Babie lato potrafi namieszać w głowie. Kiedy budzi mnie słońce i rąbek błękitnego nieba, widoczny przez okno, rower zaczyna niespokojnie przebierać pedałami. Telepatycznie przekazuje kategoryczny sprzeciw schowania go do piwnicy. „To jeszcze nie pora” – woła. Nie mam więc wyjścia – jedziemy na wycieczkę!
Sąsiedztwo Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego daje pole do popisu. Można zaplanować krótkie rowerowe spacery lub podążyć jednym z dłuższych szlaków, wędrując na przykład do Wejherowa. Albo odwiedzić dalsze dzielnice miasta, docierając do nich leśnymi ścieżkami.
Przez miasto prowadzi kilkanaście ścieżek rekreacyjnych, a rowerowe ścieżki komunikacyjne w sumie liczą ponad 50km. Najdłuższa prowadzi od Warszawskiej aż do granic miasta z Rumią.
Jednak moja ulubiona trasa wcale nie wiedzie przez malownicze pagórki. Nie ujrzysz tu dzików ani wiewiórek. Moja trasa w klimacie przemysłowym prowadzi przez jedną z głównych arterii Gdyni, zbacza do zaniedbanej części Pogórza, skręca na miłe oku blokowiska z wygodnymi ścieżkami rowerowymi, aż w końcu wyjeżdża na prostą wzdłuż ulicy Janka Wiśniewskiego.
Start – przy Akademii Morskiej w Gdyni. Wzdłuż Morskiej prowadzą ścieżki rowerowe – raz po jednej, innym razem po drugiej stronie ulicy. Po przejechaniu pod estakadą, skręcam w prawo na Chylońską. Tutaj ścieżka rowerowa się kończy, ale ten odcinek nie jest długi. Prowadzi między blokami i podwórkami, żeby po chwili skręcić w prawo – na jedyny w Gdyni wielotorowy przejazd kolejowy. Znienawidzony przez kierowców, dla mnie wydaje się być punktem must see. Szlabany tutaj opadają dosłownie co kilka minut, a po torach śmigają SKM-ki i pociągi dalekobieżne. Fajne miejsce do trainspottngu. Niezbyt dobry wybór dla tych, co się spieszą.
Dalej ulicą Pucką aż do skrzyżowania z Unruga. Okolica przemysłowa, więc mało zachęcająca do dalszej eksploracji. Chyba, że ktoś ma fioła jak ja. Z przyjemnością przystaję przy składowanych tutaj kontenerach i wypatruję pociągów towarowych. Stukot kół pociągu kojarzy mi się z odległym dzieciństwem, gdy zasypiałam przy odgłosach niedalekiego od domu dworca kolejowego.
Pora wspominki odłożyć na bok, jedziemy dalej. Po prawej stronie majaczy czerwony komin elektrociepłowni gdyńskiej. Powietrze ma tu nieco inny smak, ale w przemysłowo-portowych dzielnicach trzeba się z tym liczyć. Od strony ulicy Puckiej podchodzę bliżej, choć wysoki płot uniemożliwia dłuższy spacer. Trzeba ruszać dalej.
Teraz jazda jest czystą przyjemnością. Wzdłuż ulicy Unruga, aż do Kwiatkowskiego, prowadzą nowe proste ścieżki rowerowe. Pod koniec ulicy skręcam w prawo na estakadę i już jestem w jednym z moich ulubionych miejsc. Pod estakadą znajduje się przystań promu Stena Line i składowiska kontenerów. Rozpościera się też widok na port Gdyni z zupełnie innej perspektywy. Suwnice, dźwigi – wszystkiemu można się przyjrzeć z bliska, podczas pracy. Ma to coś z portowego uroku.
Ostatnia część trasy prowadzi wzdłuż Janka Wiśniewskiego – dość nużący odcinek. Jeżeli mam jeszcze sił, zbaczam w lewo w stronę Nabrzeża Belgijskiego. To tu powstaje Muzeum Emigracji, a latem przypływają ogromne wycieczkowce. Powrót na Wiśniewskiego jest szybki i prosty – ostatnie wyzwanie stanowi wniesienie roweru na wiadukt przy SKM Gdynia – Stocznia.
Za każdym razem, gdy przemierzam tę trasę, odkrywam coś nowego. Przemysłowe i portowe dzielnice mają w sobie niesamowity klimat. Tak jakby śpiące, a mimo to ciągle w ruchu. Jakby zaniedbane, a niezwykle ważne na mapie miasta. Jeżeli znacie podobne miejsca, do których łatwo dojechać rowerem, szepnijcie słówko.
P.S. Pamiętacie, że zarówno w SKM, jak i gdyńskiej komunikacji, przewóz roweru jest bezpłatny?