Miasto dla ludzi

To już dwanaście lat. Tylko i aż. Tylko, bo tyle zmian w tak krótkim czasie – zmian pięknych i ważnych. Aż, bo to kawał mojego życia. 

vilnius6

Początki były trudne. Powroty cieszyły i bolały jednocześnie. Zmiany, niekiedy drobne, innym razem bardziej widoczne, zamiast cieszyć – martwiły. Moje Wilno, najukochańsze, najpiękniejsze, pokazywało zupełnie inną twarz, niż do tego przywykłam. Znikały ulubione sklepy, bary mleczne. Tu się uczyłam do matury. A tu przychodziłam z chłopakami, żeby pogadać o sensie życia (sorry, takie miewam randki). A teraz w tym miejscu bywa ktoś inny. A tamto zupełnie się zmieniło i nikt już nie przychodzi.

Najpierw znikła granica. Kilometrowe kolejki. Mundury. Groźne spojrzenia i psy na smyczy. Dziś trudno uwierzyć, że w tym miejscu stał szlaban. Jestem tutaj po raz pierwszy jako kierowca, więc rozglądam się z ciekawością. Ale nie ma nikogo, kto by mnie chciał zatrzymać, spytać o cel wizyty, zajrzeć do środka. Tak jest od dziesięciu lat, a wydaje się, że od zawsze.

vilnius2

W ogóle żyję w ciekawych czasach. Geolodzy mówią, że najmniej stabilnie jest w miejscach zetknięcia płyt tektonicznych, takich jakby dużych kawałków skorupy Ziemi. Płyty ocierają się o siebie, zgrzytają, zderzają, obsuwają powodując trzęsienia ziemi, ale również są miejscem powstawania cudów natury. Dziś to taki moment na krawędzi połaci czasu. Poprzednia epoka nie jest datą z podręcznika, to żywe wspomnienia, ludzie. Przyszłość nie jest mrzonką. Są nią ludzie z wizją, pełni chęci do działania.

Idąc po moim i już-trochę-nie-moim mieście widzę, jak te połacie czasu nachodzą na siebie, zgrzytają, przepychają. W skutek czego możesz się znaleźć w cudownym zawieszeniu, jednocześnie tu i tam, teraz i kiedyś. I spojrzeć przed siebie.

vilnius7

Moje i już-trochę-nie-moje Wilno stało się miastem dla ludzi. Na razie głównie centrum, ale wierzę, że to promieniowanie od środka dotrze aż do najdalszych zakątków.

Parę krótkich spacerów, dwa zachody słońca przeglądające się w szklanych wieżowcach. Dobra kawa i obcas utknięty między kocimi łbami – tyle czasu zdążyłam spędzić w tym roku w Wilnie. Ale są rzeczy, do których już tęsknię.

Rowery. Centrum Wilna okupują rowerzyści. Miejskie, takie na kartę, stylowe, takie z koszykami, sportowe, takie szybkie, i cała masa innych. Jeszcze kilka lat temu wszyscy się śmiali z włodarzy miasta, że takie pomysły próbują do stolicy sprowadzić. A tu nawet nie zauważyłam, kiedy ludzie przesiedli się na dwa kółka.

vilnius5

vilnius3

Ludzie oswoili szklaną dżunglę po drugiej stronie rzeki. Tam, gdzie wyrosły wieżowce, banki, centra handlowe. Wbrew obawom, miejsce to zaczęło tętnić życiem dzięki tarasom widokowym, boiskom do koszykówki, parkourom rowerowym, trawnikom do opalania się i piknikowania. I jeszcze pachnący ogród – wyobraźcie sobie, że u stóp tak znienawidzonych początkowo wieżowców cudnie kwitnie sakura.

Wilno staje się miastem dla ludzi. Ludzi aktywnych i patrzących prosto w oczy. Uśmiechających się, przesiadujących w ogródkach kawiarni, na ławkach, huśtających się na huśtawkach. Rozmawiających o sensie życia w miejscu z widokiem na meandry rzeki. Cudowność.

vilnius1