Armenia: widok z urwiska

Ruiny. Tego dnia stają się tematem przewodnim naszego wypadu na północ Armenii. Najpierw zniszczony przez trzęsienie ziemi kościółek we wsi, w której byliśmy chyba jedynymi turystami od dłuższego czasu, potem Tormakavank, z którego zostały tylko fundamenty i trochę muru, aż w końcu docieramy do Saghmosavank. 

Ormianie są dumni ze swojej chrześcijańskiej przeszłości. Anna, która towarzyszy mi tego dnia, może godzinami opowiadać o dawnych klasztorach, kaplicach i kościołach rozsianych po całym kraju. „Po prostu uważam, że każdy z nas powinien znać swoją historię” – odpowiada zapytana, skąd tyle wie. Pochodzi z niedużej wsi w górach, ma około dwudziestu pięciu lat i jestem niezwykle zaskoczona jej podejściem. Szczególnie, że na twarzach młodzieży spotykanej w mijanych miasteczkach i wsiach, nie maluje się głód wiedzy.

Saghmosavank Armenia

Ciepłe mury. Pół Armenii jest wybudowana z tufu, kamienia o specyficznej czerwonawej barwie. Po długim upalnym dniu grube mury nagrzewają się na tyle, że można się przy nich ogrzać jak przy lekko ciepłym piecu. W środku wilgoć, też ciepła. Kiedy oczy przyzwyczają się do półmroku, zauważam, jak bardzo ta świątynia różni się od znanych mi kościołów katolickich. Półpuste pomieszczenia, oszczędne ozdoby, całość o wyglądzie niemal antycznym, a przecież do dziś tutaj regularnie odprawiane są modły.

DSC_3558-1sm

DSC_3554-1sm

Historia Saghmosavank sięga XIII wieku – w tych dawnych czasach duchowni mają niebywałego nosa do dobrych lokalizacji. Kościół wybudowano na skraju wąwozu rzeki Kasach. Gdzieś w oddali można dostrzec Aragac – najwyższy szczyt Armenii w obecnych jej granicach. W późniejszych wiekach, szczególnie pod panowaniem Turków, takie kościoły jak ten często pełnią dwojaką rolę. Z jednej strony, pozostają dobrze zorganizowanym miejscem kultu, z drugiej – prowadzą tajne szkoły dla Ormian. Książki przechowuje się w specjalnych tajnych skrytkach w ścianach w obawie przed konfiskatą i zniszczeniem ich przez Turków.

DSC_3545-1sm

Dzisiejsza Armenia to miejsce, w którym majaczy duch komunizmu oraz odczuwalna jest bliskość kultury tureckiej. Jednak mimo nie zawsze szczęśliwych zrządzeń losu, Ormianom udało się zachować swoją religijną i narodową tożsamość. Są, na przykład, niezwykle dumni ze swojego wyjątkowego języka i alfabetu. Na erywańskim rynku można kupić breloki, ramki do zdjęć w kształcie liter, litery się wyszywa na obrusach, na małych krzyżykowych obrazkach, haftuje złotą nicią… Co ciekawe, funkcjonują dwa ormiańskie dialekty – jeden, to ten, który da się słyszeń na ulicach Erywania, drugim natomiast posługują się Ormianie z diaspory. Choć ten drugi powoli zanika i, jak się okazuje, często jest niezrozumiały dla Ormian mieszkających w Armenii.

DSC_3559-1sm

Chaczkary, czyli kamienne krzyże – niebywale ciekawy wytwór ormiańskiej kultury. Od dawien dawna mniej lub bardziej pomysłowo i bogato zdobione w ornamentami wykute w kamieniu krzyże funduje się z okazji ważnych okoliczności. Stawiane są dla upamiętnienia wydarzeń lub w określonej intencji. W Armenii są ich tysiące, poza granicami kraju również się pojawiają – wszędzie tam, gdzie zawędrowała ormiańska diaspora. Podobno jeden znajduje się przy kościele św. Piotra i Pawła w Gdańsku (do sprawdzenia!).

DSC_3549-1sm

Armenia to kraina górzysta. Nawet dziecko zna kształt świętej góry Ararat. Choć obecnie znajduje się na terenie Turcji, zarys jej wierzchołka widnieje na alkoholu, słodyczach, na pamiątkach, kartkach pocztowych, kiczowatych obrazkach. Góry to naturalne środowisko dla Ormian, o czym przypomina mi Anna. Akurat w momencie, gdy z zachwytem przysiadam na skraju wąwozu. Zamiast w góry, chce nas zabrać do ogrodu dendrologicznego w Stepanavan, założonego przez Polaka. Ale to już historia na osobną opowieść.

DSC_3531-1sm

 DSC_3541-1sm

fot. Ana Matusevic, powielanie i kopiowanie bez mojej pisemnej zgody jest zabronione. 

ZdjęciaL Nikon D7000, Tamron 17-50 f/2,8