O czym warto pamiętać, wyruszając w podróż samochodem

Najsmutniejszym momentem mojej samochodowej podróży z Polski do Grecji wcale nie był mandat za brak opłaty parkingowej w Budapeszcie. To nie ruch drogowy w Belgradzie zostawił smutne wspomnienia. Ani nawet stan portfela po przejechaniu wzdłuż Grecji autostradą. Najgorsza była chwila, gdy uświadomiłam sobie, że to już koniec drogi. Gdy nawigacja bezdusznym głosem oznajmiła „jesteś u celu”.

szczęście to,..

Jednak na początku wcale nie byłam taka pewna, czy wszystko pójdzie gładko i zgodnie z planem. Czas również mieliśmy ograniczony – do Aten musieliśmy dotrzeć najpóźniej w nocy z 11 na 12 października. Była to też pierwsza moja tak długa trasa, którą musiałam pokonać za kierownicą samodzielnie, dlatego obaw było co niemiara.

Trasę zaczęłam planować, gdy tylko zapadła decyzja o tym, że jadę. Wybrałam, z mojego punktu widzenia, najłatwiejszą, przez Czechy, Słowację, Węgry, Serbię i Macedonię. Następnie sprawdziłam, czy nie potrzebuję wiz i co muszę mieć ze sobą przy przekraczaniu granicy samochodem. Takie praktyczne rady można znaleźć na forach internetowych oraz kilku blogach, jednak większość okazała się być sprzed kilku lat i tym samym informacje były przestarzałe (np. w Serbii kierowcy muszą mieć włączone światła mijania również w dzień).

Podróż jest zawsze dużą niewiadomą. Niespodzianki czekają na każdym kroku, ale tych niemiłych jest znacznie mniej, kiedy uczymy się na doświadczeniu innych. Dla wszystkich chętnych podjęcia autowyzwania, zebrałam kilka moich spostrzeżeń, które mogą się przydać.

1. Samochód. Przed wyjazdem poprosiłam mechanika o dokładne sprawdzenie stanu technicznego auta. Za radą przyjaciół, sprawdzone zostały również koła, w tym to zapasowe. Chciałam być pewna, że w czasie podróży nie ujawni się żadna niespodziewana usterka. Szczególnie, że to, co znajduje się pod maską, wciąż pozostaje dla mnie prawdziwą magią.

2. Zielona karta. Jeżeli trasa prowadzi poza granice Unii Europejskiej, poproś swojego ubezpieczyciela OC o tzw. zieloną kartę. Zielona karta sama w sobie nie jest ubezpieczeniem, lecz potwierdza posiadanie OC w nieunijnych krajach Europy. O jej pokazanie poproszono mnie na granicy serbsko-macedońskiej. Nie wiem, jak inni, ale w PZU zielona karta jest bezpłatna dla posiadaczy OC tej firmy.

3. Opłaty za drogi. Czechy, Słowacja i Węgry posiadają wygodny system winiet. Winiety można kupić na stacji benzynowej lub na granicy. Koszt winiet wyniósł mnie odpowiednio: 310 koron czeskich w Czechach, 10 euro w Słowacji i 13 euro na Węgrzech. W Serbii, Macedonii i w Grecji opłaty za autostrady wnosi się, podobnie jak w Polsce, na bramkach. Przejazd z Trójmiasta do Katowic autostradą (a właściwie płatna autostrada skończyła się ok. 100km przed Łodzią) kosztował mnie 30zł. W Serbii na bramkach wydałam 13 euro, w Macedonii 6 euro (ale po Skopje zboczyliśmy na górskie drogi w okolicach Ohrid), w Grecji bezproblemowa jazda z pięknymi widokami kosztowała 38 euro (od granicy z Macedonią aż do Koryntu).

samochodowa podroz po europie

4. Noclegi. Chciałam zostawić sobie wolną rękę, jeśli chodzi o czas przyjazdów i odjazdów do poszczególnych punktów na trasie, dlatego nie planowałam noclegów zawczasu. Najczęściej rezerwowaliśmy jakiś hotel lub pensjonat na booking.com niemal tuż przed przyjazdem do konkretnego miejsca. Dzięki temu udało nam się znaleźć fajne miejsca za okazyjną cenę (taki last minute). W Budapeszcie nocowaliśmy dwa kroki od starego miasta Budy, w Skopje w przesympatycznym apartamencie, a w Atenach w dizajnerskim pornohotelu (zainteresowaym przybliżę szczegóły!). Najbardziej nieudanym wyborem był przydrożny hotel w Serbii, gdzie za 40 euro mogłam słyszeć zza ściany każdy szmer i chrap, natomiast najbardziej udany nocleg znalazł nas w Ochrydzie. Zaczepił nas miły chłopak na rowerze, który zaoferował pokoje z widokiem na miasto, góry i jezioro za zawrotną cenę 20 euro. Cudowne miejsce.

5. Przekraczanie granic. Chyba nie muszę pisać o tym, że przekraczanie granic w Unii Europejskiej jest wręcz niezauważalne. W wielu miejscach nie ma nawet ani śladu po szlabanach. Trochę martwiłam się o czas, jaki przyjdzie spędzić na granicy węgiersko-serbskiej, serbsko-macedońskiej i później na wjeździe do Grecji. W każdym z wymienionych przypadków obawy były bezpodstawne: na każdej z nich spędziliśmy od 5 do maksymalnie 30 minut.

6. Dokumenty. Co się może przydać? Oczywiście paszport (w granicach Unii – dowód osobisty), prawo jazdy, dowód rejestracyjny, OC i wspomniana wyżej zielona karta.

7. Inne wydatki. Poza wydatkami na drogi i noclegi, musieliśmy też kilka razy zapłacić za parking oraz jeden mandat za brak opłaty parkingowej (ok. 20 euro w Budapeszcie). Ale wybieraliśmy (naszym zdaniem) bezpieczne miejsca do parkowania ze względu na sporą ilość bagażu w samochodzie i na parkingach nie oszczędzaliśmy. Wymagało to jednak czasami od nas lekkich akrobacji z kombinowaniem bilonu. Gdzieś w czeluściach internetu przeczytałam też, że Serbowie wymagają zapasowego kompletu żarówek samochodowych, więc takie nabyłam po drodze.

Jak widać, nie taki diabeł straszny, jak mogło się wydawać na początku. Jeżeli ktoś z was odbył podobną podróż, podzielcie się wrażeniami. Bo powoli zaczynam planować kolejną!