Jest piątek, siódma rano. Moi współlokatorzy wpadają do domu z pełnymi siatami świeżych warzyw. Od świtu na krańcach Xylokastro rozkładają swoje stoiska lokalni rolnicy, towar zwożą na starych pickupach. W to przedpołudnie na bazarku pojawi się niemal każdy – aby zrobić zakupy na cały tydzień, przy okazji też porozmawiać, bo bez tego Grecy nie byliby Grekami.
Nie błądzę, trafiam na targ idąc w kierunku przeciwnym, niż obładowane siatkami rowery i skutery. Odkąd wielu Greków straciło pracę, a kryzys stał się dotkliwym doświadczeniem dla wielu rodzin, zakupy na bazarze ponownie nabrały na znaczeniu. Można tu sprzedać i kupić wszystko, co da się wyhodować pod greckim słońcem. Ekologiczne, domowe: warzywa, owoce, wino, miód. Świeżo złowione ryby. Jaja od szczęśliwych kur. Jest październik i stoiska aż kipią kolorami.
Mój aparat wzbudza zainteresowanie, pytam, czy mogę zrobić kilka zdjęć. Nagle ląduję w samym centrum zgiełku – leciwi panowie wciągają brzuchy i zaczynają pozować. Jednocześnie przekrzykują się z innymi sprzedawcami, kierując mnie, komu jeszcze muszę zrobić zdjęcie! Niewiele rozumiem, angielski wcale nie jest pomocny, więc tylko się uśmiecham i powoli idę do przodu. Przy okazji zostaję poczęstowana rodzynkami, orzechami i już wiem, że będę tu wpadać częściej.
W zależności od tego, czego szukasz, na bazar warto wybrać się z samego rana lub tuż przed końcem dnia targowego, czyli ok. 13. Z rana można mieć pewność, że niczego nie zabraknie, natomiast w południe zredukowane ceny zachęcają do wykupienia resztek.
Grecja prawdziwa, żywa, na wyciągnięcie ręki! Wkrótce więcej zdjęć i opowieści.
fot. Ana Matusevic; kopiowanie i rozpowszechnianie tekstu oraz zdjęć bez mojej pisemnej zgody zabronione.