Armenia: dzień targowy w Erywaniu

Na Wernisażu w dzień targowy takie słyszy się rozmowy: „Krasiwyj suwenir dla krasiwoj dewuszki!”, „Ruskaja, szto pakazat?”, „Dewuszka, dioszewa atdam!”. Niedzielny targ w okolicy erywańskiego Placu Republiki to miejsce, gdzie kupisz wszystko.  

Powoli suniemy alejkami, z tłumem. Bramę targowiska stanowią zwały starych książek. Sowiecki atlas samochodowy, radziecka historia Górskiego Karabachu, Mały Książę po ormiańsku. Dużo podręczników – właśnie ruszył nowy rok szkolny i troskliwe rodzicielki okupują stoiska z używanymi pomocami naukowymi.

Erywan stare ksiazki

Wernisaż – nazwa dumna. Tak naprawdę jest to duży pchli targ, taki z prawdziwego zdarzenia. Wyroby tradycyjnego rzemiosła, np. rzeźba w drewnie czy dywany, starocie, ubrania z drugiej ręki, biżuteria i plastikowa chińszczyzna. Wszystko czego dusza zapragnie, doprawione lekkim kaukaskim kiczem. Wzbudzamy zainteresowanie prawie przy każdym stoisku. Blada cera sugeruje, że mamy kasę, a słowiańska uroda – że ceny należy przeliczyć na ruble. Czasami prowadzi to do nieporozumień, ponieważ 10 tys. ormiańskich dram to ok. 1 tys. rosyjskich rubli. A więc, gdy przychodzi do płacenia, można lekko się zdziwić…

na rynku w armenii

Nie zawsze jednak głównym celem jest upchnięcie towaru. Sprzedawcy się nie nudzą – grają w karty, szachy, zagadują, rozmawiają. Tak poznajemy Lucy. Pyta, skąd jesteśmy, opowiada, że niedawno była w Polsce, odwiedzała znajomych z wolontariatu we Włoszech. Wymieniamy się kontaktami – moja towarzyszka podróży, Natalia, koniecznie ma się odezwać, kiedy wróci do Erywania w październiku na swój projekt.

Lucy EVS

Tacy, jak nasza nowa koleżanka, stanowią mniejszość. Dla większości jesteśmy Rosjankami, ewentualnie Ukrainkami. Kiedy żalę się jednemu ze sprzedawców, ten wyjaśnia: wy, słowianki, wszystkie jesteście podobnej urody. Nie obrażam się więc, ale przy następnych stoiskach upewniam się, że cena jest na pewno w dramach.

Rosjanie to najliczniejsza grupa narodowa, która odwiedza Armenię, turystycznie lub w innych celach. Polacy również bardzo chętnie przyjeżdżają do Erywania. Niestety, infrastruktura turystyczna nie jest rozwinięta. Jeżeli ktoś nie zna ormiańskiego lub rosyjskiego, podróżowanie po tym kraju na własną rękę będzie znacznie trudniejsze. Ale ma to też swoje dobre strony – Ormianie chcą rozmawiać, opowiadać i pomóc, a nie tylko czerpać zysk z turysty. Kelner w knajpie z uśmiechem odsyła nas do konkurencji, kiedy dowiaduje się, że szukamy chinkali. Sprzedawca na targu cierpliwie wyjaśnia, do czego służą sprzedawane przez niego przedmioty. Przypadkowo spotkany mężczyzna napełnia nam butelkę wodą, inny radzi, co jeszcze musimy jeszcze zobaczyć.

Wyjątek mogą stanowić Azerowie i Turcy. Granice z tymi dwoma krajami są zamknięte, Armenia jest w stanie wojny z Azerbejdżanem, niedawno ponownie zaognił się konflikt o Górski Karabach. Młoda Ormianka z hostelu przekonuje, że Azerowie i Turcy są traktowani jak każdy inny turysta, ale docierają do nas informacje, że nie zawsze tak jest. Podobnie Ormianie unikają podróży do Azerbejdżanu. Na braku oficjalnych kontaktów handlowych i dyplomatycznych zyskuje Gruzja – to na jej terytorium dochodzi do wielu spotkań i kontraktów między azerskimi i ormiańskimi firmami.

