynący. Londyn nie jest wyjątkiem. Jeżeli w Polsce Somersby nazywają „jabłkowym piwem” (tfu!), a polski można nabyć niemal wyłącznie w fajnych knajpach), w Londynie różnej maści cydry, nie tylko angielskie, można kupić w zwykłym Tesco. W knajpach podają też grzańca z cydrem.

lon2

Tanie loty

Umiem liczyć, ale tego punktu nie było w planie. Nie mogę jednak o tym nie wspomnieć na koniec notki. Londyn jest na wyciągnięcie ręki – lot trwa niecałe dwie godziny, a kosztuje niecałe sto złotych. My latałyśmy za 250zł w obie strony i kupiłyśmy bilety na spontanie. Planując podróż odpowiednio wcześniej i z rozmysłem, lot będzie jeszcze tańszy. Czy może być lepiej?

Walia: welcome to my castle

DSC_0959-1++

Kiedy byłam mała, moja ulubioną bajką była „Calineczka”. Czasami marzyło mi się też złowić złotą rybkę – to by była frajda. Ale odkąd zobaczyłam Walię… zapragnęłam zostać księżniczką. I zamieszkać w zamku – takim prawdziwym. Zobacz, jak może być fajnie!

DSC_0940-1

DSC_0944-1

DSC_0941-1

Za górami, za lasami, za siedmioma jeziorami, ktoś schował niezwykle malowniczy zakątek – Snowdonię. Jakby na przekór swojej nazwie, świeci tu słońce, a typowo angielska pogoda gości tylko przelotem. Droga do Snowdonii jest długa i pełna niespodzianek. Wiedzie przez łąki i pola, usiane kępkami wrzosu i pasącymi się owcami. To tędy musisz się udać, jeżeli chcesz dotrzeć do mojego zamku. Po drodze spotkasz moich poddanych, szczęśliwych i zawsze uśmiechniętych. Życie upływa im wśród szeleszczących górskich potoków i niekończących się się zielonych lasów. W Snowdonii nie ma miejsca na smutki.

DSC_0924-1

DSC_0936-1

DSC_0917-1

Wraz z mijanymi kilometrami, napotkasz tych, co ciągną tu z dalekich krajów, żeby tylko rzucić okiem na moje zamczysko. Pieszo, cztero- i dwukołowymi pojazdami, a niektórzy pokonując sztormy i morskie potwory, płyną na pokładach swoich statków. Ciekawskich zbiera się tu co niemiara, ale wszyscy co do jednego ulegają urokowi tego miejsca i głęboko wdychają czyste jak kryształ powietrze. Siadają wygodnie na nabrzeżu, przypatrują się pracy rybaków, rozmawiają. Cieszą się słońcem.

DSC_0983-1

DSC_0973-1

DSC_0974-1+

A oto i on! Witaj w moim zamku. Nie jakiejś tam oszukanej wieży czy zwykłym pałacyku. Zamczysko jak się patrzy – a patrzy się z każdej strony. Dumnie wznosi się nad zatoką, a na maszcie powiewa ognisty gryf. U stóp zamku wyrosło miasto, w którym od samego rana do późnej nocy jak mrówki krzątają się pracowici mieszkańcy.

A ty, jaką bajkę opowiadasz sobie do snu?

DSC_0987-1

DSC_0964-1

DSC_0960-1+

Snowdonię i Conwy Castle, przedstawione na zdjęciach, pokazała mi przyjaciółka, która w Walii znalazła swoje „żyje długo i szczęśliwie”.

Liverpool: a Day in the Life

[youtube width=”600″ height=”28″ video_id=”Sz4ipOHyMd8″]

Samolot kołuje nad Mersey, akurat w miejscu, gdzie na zakręcie robi się bardzo szeroka. Mogę dojrzeć przedmieścia. Za chwilę lądujemy na lotnisku im. Johna Lennona i kierujemy się w stronę doków. Czeka nas jeden dzień w mieście Beatlesów.

Liverpool

Liverpool to mieszanka. Przemysłowy klimat nabrzeża wraz z mijanymi kwartałami i oddalaniem się od centrum, przechodzi w  zabudowę w stylu kolonialnym. Wszędzie jednak przebija pamięć o sławnej przeszłości. Wieki przed tym, jak miasto rozsławił zespół muzyczny, słynęło z handlu niewolnikami. Przechadzając się między historycznymi budynkami przy dokach nad Mersey, bez trudu wyobrażam sobie, jak mogły wyglądać w XVII wieku, gdy miasto dostało „handlowego kopa” dzięki wymianie towarowej z Ameryką Północną. Szacuje się, że stąd odpłynęło 1,5mln niewolników, transportowanych na brytyjskich statkach. Ile wypłynęło pod inną banderą?

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool

The Beatles. Słychać ich wszędzie. Kilka knajp z dłuższą historią licytuje się nawet o to, która była pierwsza albo ważniejsza w karierze czwórki z Liverpoolu. Sama nigdy nie rozumiałam, na czym polega fenomen Beatlesów, ale lubię ludzi z pasją. Takich, którzy za punkt honoru uznają odwiedzenie wszystkich związanych z ich idolami miejsc w tym mieście. A jest ich wiele, ponieważ chłopacy byli bardzo związani z Liverpoolem. Śpiewali o jego mieszkańcach i jego ulicach. Jak np. Penny Lane, którą musi odwiedzić każdy beatlomaniak. A jeżeli nie ma czasu na błądzenie po mieście, można przejechać się na karuzeli w rytm największych hitów Beatles.

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool jest jednym z nielicznych miast UK, którym trochę się oberwało podczas drugiej wojny światowej. W tym czasie odgrywał ważną rolę jako port, dlatego w 1941 roku Luftwaffe zbombardowało ujście Mersey podczas tzw. Liverpool Blitz. Pomnikiem dla poległych oraz „pamiątką” tamtego wydarzenia jest the bombed-out church. Ruiny kościoła zachowano, a obecnie słuzy jako centrum kulturalne – miejsce wystaw i projekcji filmowych.

Liverpool

Przypomina mi to (ironia historii) zbombardowany kościół w Berlinie, również zachowany ku pamięci dla potomnych. Nie jest to też miejsce smętne, tylko wykorzystywane w najrozmaitszy sposób (patrz fotę wyżej).

Błądząc dalej w nieznane, bez mapy i GPSu, dotarliśmy do miejscowej katedry, u stóp której znajduje się cmentarz-park. W tym uroczym zakątku spotkaliśmy spacerowiczów i wesoło piknikującą ekipę. Podczas mojej poprzedniej wyprawy do UK takie miejsca mogłam obejrzeć tylko w Whitby, teraz nie omieszkałam zajrzeć na każdy cmentarz, jaki napotkałam. Mała gothic girl we mnie nie daje o sobie zapomnieć.

Tak minął nam dzień. Jeden dzień, w przeciwieństwie do tytułowej piosenki Beatelsów, bez gazet i wiadomości.

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool

Liverpool

P.S. Tło muzyczne nie ma nic wspólnego z Liverpoolem. Po prostu towarzyszyło mi dzisiaj pisaniu.

Malowane historie na Facebooku >>