Wróćmy jednak na nasz targ. Ormiańska sztuka ludowa to m.in. miniatury manuskryptów. Sto lat od przyjęcia przez Armenię chrześcijaństwa jako religii państwowej (pierwsza w świecie!), zostaje opracowany alfabet ormiański. Mnisi zaczynają więc przepisywać święte księgi w ojczystym języku. Piszą na pergaminie, a miniaturzyści zdobią je iluminacjami: postacie biblijne, fantastyczne stworzenia, ornamenty roślinne, bogato zdobione inicjały. Dzisiaj podobne wzory są powielane na tkanych lub wyszywanych obrazkach i obrusach.

DSC_3581-1sm

Inną tradycją narodową jest tkanie dywanów. W tej materii czeka mnie lekki zawód – dywany, sprzedawane na Wernisażu, wyglądają na przykurzone, brudne i niechlujne. Za to panowie o podobnej aparycji, wykazują dużą dawkę energii i wigoru. „Dewuszki, jesli ustali, sadites tut!” – wołają do nas, kiedy zmęczone upałem przysiadamy na murku. Nie wykazujemy zainteresowania propozycją, ale pytamy, jak się nazywają tkane ormiańskie czapki. „Armianskij szapka” – pada odpowiedź. Rozczarowane opuszczamy gościnny zaułek dywaniarzy.

sprzedaz dywanow Armenia

dywany i czapki Armenia

Ormianie na bazarze

Ormianie wykazują ogromne zamiłowanie do tzw. durnostojek, choć niektóre wykonują z polotem. Wiele pamiątek wykonywane jest ręcznie, o czym można się przekonać na miejscu, obserwując pracę np. rzeźbiarza w drewnie. Drewniane ryciny przedstawiają wszystko: od Araratu i chaczkary po portrety polityków. Wśród instrumentów na uwagę zasługują bębny oraz duduk – tradycyjny instrument dęty, który od Ormian przejęli Turcy, Azerowie i Gruzini. W Armenii funkcjonują specjalne uczelnie wyższe, nauczające gry na tym instrumencie.

osiolek w armenii

rycina w drewnie

bebny ormianskie

ormianska dziewczyna

Obok targowiska z wyrobami artystycznymi, dużo miejsca zajmuje handel starociami. Tutaj można spędzić cały dzień na poszukiwaniach perełek. Naczynia, aparaty fotograficzne, różnego rodzaju gadżety, nawet instrumenty medyczne. Wernisaż jest też chyba jedynym miejscem w mieście, gdzie można kupić ciuchy secondhand. Typowych lumpeksów nie ma.

handel starociami

militaria starocie armenia

DSC_3612-1sm

ubrania secondhand erywan

stare militaria zsrr

Ormianki przyciągają uwagę swoją niezwykłą urodą. Zawsze zadbane, w pełnym makijażu, o figurze modelki. Rzadko się uśmiechają, przez co wydają się być wyniosłe i niedostępne. Jednak przy bliższym poznaniu często okazują się być ciepłymi i serdecznymi osobami. Najbardziej skorzy do rozmowy są panowie. Bez oporów taksują kobiety od głowy do stóp i zaczepiają w mniej lub bardziej, choć częściej jednak w mniej, wymyślny sposób.

ormianska dziewczyna portret

Targ na Wernisażu odbywa się w każdą niedzielę. Oprócz staroci, pamiątek i tradycyjnych wyrobów, znajdzie się też coś dla ekscentryków. Bogato rzeźbiony w drewnie rosyjski dwugłowy orzeł, duże plastikowe trójwymiarowe obrazy, futra, części samochodowe, nawet pół tablicy Mendelejewa w butelkach po coca coli. Szukasz ciekłego azotu, formaliny, kwasu? Proszę bardzo.

wernisaz erywan armenia

kiczowate obrazy erywan

futra armenia

Po zakupach idziemy na szaszłyki. Słońce wciąż praży niemiłosiernie, więc napełniamy butelki wodą z pulpulaków i zalegamy w cieniu. Na spacer będzie czas wieczorem.

portret w armenii

fot. Ana Matusevic, powielanie i kopiowanie bez mojej pisemnej zgody jest zabronione. 

Armenia, cz. 1 >>